Handlarz przejechał 750 m samochodem bez tablicy rejestracyjnej. Kara pójdzie w tysiące
Koszmarne przepisy o tablicach profesjonalnych utrudniają pracę komisom i handlarzom – a policja tylko na to czeka.
Niedawno w Polsce wprowadzono tzw. profesjonalne tablice rejestracyjne. Na ich pojawienie się czekali właściciele autokomisów – jak na zbawienie, ponieważ marzyli o tym, że dzięki nim nie będą musieli rejestrować każdego samochodu, który klient będzie chciał wziąć na jazdę próbną albo na sprawdzenie do mechanika. No i nie doczekali się: nie wolno używać tablic profesjonalnych przez podmioty, które najbardziej by ich potrzebowały. Mogą z nich korzystać tylko dealerzy nowych samochodów.
Handlarz złamał przepisy, nie ma co do tego wątpliwości
Nie wiem czy wiecie, ale jeśli rozładowujecie niezarejestrowany samochód z lawety na drodze publicznej i on dotknie kołami ziemi, to już dla policji jest wprowadzenie pojazdu do ruchu i należy się kara – niezależnie czy jechał, czy stał. W przypadku historii, którą dziś opowiem, handlarz samochodami dopuścił się straszliwego czynu, polegającego na przejechaniu kawałka drogi (kilkaset metrów) niezarejestrowanym pojazdem, sprowadzonym z zagranicy. Chodziło o przetransportowanie auta z lawety na własną posesję, z tego krótki fragment drogą powiatową i kawałek po leśnej drodze dojazdowej do posesji. Oczywiście tak nie wolno robić. Na szczęście zauważyli go policjanci, którzy zatrzymali go i oprócz oczywiście wypisania srogiego mandatu, zaczęli grozić odholowaniem pojazdu na parking policyjny – chociaż laweta, która mogła go z tego miejsca zabrać, była o sto metrów dalej. Policjant był demonstracyjnie niemiły, a dodatkowo rozjuszyło go to, że kierowca do sprawy podszedł z uśmiechem. W końcu zgodzili się na załadowanie samochodu na lawetę.
Nie to, żebym bronił handlarza, ale...
Po pierwsze: brak instytucji tablic tymczasowych dla firm prowadzących obrót samochodami używanymi sprawia, że... wszyscy tak robią. Po prostu jednych łapią bardziej, innych mniej. Pojazdów niezarejestrowanych i bez ubezpieczenia w ruchu są setki, albo i tysiące. Ktoś powie: handlarz wiedział co robi, nie ma co go żałować – to prawda, nawet sam „obwiniony” to przyznaje, przy okazji podkreślając, że bardzo chciałby mieć prawną możliwość niepowtarzania tego występku.
Wystarczyłoby wprowadzić przechodnie tablice, które można założyć na dowolny samochód, którego handlarz jest właścicielem (tzn. ma umowę przenoszącą własność). Na takie tablice można byłoby wykupić OC, niech nawet ono ma pełną, średnią stawkę roczną bez żadnych zniżek. Ubezpieczenie nie byłoby na samochód, a na firmę. Nie wiem czy wiecie, ale takie rozwiązanie już funkcjonuje i dotyczy maszyn budowlanych oraz rolniczych. Nie trzeba ich rejestrować, muszą posiadać OC wykupione przez firmę, która je posiada i użytkuje. Nie bardzo wiem co stoi na przeszkodzie, żeby rozciągnąć je na samochody znajdujące się w posiadaniu komisów. Przecież byłby to tylko jeden komplet tablic, więc handlarz nie jeździłby dwoma autami na tych samych blachach jednocześnie.
Zgodnie z przepisami, kara była słuszna
Nie była jednak zgodna ze zdrowym rozsądkiem, z którego wynika, że pracą handlarza jest przemieszczanie samochodów z miejsca na miejsce, często niezarejestrowanych. Firm dotyczą inne przepisy niż osób fizycznych, tymczasem przedsiębiorstwa handlujące autami używanymi zrównuje się z emerytem ze Zgierza, który jeździ Oplem Astrą raz w tygodniu na ryby. Pytanie ilu handlarzy po tym zdarzeniu będzie po prostu zakładać na auto jakiekolwiek tablice – szansa na „przypał” spada wtedy pewnie o 95%, ale oczywiście w razie złapania, konsekwencje będą jeszcze surowsze.