Jak będzie po 1 stycznia? Przepisy o karaniu za nieprzerejestrowanie będą martwe
Automobilklub Morski w swoim obszernym wpisie na Facebooku wyjaśnił, na czym polega problem z nowymi przepisami na temat kar za niezarejestrowanie pojazdu w ciągu 30 dni po 1 stycznia 2020 r.
Na początek dobra wiadomość. Z uzasadnienia ustawy zamieszczonego na stronie legislacja.rcl.gov.pl wynika, że nowe przepisy obejmą tylko samochody, które zmieniły właściciela po 1 stycznia 2020 r., czyli ci, którzy kupili pojazd i nie przerejestrowali go w roku 2019 lub wcześniej mogą spać spokojnie. W tym na przykład ja. Ej, no kiedyś przerejestruję, ale wiecie jak fajnie jeździ się na tablicach RZ? Już raz jeden typ krzyczał do mnie „wracaj do Rzeszowa!”.
Przepraszam za dygresję
Wróćmy do tematu właściwego. Co do nabywców samochodów już zarejestrowanych w Polsce – nie ma problemu, ponieważ będą oni musieli dokonać jedynie zgłoszenia nabycia, co nie jest równoznaczne z rejestracją. Ja także mam w planie zgłosić nabycie FSM Cinquecento, a następnie takim zgłoszonym już pojazdem (oczywiście z OC wykupionym na mnie) drzeć bez żadnych skrupułów. W końcu obowiązek został dopełniony. Ciekawe, że zdecydowano się rozdzielić zgłoszenie od rejestracji. Przecież samo słowo „rejestracja” oznacza wpisanie do rejestru jakiegoś stanu prawnego, czyli zapisanie w księdze że od tej pory właścicielem wozu nie jest pani Ę, tylko pan Ą. To chyba trochę obniży liczbę wniosków o rejestrację – ludzie będą zgłaszali nabycie i olewali resztę. Przecież tak będzie szybciej i taniej.
Jednak najważniejsza kwestia dotyczy pojazdów sprowadzonych z UE
Na początek trzeba powiedzieć, że ograniczenie obowiązku rejestracji do pojazdów importowanych z UE zakrawa na absurd. Ktoś, kto ściągnie samochód ze Szwajcarii, nie będzie związany przymusem zarejestrowania go, więc będzie w korzystniejszej sytuacji od tego, kto zaimportuje samochód z Niemiec. Nie ma w tym żadnej logiki. Powiedziałbym wręcz, że jest to nierówne traktowanie obywateli w świetle prawa.
Najwięcej wesołości wzbudza jednak określenie daty sprowadzenia pojazdu do Polski, czyli momentu od którego zaczyna biec 30-dniowy czas na obowiązkową rejestrację. Otóż określenie będzie deklaratywne, czyli handlarz będzie mógł powiedzieć, kiedy auto sprowadził i będzie to uznawane za prawdziwe. Przy czym data na umowie kupna-sprzedaży z oryginalnym niemieckim właścicielem nie będzie tu miała znaczenia, ponieważ nie wiadomo czy samochód od razu opuścił potem terytorium Niemiec, czy nie przebywał jeszcze na nim 2 tygodnie, np. w celu dokonania napraw.
Czy już czujecie, co się będzie działo?
Aby uniknąć kary, handlarze będą deklarowali odpowiednie daty sprowadzenia. Czy już widzicie te ogłoszenia? „Sprzedam VW Passata 2.0 TDI, samochód znajduje się na terytorium Niemiec, zdecydowanemu klientowi zapewniam transport na miejsce w celu oględzin” – i zdjęcia auta w polskim p....lniku z zamazanymi nazwami po polsku w tle. Przez telefon handlarz powie „panie, to tylko tak żeby kary nie płacić, jak pan kupisz to wpiszemy że go przywiozłem tego samego dnia, rozumisz pan hehe?” – i już, gotowe! Przepis obejdnięty. Obszednięty. Obejszłnięty... udało się obejść. Jak każdy. Nie masz cwaniaka nad sprowadzaka, czy coś. Ze świeczką szukać tego, kto faktycznie taką karę zapłaci...
Zostaje jeszcze jedna kwestia
Brak możliwości rejestracji pojazdu bez ważnego badania technicznego. Moim zdaniem jest to prawny bubel, który domaga się rozwiązania. Jeśli sprowadzę z UE pojazd bez badania i przedstawię wszystkie dokumenty, włącznie z zaświadczeniem od diagnosty że pojazd jest niedopuszczony do ruchu, to wydział komunikacji nie powinien móc odmówić rejestracji. Jedynie wydałby dowód rejestracyjny bez pieczątki, a w systemie widniałaby informacja „pojazd nie dopuszczony do ruchu do czasu uzyskania pozytywnego wyniku badania technicznego”.
Jak to będzie wyglądało w praktyce?
Wnioskodawca składa papiery, wydział odmawia rejestracji (musi wydać decyzję odmowną na piśmie z uzasadnieniem). Decyzję zaskarżamy do starosty, argumentując że chcemy pojazd zarejestrować i zadośćuczynić obowiązkowi ustawowemu, ale wydział czyni trudności. Zaskarżenie zatrzymuje bieg czasu na rejestrację, bo wniosek został złożony i nie można powiedzieć, że ktoś zlekceważył obowiązek. Ostatecznie sprawa trafia do sądu administracyjnego. Tam możemy śmiało argumentować, że pojazd chcieliśmy zarejestrować, ale odmówiono nam z powodu jego niesprawności, co stanowi pomieszanie stanu prawnego z materialnym. Rejestr pojazdów nie jest rejestrem pojazdów sprawnych. Są w nim również ujęte pojazdy niesprawne i nie posiadające badania. Brak badania w przypadku pojazdu już zarejestrowanego nie oznacza automatycznego wykreślenia z rejestru. Nie ma więc podstaw do niewpisania pojazdu do rejestru z powodu jego niesprawności, a wręcz jest to sprzeczne z samą koncepcją istnienia takiego rejestru, który co do zasady obejmuje wszystkie pojazdy. Wydział komunikacji odmawiając rejestracji pojazdu niesprawnego działa przeciwko własnym założeniom. A rejestracja pojazdu nie oznacza dopuszczenia go do ruchu.
Ta ostatnia sprawa wydaje mi się bardzo ciekawa
I będę ją dalej drążył, tym razem w konsultacji z prawnikiem i rzeczoznawcą. Czekajcie na dalszy rozwój wypadków!