Policjanci złapali kierowcę, który jechał z antyradarem. Ktoś myślał, że znowu żyjemy w 1996 r.
Jak widać, sprzęt był wyjątkowo nieskuteczny, bo 54-latek otrzymał nie tylko mandat za używanie antyradaru, ale i taki za przekroczenie prędkości.

Z jednej strony kierowcy, z drugiej policja. Ta rywalizacja jest niemal tak stara, jak motoryzacja i pewnie nigdy się nie skończy. Ci pierwsi chcą naginać i łamać przepisy ruchu drogowego. Ci drudzy mierzą prędkość, wypatrują wykroczeń i wypisują mandaty. Ci pierwsi robią wszystko, by nie dać się złapać. Ci drudzy starają się z całych sił, by wykonać swoją pracę.
Jaki jest najlepszy sposób na unikanie mandatów?
Tylko jeden jest niezawodny. Nazywa się „jazda zgodna z przepisami”. Nie każdy jednak chce się tak poruszać, więc kierowcy szukają sposobów na przechytrzenie funkcjonariuszy. Jeszcze nie tak dawno o tym, gdzie stoi patrol i którędy jadą „nieoznakowani” informowało się głównie na CB radiu. Samochody osobowe z długimi antenami nikogo nie dziwiły. Teraz rolę „informatora” przejęły aplikacje na smartfona. Ich użytkownicy zgłaszają patrole, które mijają.
Inne sposoby są nieskuteczne i zapomniane
Owszem, niektórzy kierowcy czasami ostrzegają jeszcze „długimi” kierowców jadących z przeciwnego kierunku, ale nie można mieć pewności, że akurat na kogoś takiego się trafi. „Migał czy podskoczył na wybojach?” – to pytanie pada codziennie w wielu samochodach na polskich drogach.
Kiedyś pewną popularnością cieszyły się antyradary. Miały sporo wad – były kosztowne, no i często emitowały „fałszywy alarm”, czyli ostrzegały o rzekomym radarze, gdy przejeżdżało się np. obok drzwi z czujnikiem na podczerwień. Również technologia policyjna się zmienia i klasyczne, ręczne radary typu Iskra odchodzą do lamusa. Co więcej, kierowcy wyposażonemu w taki sprzęt grozi mandat za używanie antyradaru. Ze wszystkich tych powodów byłem pewien, że już nikt z tego typu urządzeniami nie jeździ.
Pomyliłem się. Jak na swojej stronie podaje policja z Suwałk, „przed 10, w Czerwonce mundurowi zatrzymali do kontroli Mercedesa. Miernik prędkości wskazał, że siedzący za jego kierownicą 54-latek przekroczył dozwoloną prędkość o 27 kilometrów na godzinę. Mężczyzna był zaskoczony kontrolą. Chwilę później okazało się, dlaczego. Otóż w jego samochodzie funkcjonariusze znaleźli ,,antyradar”, który ku zdziwieniu 54-latka nie ostrzegł go przed kontrolą drogową”.
Jak widać, antyradar nie działa
Nie tylko nie ostrzegł kierowcy o kontroli prędkości, ale i sprawił, że do mandatu za zbyt szybką jazdę (400 zł) dopisano jeszcze mandat za używanie antyradaru (dokładniej: urządzenia kontrolno-pomiarowego)… i to naprawdę duży. Przygoda z przestarzałą technologią kosztowała 54-latka jeszcze dodatkowe 3000 złotych. To raczej więcej niż zdążył zaoszczędzić dzięki urządzeniu… o ile w ogóle kiedyś mu się to udało.
Ktoś powinien powiedzieć temu kierowcy, że lata 90. się już skończyły. Ciekawe, czy jechał z płytą CD zawieszoną na lusterku i czy popsikał tablice rejestracyjną „magicznym” sprayem na fotoradary z telezakupów.
- Czytaj również: Pogmatwane gamy silnikowe: Mercedes klasy E W212
Fot. Policja Suwałki