Elektryczny, ale można w nim spalić sprzęgło – oto Jeep Magneto
Jeep pokazał Magneto 2.0 - nową wersję elektrycznego Wranglera, z sześciobiegową przekładnią manualną i trzema pedałami. Tak, elektrycznego i z sześciobiegową przekładnią.
Skrzynie biegów w samochodach elektrycznych to nie jest szczególnie popularny temat. Zwykle po prostu są niepotrzebne. Dwubiegową ma Porsche Taycan. W rozwiązaniu Porsche zastosowano dwa zestawy kół zębatych oraz siłownik, który pozwala przełączać się między nimi. Jest tu też elektronicznie sterowany mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu. Podczas normalnej jazdy Taycan korzysta tylko z wyższego przełożenia. Niższe jest do dyspozycji po zmianie trybu jazdy na Sport lub Sport Plus – wtedy każdy start odbywa się z użyciem niższego biegu. Zmiana na wyższy bieg ma miejsce przy prędkości ok. 80-100 km/h. Całość odbywa się w pełni automatycznie i kierowca nie ma na działanie systemu wpływu, poza wspomnianymi zmianami trybów jazdy.
Tymczasem Jeep Magneto 2.0 może się pochwalić przekładnią z sześcioma biegami, które kierowca zmienia samodzielnie.
Podobno dzięki temu auto prowadzi się jak klasyczny, terenowy Jeep, bo pozwala na lepsze poczucie panowania nad autem w terenie i precyzyjne dozowanie momentu obrotowego.
Ale co to jest ten Jeep Magneto 2.0?
To ewolucja zeszłorocznego projektu Magneto, który Jeep przygotował na doroczne święto – Easter Jeep Safari. W ubiegłym roku wzięto benzynowego Wranglera z silnikiem V6, wypruto z niego jednostkę napędową i wstawiono napęd elektryczny, ale z zachowaniem manualnej przekładni. Wówczas wóz miał 285 KM mocy i 370 Nm momentu obrotowego. Dysponował akumulatorami o pojemności 70 kWh, ale ile mógłby na nich przejechać – tego producent nie podawał.
W tym roku projekt zyskał nowe oblicze. Teraz jego układ napędowy generuje aż 625 KM mocy i 1152 Nm momentu obrotowego. Podobno w tej konfiguracji rozpędza się do 60 mil na godzinę, czyli 96 km/h, w dwie sekundy. Auto trzeba było rozciągnąć – jego rozstaw osi wzrósł o 30 cm, być może po to, by pomieścić więcej akumulatorów. Ale to tylko przypuszczenie, bo póki co Amerykanie nie podali bliższych danych na ten temat.
Wiadomo natomiast, że Magneto wciąż posiada sześciobiegowego manuala, przesyłającego moment obrotowy na koła za pośrednictwem skrzyni rozdzielczej systemu Rock-Trac. I w tym przypadku zastosowanie takiego rozwiązania z może mieć sens. 625 KM i 1152 Nm momentu obrotowego, dostępne po klepnięciu gazu, pewnie może się sprawdzić podczas wyścigu spod świateł, ale w mozolnym pokonywaniu przeszkód w terenie mogłoby mocno przeszkadzać. Wymagałoby operowania pedałem przyspieszenia z aptekarską precyzją. Dzięki przekładni da się regulować siłę, jaka może trafić na koła przy różnym stopniu wciśnięcia pedału przyspieszenia. Kierowca może znacznie łatwiej operować prawą stopą bez obaw, że auto nagle dziko wyrwie do przodu i niekontrolowanym skokiem zdemoluje krajobraz.
Jeśli tak miałby wyglądać off-roading przyszłości - może ma to sens. Trzeba tylko dobrze zaplanować trasę, bo w środku niczego może być trudno z dostępnością ładowarek.