Doskonały film do pokłócenia nam się trafił. Klient taksówki (Bolta) uważa, że ma zawsze rację, a kierowca każe mu wysiąść, mimo że absolutnie nic się nie wydarzyło.
Siri, narysuj mi aferę z niczego, której akcja dzieje się w samochodzie służącym do przewozu. Proszę, Grzegorz, oto krótka wymiana zdań między klientem a taksówkarzem (tak, wiem, że zdaniem wielu kierowcy Ubera, Bolta, itp. nie są godni tego zaszczytnego miana, ale tak jest mi prościej ich nazywać i w dodatku nie jest to formalnie niepoprawne), po której klient zostaje wyproszony z samochodu. Komentujący chyba przechylają szalę moralnego zwycięstwa w stronę kierowcy, uważają, że dobrze zrobił. Ja uważam, że nie nadaje się do zawodu.
Klient ma zawsze rację, ale nie w tej taksówce.
Film jest krótki, w pewnym momencie wydawało mi się, że przeoczyłem sedno zdarzeń. Tak bardzo nie zrozumiałem, co się wydarzyło.
Klient wsiada do taksówki, do której najprawdopodobniej musiał kawałek podejść. Przyjechała pod dobry adres, a on stał w innym miejscu. Zdarza się to raczej non stop. Pyta kierowcy, czy ten go nie widział, przecież mu machał. On twierdzi, że przyjechał pod dobry adres. Na to klient pyta: czy wy naprawdę nie rozumiecie, że klient ma zawsze rację, czy wy zawsze macie rację? Taksówkarz w odpowiedzi każe mu opuścić auto, krótkim: proszę, wyjść. Klient na odchodne mówi, tylko by "byli bardziej przyjemni". Kto ma rację?
Przykro mi, ale klient
Nie dziwi mnie to, że ktoś stoi w innym miejscu, niż podjeżdża taksówka. Pod jednym adresem wysiadałem już z 3 różnych stron bloku, bo tak zdecydowała aplikacja. Nie prowadziłem badań ankietowych wśród osób świadczących przewóz osób, ale klient, który nie stoi idealnie w miejscu odbioru, to raczej norma.
Oczywiście, że można z prawie idealną dokładnością zaznaczyć, gdzie pragnie się być odebranym. Tylko że oczekiwanie, iż każdy klient sobie z tym poradzi, nie jest realne. Można również zapomnieć to zrobić.
Wtedy przydaje się starszy rodzaj komunikacji, w którym machając, daje się znać kierowcy. Tu wchodzi w grę jeszcze kilka szczegółów, których nie widzimy na nagraniu. Czy klient był bardzo daleko, czy w ogóle był widoczny? A gdyby miał ciężki bagaż, albo nie był w pełni sprawny, to też powinien przemieścić się w stronę taksówki, bo ktoś, zamawiając mu przejazd, dokładnie z nim nie ustalił, gdzie będzie stał? Jakoś nie spotkałem taksówkarzy, którzy mieliby problem z przejechaniem kilkudziesięciu dodatkowych metrów.
Klient raczej nie wyglądał jak Klaudia, ale to, że ktoś zamawia innej osobie transport ze swojego konta, jest na porządku dziennym. Chyba wątpliwości co do jego płci też nie były problemem. Ten taksówkarz może je miał, a może nie widział klienta. Nie tłumaczył tego, uznał, że nie musi.
Kto był nieuprzejmy?
A teraz wchodzimy w licytację, kto był nieuprzejmy. Pierwsze wymienione zdania nie zwiastują burzy. Przynosi je dopiero uwaga o tym, że klient ma zawsze rację. Forma, w jakiej wypowiedział ją klient, może nie sprawiła, że był to szczyt taktu, ale też nie wiemy, ile czasu stał i machał. Może nawet nie wiedział, że ta aplikacja ma możliwość precyzyjnego ustawiania miejsca odbioru. Stał pod właściwym adresem, machał, a kierowca nie podjeżdżał. Pyta więc, bez zbytniej sympatii do taksówkarza, czy go nie widział?
Wypowiada też zdanie, które w ustach klienta brzmi nieco zabawnie. To nie klient ma wiedzieć, że ma zawsze rację, tylko usługodawcy rozumieją, że kłócenie się z klientem w większości przypadków nie ma sensu. Lepiej pokiwać głową i uśmiechać się i jechać. Gdyby chcieli obsługiwać tylko tych wyposażonych w pełnię kultury osobistej, a najlepiej jeszcze trzeźwych, to za wiele mogliby nie zarobić. W tym wypadku usługodawca ewidentnie ma równiutkie zero cierpliwości do klienta.
Po krótkiej wymianie zdań, w trakcie której klient się nie awanturuje, musi opuścić taksówkę. Wszystko dało się powiedzieć, by rozładować tę sytuację, nawet niezbyt trudną. Taksówkarz wybrał brutalne rozwiązanie, mimo że z użyciem słowa "proszę". Ostatnie zdanie wypowiedziane przez klienta, gdy już po wyjściu z auta mówi, by "byli bardziej przyjemni" dowodzi jednak, że to kierowca miał większą ochotę na eskalowanie tej sytuacji niż on.
Ta sytuacja wobec tysięcy innych przejść z klientami była żadna. Do załatwienia jednym zdaniem. Co pozwala mi sądzić, że czasy się zmieniają, a charakter złotów, teraz nazywanych bolciarzami, potrafi przenosić się z pokolenia na pokolenie. Dalej niektórzy potrafią świadczyć uświęconą usługę, w której klient to tylko papier do przemielenia.
Mam nadzieję, że nie widzimy jakiejś istotnej części tej sytuacji, która usprawiedliwiałaby oburzenie taksówkarza. Obawiam się, że to jednak całość.