Mam nadzieję, że nie naruszyłem zapisów instrukcji obsługi, zostawiając elektrycznego Opla Astra na mrozie. On chyba aż tak nie powinien zareagować, że stracił resztki zasięgu.
Tyle ostatnio piszemy o zachowaniu aut elektrycznych zimą, że nie nadążam wygłaszać zastrzeżeń. Zastrzegam, że robię to tak często, gdyż mi się to po prostu przydarza oraz dlatego, że uważam, iż elektromobilność została zaprojektowana też dla ludzi, którzy nie posiadają garaży, a przynajmniej nikt nas z tej przyjemności nie zwolnił. Zastrzegam również, że podtrzymuję swoje zdanie wyrażone w czerwcu, po pierwszej jeździe elektryczną wersją Opla Astry. Jest to bardzo przyjemny w odbiorze samochód. Zdarza się tak czasami, że Oplowi coś nie wyjdzie, ale tutaj bardzo ładnie utrafiono z cechami auta. Na laudacje przyjdzie jeszcze czas i na pesymizm też. Dziś nadchodzi prosta historia. Wieczorem zostawiłem auto z zasięgiem. W nocy był mróz. A rano zasięgu już nie było. Pękam z ciekawości, by dowiedzieć się, co spowodowałby tydzień trzymania elektrycznego samochodu na 10-stopniowym mrozie.
10-stopniowy mróz postawił pytanie o zasięg
Było tak, pokazuję i objaśniam. Wracałem wieczorem do domu elektrycznym Oplem Astra. Cały dzień zszedł mi na obsługiwaniu elektrycznych samochodów i spotkało mnie wiele zabawnych przygód. Mimo że początkowy zasięg (hmm, o tym chyba też oddzielny tekst trzeba napisać) wskazywał, iż przejadę ponad 300 km, z trudem przejechałem niecałe 160. Z 84 proc. naładowania, zjechałem aż do 12 proc., absolutnie nie przekraczając prędkości 120 km/h i jadąc grzeczniej, niż zachowują się dzieci w przeddzień przyjścia Mikołaja.
W momencie parkowania auta, te 12 proc. poziomu naładowania miało dać mi ponad 30 km zasięgu. Temperatura zewnętrzna już powoli dobijała do 10-stopni "na minusie". Podskórnie czułem, że 12 proc. to może być początek ryzykownej gry z warunkami atmosferycznymi, lecz nie chciałem kolejny raz w ciągu tego dnia odwiedzać stacji ładowania. Podjąłem ryzyko i zostawiłem na noc tak słabo naładowany samochód. Co spotkało mnie rano?
Rano nadeszła odpowiedź, zasięg zniknął
Celowo nie napisałem, że zasięgu ubyło, on zniknął. Wskaźnik poziomu naładowania nie tylko pokazał mi "-" zasięgu, ale poziom naładowania miał wynosić już tylko 3 proc. Mróz zjadł mi 9 proc. stanu naładowania akumulatorów. Ile kilometrów, czy wręcz metrów, da się w ten sposób przejechać, czy dojechałem do stacji ładowania i jak to wszystko się zakończyło, dowiecie się już po zdjęciu.
Czyli teraz. Ruszyłem dzielnie do stacji ładowania. Wybrałem najbliższą i jednocześnie zainstalowaną w parkingu podziemnym, bo liczyłem na ciepło. Cały czas atakował mnie komunikat, że stan naładowania akumulatorów jest krytycznie niski. Towarzyszył mu irytujący, niedający się wyłączyć dźwięk. Na wszelki wypadek wyłączyłem radio i nawiew, na szczęście szyby nie parowały. Wybrałem trochę dłuższą drogę, która miała aż 4 km, ale za to na sam koniec miałem z górki, tak na wszelki wypadek. Dojechałem i to ze stanem naładowania 2 proc. Oczywiście z prognozą zasięgu zero, wyrażoną kreseczką. Czy na ten stres naraziłem się na własne życzenie?
Co mówi na ten temat instrukcja obsługi?
Nie wiem, nie mam pełnej instrukcji w samochodzie. Nie udało mi się też znaleźć oddzielnej instrukcji dla wersji elektrycznej. Nie znam więc odpowiedzi na pytanie, z jak niskim poziomem naładowania, na jak dużym mrozie i na jak długo, można zostawiać akurat ten elektryczny samochód.
W instrukcji, która dotyczy najprawdopodobniej tylko wersji spalinowych i hybryd typu plugin, jest krótki fragment o mrozie. Muszę więc zadowolić się wskazówkami dla wersji hybrydowej, zakładając, że dla większego pakietu akumulatorów przewidziano podobne zasady. Nie trzymałem tego auta na zimnie dłużej niż 12 godzin, może więc nie naruszyłem zapisów instrukcji obsługi, choć pewnie byłoby lepiej, gdyby tego nie uczynił.
Nadeszła jednak noc kolejna, już po naładowaniu auta do ponad 70 proc. Zostawiłem je w podobnych warunkach atmosferycznych i rano pobiegłem w podskokach sprawdzić, czy przy wyższym poziomie naładowania też czeka mnie psikus. Czekał, ale nie tak duży.
Przez noc straciłem 3 proc. poziomu naładowania akumulatorów i 8 km zasięgu. Niedużo, nie wystraszyłem się. Zakładam, że przez kolejną noc te wartości już mocniej nie spadną, że nie da się bardziej zamarznąć niż w jedną noc. To byłoby dość smutne, tracić kawałek stanu naładowania każdej nocy.
Zbyt mocno ukochałem gwiazdy, by bać się nocy
Żeby nie kończyć tak smutno, to wykażę nutę optymizmu. Wieczorem zasięg prognozowany był po długotrwałej pracy układu napędowego, a rano kompletnie "na zimno". Może więc energia z akumulatora wcale nie wyparowała, tylko auto uznało, że zasięg wyliczy w nowy, chłodny sposób. Nie jest to najszczęśliwsza informacja do ujrzenia o poranku, ale zakładam, że 4 km, które przejechałem "bez zasięgu", to nie był szczyt możliwości samochodu. Luźno położyłbym stówkę, że dałbym radę pyknąć nawet 14 km, jeśli nie próbowałbym nagrzać sobie wewnątrz na przykład na 23 stopnie. Tylko nieco spokojniej przyjąłbym zmianę informacji o zasięgu, bez spadków w procencie naładowania akumulatorów.
Ciepły garaż uwolniłby mnie od takich pytań, zimny pewnie też, byle miał elektryczne gniazdko. Lecz elektromobilność jest też przewidziana dla ludzi z bloków, bez tego budowlanego udogodnienia. Opel Astra Electric zapewne nie jest jedynym samochodem, który nie wie, co ma zrobić w 10-stopniowy mróz.