Zapraszam na Motoblender. Czy pobrałeś już sobie mojego darmowego ebooka o motoryzacji hiszpańskiej?
Zrób to, bo wiesz, może zabraknąć. Tak jak wszystkiego na świecie. O brak wszystkiego obawiali się protestujący z Michigan, którzy urządzili protest motoryzacyjny w mieście Lansing, żeby zaprotestować przeciwko restrykcjom w przemieszczaniu się nałożonym przez gubernatora tego stanu. Innymi słowy: kilkuset, a może kilka tysięcy konserwatywnych Amerykanów (bezrękawnik, broda, broń i czapka z Trumpem) jeździło w kółko po Lansing z bardzo małą prędkością, domagając się, żeby gubernator zlekceważył pandemię i pozwolił im dalej pracować, jeździć pickupami i strzelać z broni, bo to są mniej więcej te rzeczy, które robi się w Lansing. Kiedyś była tam fabryka Oldsmobile'a. W sumie nie wiem co powiedzieć. Możliwe, że brodaci Amerykanie z szotgunami mają rację. Gdyby całkowicie lekceważyć pandemię, to ona po prostu szybciej by odeszła, zabierając ze sobą nieco więcej trupów. Powiedzielibyśmy sobie: no trudno, babcia i tak długo żyła, albo – no tak bywa, teraz przynajmniej coś odziedziczę po rodzicach – albo nic byśmy nie powiedzieli, bo byśmy umarli, ale jedno jest pewne: pandemia trwałaby krócej.
Straż Miejska w Warszawie pisze, że nie będzie na razie zajmować się nieprawidłowym parkowaniem
Mają na głowie inne rzeczy. Między innymi jeżdżą po naszym parku i krzyczą na ludzi, żeby się wynosili w diabły, albo coś. Czasem też jeżdżą po osiedlu i trąbią, żeby nie wychodzić z domów. Podejrzewam, że taki dostali rozkaz i koniec, funkcjonariusze nie są od wymyślania sobie roboty, tylko od wykonywania poleceń. Jest mi trochę smutno z tego powodu, bo samochody jeżdżą i parkują nadal, a wieści o tym, że można robić co się uważa, rozchodzą się stosunkowo szybko. W okolicach mojego osiedlowego „zagłębia”, gdzie są 2 sklepy, apteka, poczta i zakątek taniej wódy, już nie można przejść bo ludzie dla wygody stają na całej szerokości chodnika. Kiedyś chyba było im bardziej wstyd.
Europejski rynek nowych aut w marcu poleciał w dół
Spadek wyniósł ponad 50%, w sumie wszyscy się tego spodziewali. Rynek na razie sobie spada swobodnie, ale w kwietniu powinien zaliczyć uderzenie o ziemię, tzn. osiągnąć poziom, poniżej którego już raczej nie spadnie. Będzie to pewnie jakieś 10-15% w porównaniu z kwietniem roku 2019. Jedyna marka, która w marcu 2020 nie zaliczyła ogromnego spadku, to była Tesla, co pokazuje że sprzedaż aut tej marki jest zupełnie uniezależniona od realiów. Natomiast doszło do ciekawych przetasowań na szczycie listy najpopularniejszych marek. Z pierwszego miejsca nie spadł Volkswagen, ale za nim uplasował się Mercedes, potem BMW, a na czwartym miejscu Audi. I na piątym miejscu, też ku zaskoczeniu – Toyota ze swoimi hybrydami. Skody, Fordy i Ople, Renault i Peugeoty – one ucierpiały najbardziej. Floty wstrzymały zakupy, a prywatni, mniej zamożni klienci, którzy do tej pory wybierali marki tego rodzaju, też odsunęli decyzje zakupowe. Czyli wychodzi na to, że lepiej być bogatym niż biednym. Kurka wodna, kto by się spodziewał!
Manualna skrzynia biegów oficjalnie nie żyje
A przynajmniej w Stanach Zjednoczonych. W 2011 r. 37% nowych modeli samochodów można było zamówić z manualem (Amerykanie piszą „DIY transmission”), obecnie jest to 12%. Uwaga: tu nie chodzi o to, że 12% nowych samochodów sprzedawanych w USA ma skrzynię z ręki. To byłby ogromny, niespotykany od lat wynik. Tu chodzi o to, że tylko jeden na osiem modeli ma w ogóle taką opcję, i to też przeważnie tylko w niepopularnej odmianie bazowej. Nawet wypożyczalnie jej nie kupują, bo przecież klienci z wypożyczalni nie umieją zmieniać biegów i zaraz by coś rozbili. Natomiast odsetek nowych aut faktycznie sprzedawanych z manualem jest już tak mały, że nawet nie warto o nim wspominać. Sytuację dobija rozwój popularności aut elektrycznych. Zasadniczo można powiedzieć, że skrzynia manualna nie ma już żadnej przyszłości i że właściwie się skończyła jako urządzenie. Można ją odłożyć do archiwum motoryzacji razem z gaźnikiem, ręczną regulacją kąta wyprzedzenia zapłonu i ssaniem z ręki. Nawet nie powiedziałbym, żebym miał jakoś bardzo za nią tęsknić. Było śmiesznie, ale już wystarczy.
Ktoś pojechał LaFerrari 372 km/h
Po co? Pewnie dlatego, że mógł. Na filmie widać, jak przyspiesza ze średnich 200 do 372 km/h na pustej, trzypasmowej autostradzie. Co śmieszne, to jak się patrzy na ten film, to nie ma wrażenia, że prędkość była tak absurdalna – no owszem, jest szybko, jakby ktoś mnie pytał ile jedzie, to powiedziałbym że 180-200 km/h. Zgrywa się to z ostatnim komentarzem rzecznika prasowego Volvo na temat tego, że auta tej szwedzkiej marki mają ogranicznik prędkości do 180 km/h i szybciej nie da rady, bo po co. W całości się z tym zgadzam. To, że coś jest możliwe, nie znaczy że powinno być powszechnie dostępne. Teoretycznie każdy mógłby mieć helikopter, tylko wyobraźcie sobie, co by się wtedy działo – niebo zasnute huczącymi i zderzającymi się ze sobą śmigłowcami. Podobnie z tą prędkością. Wszyscy, którzy mają nowe i wypasione wozy mogą jechać ponad dwie paki, więc nieustająco tyle drą, powodując groźne wypadki spowodowane ogromnymi różnicami prędkości między pojazdami na autostradzie. Oczywiście nie drą aż tyle, bo szkoda im paliwa, ale nie widzę zupełnie powodu, dla którego mogliby to robić – tylko żeby być szybsi od innych?
Niepopularna opinia: 180 km/h to nadal za dużo. Samochody powinny być zablokowane na 150-155 km/h, i to nie tylko Volvo, ale też wszystkie inne. Odgórna blokada maksymalnej prędkości pozwoliłaby też obniżyć emisję CO2. Ktoś powie: ale co z JAZDOM PO TORZE??? Przecież nie po to kupiłem Porsche 911... – no więc ustalmy coś, po pierwsze kupiłeś 911 żeby się lansować i zapewne nie umiesz nim jeździć po torze nawet na 10% jego możliwości. Po drugie zaś, na torze liczy się technika i umiejętność pokonywania zakrętów, a nie prędkość maksymalna. Pucharowe Kie Picanto nie leciały 150 km/h przez cały czas, a wyścigi i tak były emocjonujące.
Moto.pl pisze o nadchodzących zmianach przepisów
Rząd ma się wziąć... itp. Wiadomo za co – za samochody w złym stanie technicznym, za auta powypadkowe i te z wyciętymi DPF-ami. Prześledzę co napisano i skomentuję:
Poprawić bezpieczeństwo w ruchu drogowym przez uszczelnienie systemu badań technicznych - np. wyeliminować z polskich dróg tzw. składaki (auta powypadkowe, naprawione w sposób zagrażający bezpieczeństwu). - nie, składaki to nie są samochody powypadkowe, tylko złożone ponownie po przekroczeniu granicy w myśl przepisów obowiązujących do 1998 r., a będących efektem lobbowania lobby złodziejskiego. Składaków, tj. pojazdów z adnotacją składak w dowodzie jest w Polsce promil. Ta adnotacja nie oznacza, że pojazd miał wypadek.
Do ruchu mają być niedopuszczone pojazdy z niesprawnymi układami kontroli emisji spalin. Podczas badania technicznego eliminowane będą także wszystkie wycieki toksycznych płynów eksploatacyjnych oraz nieszczelności instalacji gazowych. - a jak będą kontrolować sprawność tych układów emisji? Na to nikt mi do tej pory nie umie odpowiedzieć. Jak w trakcie badania technicznego sprawdzić czy pojazd posiada sprawny DPF? No można mu dusić gaz do oporu i patrzeć czy dymi na czarno. Powodzenia. Przy okazji, jak będą eliminować te wycieki? Wycierać je szmatą czy lepić silikonem?
Wyeliminować z dróg pojazdy powodujące nadmierny hałas. - racja, sportowe wydechy do domu! Albo na tor.
Zmienić sposób nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów. – tego ostatnio próbowano, ustawę zmieniającą sposób nadzoru w ostatniej chwili uwalił sam Jarosław Kaczyński, prezes PiS. Nie wiadomo dlaczego.
Czyli można uznać, że rząd postraszy, a potem nie zrobi nic. To podobnie jak z obietnicami o braku konieczności zmiany tablic po przerejestrowaniu i takie tam. To w sumie ciekawe, że rząd nie robi nic zarówno z obietnicami przykręcenia śruby, jak i jej poluzowania, w związku z czym śruba zostaje od lat w tej samej pozycji: dobitej tam, gdzie powinna być luźniejsza, a poluzowanej tam, gdzie wypadałoby ją dokręcić.