Producenci robią wszystko, żeby ludzie chcieli kupować auta elektryczne. Równie dobrze mogliby rzucać grochem o ścianę
Mimo całych wagonów pieniędzy wydanych na promocję napędów alternatywnych, klienci w różnych częściach świata wciąż wolą poczciwe napędy spalinowe.

EY opublikowało wyniki badania sprawdzającego zapatrywania ludzi na kwestię mobilności w dobie pandemii. W zasadzie nie chodzi o samą pandemię, ale o to jak ona zmieniła zapatrywania ludzi na plany dotyczące sposobów przemieszczania się. Przy okazji badanie pokazało w jak wielu miejscach na świecie ludzie wcale nie są przekonani, że trzeba się przesiadać do samochodów elektrycznych.
Globalnie połowa badanych wciąż chce pozostać przy samochodach z silnikami wyłącznie spalinowymi
Mówiąc „globalnie” autorzy opracowania mają na myśli średnie wyniki z 13 rynków, na których przeprowadzono badania. Gdy przyjrzymy się im bardziej szczegółowo, wyniki różnią się bardzo znacząco. I tak np. aż 75 proc. Australijczyków planujących zakup nowego auta wybierze pojazd z napędem spalinowym. Nawet nie hybrydę – bo te były klasyfikowane w tej samej kategorii co auta elektryczne. Tylko 17 proc. myśli o aucie zelektryfikowanym. W Stanach ten podział wynosi 66/28, w Kanadzie – 59/35. W Azji ludzie chętniej wybiorą auta „z prądem” – w Japonii układ głosów rozkładał się w stosunku 50/42, w Singapurze 35/53, a w Korei Południowej – 32/51.

W Europie przepytywano tylko Brytyjczyków, Niemców, Szwedów i Włochów.
W Wielkiej Brytanii połowa tych, którzy planują zakup auta, wybierze wersję czysto spalinową. O hybrydzie albo aucie elektrycznym myśli 40 proc. W Niemczech chętnych na spalinowca jest jeszcze więcej – procenty rozłożyły się w układzie 54/38. Nawet w zelektryfikowanej Szwecji wciąż 42 proc. pytanych deklarowało, że oni jednak wolą silniki spalinowe. Zelektryfikowane wersje wybrało tam 48 proc. pytanych. Najbardziej proelektryczni okazali się Włosi – tylko 28 proc. pytanych chce auto spalinowe, 63 proc. wybierze coś zelektryfikowanego.

Badanie odpowiada też na pytanie co ich do tego motywuje
To było pytanie wielokrotnego wyboru, 57 proc. Włochów wskazało jako główny czynnik środowisko, ale jednocześnie połowa wybrała dopłaty i korzyści finansowe, a 43 proc. korzyści niepieniężne typu darmowe parkowanie, wjazd do stref czystego transportu itp. Czyli chcą aut elektrycznych ci, dla których to wygodne i opłacalne.

Za to Szwedzi jako drugi najpopularniejszy motywator do zakupu elektryka, bo pierwszy to oczywiście troska o środowisko, wskazali rosnące kary za posiadanie samochodów z silnikami spalinowymi. Tu ciekawy jest też punkt trzeci – to zasięg samochodów elektrycznych. 31 proc. wskazało go jako czynnik zachęcający do zakupu. Za to aż 60 proc. za przeszkodę w posiadaniu auta elektrycznego uznało koszt użytkowania. Być może wygląda to u nich podobnie jak w Norwegii, gdzie łatwo można stracić auto nawet po stosunkowo niegroźnym wypadku.
Co ciekawe, Niemcy wciąż uważają, że samochody elektryczne oferują za małe zasięgi (42 proc.) i czują się bardziej komfortowo posiadając auta z silnikami spalinowymi (40 proc.). 30 proc. narzeka na infrastrukturę, a 29 – na zbyt długi czas ładowania.
Wygląd więc na to, że nie tylko u nas przeskok na auta napędzane prądem nie będzie szybki i bezbolesny, jak chcieliby unijni urzędnicy
I trzeba będzie przepalić jeszcze mnóstwo pieniędzy, by przekonać opornych na marketing koncernów samochodowych. Na pocieszenie producentom zostaje informacja, że w pocovidowej rzeczywistości ludzie wcale nie przesiądą się hurtem na komunikację miejską czy rowery. Biorąc pod uwagę plany zakupowe, EY wskazuje, że w przyszłości coraz więcej ludzi chce mieć conajmniej jeden, lub więcej samochodów. Odsetek nieposiadających żadnego samochodu z 27 proc. ma spaść do 16. 20 proc. tych, którzy dziś mają jedno auto planuje mieć dwa, a prawie połowa z tych, którzy deklarują, że mają dwa, myśli o zakupie trzeciego.

Tylko jak namówić ich na to, żeby był to elektryk?