REKLAMA

Rezygnacja z loga na rzecz napisów to głupi trend w stylistyce. Czy muszą psuć nawet takie drobiazgi?

W stylistyce samochodowej jest ostatnio kilka wiodących trendów, ale szczególnie denerwuje mnie jeden z nich – zastępowanie loga producenta napisami.

logo samochodowe
REKLAMA
REKLAMA

Weźcie człowieka, który interesuje się motoryzacją, a zapewne chętnie odpowie wam, co mu się w tej motoryzacji nie podoba. Z pewnością dowiecie się, że moda na dzielone oświetlenie z przodu (tak jak np. w Hyundaiu Konie, Citroenie C4 SpaceTourer czy przedliftowym Jeepie Cherokee) ma już swoich zagorzałych przeciwników, podobnie jak wszędobylska moda na SUV-y i crossovery, tabletoza we wnętrzu czy też masowe używanie tworzyw typu piano black.

Dziś chciałbym poruszyć inną kwestię - napisy na nadwoziu

Od zawsze lubię różnego rodzaju oznaczenia na samochodach. Nigdy nie byłem fanem usuwania ich z karoserii (co było nadzwyczaj popularne w tuningu w latach 90.) i z lubością przyglądałem się wszelkim napisom typu „DOHC 16V”, „GLX”, „GT”, „Intercooler”, „All-Time 4WD”, „Super S” i innym.

fot. Caliber, BringaTrailer.com

Zresztą nie tylko z motoryzacją tak mam - generalnie tego typu alfanumeryczne bzdury się mnie trzymają, np. o każdej porze dnia i nocy jestem w stanie wyrecytować, że płyta główna mojego komputera to Asus M4A785TD-V EVO/U3S6, i że niespełna 20 lat temu marzyłem o procesorze o oznaczeniu AXDA3200DKV4E (AMD Athlon XP 3200+, jakby kto pytał). Ale to taka dygresja, wróćmy do aut (swoją drogą, pewnie nie jestem jedyny, który zna na pamięć numer VIN własnego auta...).

W przypadku większości samochodów te napisy to swego rodzaju uzupełnienie - kropka nad „i”

Rezygnacja z nich zwykle odrobinę mnie smuci, ale samochód nadal wygląda na kompletny. No bo przecież ma logo z przodu, logo z tyłu... a jeśli nawet gdzieś go nie ma, to w większości takich przypadków jakoś to uwzględniono w projekcie i nie mamy wrażenia, że tego loga brakuje - wszystko jest spójne.

Problem w tym, że ostatnio kolejni producenci stwierdzają, że w sumie to po co to logo, walną na nadwoziu wielki napis i będzie git. Na przykład taki Lexus - marka jest całkiem nieźle rozpoznawalna, ma naprawdę BARDZO udane logo (schludne i ponadczasowe), i co? I oto np. nowa generacja SUV-a NX z tyłu nadwozia tego loga mieć nie będzie, bo dostanie w zamian napis - co jest tym dziwniejsze, że na pierwszych zdjęciach to logo jeszcze było (i niewielki napis „Lexus” w rogu klapy bagażnika), a zmieniono to dopiero potem.

Tak było najpierw. Źródło: LexusEnthusiast.com
logo samochodowe
Tak jest teraz.

Efekt jest taki, że auto - które i tak uważam za mniej udane stylistycznie od poprzednika - teraz wygląda od tyłu jak skrzyżowanie Seata (przez oświetlenie) ze Skodą. Skodą, która też jest zresztą u mnie na cenzurowanym, za tył Enyaqa. To mogło być naprawdę niegłupio wyglądające auto. Ale to, co wygląda nieźle z przodu i z boku zakończyli tak:

Skoda Enyaq iv 60

GDZIE JEST ZNACZEK, ja się pytam. Bez niego tył wygląda na niedokończony, niedorobiony. Brakuje tego finalnego akcentu, właśnie loga - w zamian mamy napis takiej wielkości, że z pewnością widziałby go Kosmiczny Teleskop im. Jamesa Webba, gdyby tylko był zwrócony w stronę Ziemi. Owszem, inne modele Skody też nie mają loga - ale tam wygląda to mimo wszystko lepiej, być może między innymi przez inaczej umieszczone wnęki na tablice rejestracyjne.

To nie tak, że podobne zabiegi stylistyczne nigdy mi się nie podobają. Są auta, które zaprojektowane w ten sposób wyglądają dobrze czy wręcz doskonale - patrz odświeżony Genesis G70, albo samochody marki Volvo czy Land Rovery. Ale w ich przypadku widać jakąś myśl stylistyczną, a nie coś w rodzaju „ej a jakby tak dać napis zamiast loga? Patrzcie, o tak... Nieee, jednak nie. Jutro poprawię.” No i oczywiście po południu przychodzi ktoś, uznaje że projekt jest gotowy i go zgarnia do realizacji.

logo samochodowe

Lexus pewnie wie, że to bez sensu z punktu widzenia rozpoznawalności logotypu, ale i tak będzie tak robić we wszystkich modelach

Obecnie poza NX-em takie rozwiązanie znajdziemy tylko w nowym LX-ie - gdzie też wygląda to źle. Docelowo wszystkie nowe modele Lexusa utracą logo z tyłu nadwozia, właśnie na rzecz wielkiego napisu.

SsangYong Rodius to przy tym piękność - przynajmniej z tej perspektywy.

Jak w wypowiedzi dla serwisu Motor Trend powiedział Brian Bolain, odpowiedzialny za marketingową strategię marki na świecie:

Nie zgrywam się, gość naprawdę tak powiedział. Po angielsku, ale to niczego nie zmienia. Argumentacja jest tak kretyńska, że nawet nie wiem, jak to skomentować. W każdym razie nie sądzę, żeby korzystne było przyciąganie wzroku do czegoś, co wygląda gorzej, niż by mogło. Owszem, łatwiej będzie dostrzec, że to Lexus - ale i łatwiej będzie powiedzieć „no nie, tego to nie kupię”. Może niech od razu zastąpią elementy chromowane zielonym pręgowanym futerkiem? W końcu to może wydawać się głupie, ale przyciąga wzrok.

Jest też jedna kwestia, która mnie bawi

Ostatnio mieliśmy mały wysyp sytuacji, gdy producenci prezentowali nowe loga. Mniejsza o ich wygląd, o to kto je zaprojektował i ile to kosztowało - to nieistotne. Chodzi mi o to, że zwykle podczas ich prezentacji wygadywano jakieś górnolotnie brzmiące bzdury o prezentowaniu nowej filozofii marki, ekologii, elektryfikacji i tak dalej. No i patrzcie, wszystko to jak krew w piach, bo zaraz wszyscy stwierdzą, że przecież logo można z auta - przynajmniej z tyłu - usunąć, i że ludziom się to spodoba. Najlepiej wyjdą na tym te marki, które swoich znaczków nie odświeżyły. O, czekajcie... to Skoda i Lexus!

REKLAMA

W każdym razie liczę na to, że ten trend będzie tylko chwilowy. W ostatnich latach producenci zaczęli odważniej rysować swoje auta, a odnoszę wrażenie, że to wszystko jest dość skutecznie niweczone przez taki zabieg stylistyczny. Muszę chyba znacznie przyspieszyć zbieranie pieniędzy na Lexusa LC, zanim jemu też zafundują taką kurację.

odtwarzacz CD w samochodzie
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA