Hulajnogo elektryczna Xiaomi m365. Przeżyłem z tobą tyle lat, choć w oczy wiał mi nieraz wiatr
Podsumowuję 6 lat z najpopularniejszą hulajnogą elektryczną w Polsce, czyli z Xiaomi m365. Elektromobilność zmienia życie, tylko ludzie korzystają z niej źle.
Dwie rzeczy skłoniły mnie do napisania tego podsumowania. Pierwsza, to chłodne dni i ostatni ponad 10-kilometrowy przejazd przez stolicę. Hulajnoga była już na ostatniej kropeczce zasięgu. Trochę mało się go zrobiło. Czy to już jej koniec? Wtedy zorientowałem się, że użytkuję ją już 6 lat. Wszystko kiedyś się kończy, gdzie te czasy, gdy przejeżdżałem na niej ponad 20 kilometrów? (6 lat temu były te czasy, to dość oczywiste).
Postanowiłem zadać sobie z tej okazji kilka pytań. Co gorsza, mam nawet odpowiedzi. Ale najpierw.
Xiaomi m365 - co to za sprzęt?
Kiedyś był naprawdę wyczekiwany. Gdy pojawiała się partia w dostawie, natychmiast znikała. Często od razu pojawiała się w ogłoszeniach, wyceniona drożej. Ludzie chcieli to mieć, na elektryczną hulajnogę Xiaomi m365 był szał. Pojawiały się listy modyfikacji, sposoby na obejście wad, akcesoria, nowe oprogramowanie, tuning. Teraz doczekała się już wielu wersji i mnóstwa klonów.
Dlaczego był taki szał?
Z racji pierwszeństwa, ale też z bardzo dobrej relacji ceny do osiągów. Śmiem twierdzić też, że z powodu swojej uniwersalności. Można było przejechać tym sprzętem przez całe, duże miasto, albo ułatwić sobie drogę, składając go i wsiadając do metra, czy autobusu. Prawdziwy pojazd ostatniej mili, który dla wielu młodych osób był pojazdem każdej mili.
Po co była mi hulajnoga elektryczna?
Bo jeździłem wszystkimi możliwymi pojazdami, próbując codzienną drogę do pracy w stolicy uczynić bardziej znośną. Gdy urwałem sobie nogę na elektrycznej deskorolce, przesiadłem się z tego narzędzia szatana na Xiaomi m365. Noga dawno odrosła, a ja korzystam z niej cały czas.
Jak korzystam z hulajnogi elektrycznej?
Nie korzystam z niej codziennie. Może dlatego przetrwała tak długo. Jadąc do Warszawy, często chowam ją w bagażniku i tam poruszam się na niej, by ograniczyć kontakt z komunikacją publiczną. "W domu" załatwiam nią sprawy typu dentysta, fryzjer barber, lekarz, rzadziej piekarz. Kupiłem ją w końcówce mojego jeżdżenia do jakiegokolwiek biura. Gdybym miał ją kilka lat wcześniej całkowicie zmieniłaby to, jak funkcjonowałem w mieście.
Dlaczego nią jeżdżę?
Korzystam z elektrycznej hulajnogi, bo:
- uważam jeżdżenie wszędzie samochodem za powód do wstydu
- lubię zmiany
- często dojeżdżam gdzieś szybciej niż autem
- unikam problemów z parkowaniem
- komunikacja miejska w Lublinie to syf, kiła, mogiła, nie zapraszam do dyskusji, psu bym nie pozwolił tym jeździć, a nawet nie mam psa
Chyba nawet nie dlatego, że tak jest taniej.
Czy chciałbym dojeżdżać nią codziennie do pracy?
Raczej nie, nie sądzę, żebym chciał pokonywać na niej po 20 km dziennie. To potężny ułatwiacz życia, ale też nie sprzęt, na którym przebywa się wyłącznie z przyjemnością. Na dłuższych dystansach męczy, głównie z powodu braku amortyzacji, małych kół i wątłości konstrukcji.
To może wymieńmy wady.
Hulajnogi elektrycznej, czy modelu?
Zacznijmy od modelu.
Proszę bardzo, wady tej hulajnogi są powszechnie znane i nawet doczekały się swoich rozwiązań. Największy problem to miernej jakości zaczep na kolumnie kierownicy, który łamał się, stwarzając bardzo niebezpieczną sytuację dla kierującego. Doczekał się nawet swojej akcji serwisowej, ale niestety nie w naszym kraju, choć narobiono smaku. Xiaomi zaprosiło mnie do udziału, a potem nic się nie wydarzyło, sprawa ucichła. To zupełnie inaczej niż w Wielkiej Brytanii, gdzie faktycznie ludziom naprawiano tę fabryczną wadę. Widocznie mają tam lepszych prawników.
PROSIMY NIE ODPOWIADAĆ NA TĘ WIADOMOŚĆ E-MAIL.
Szanowny Kliencie!
Program naprawy w Twoim regionie jest na etapie finalizacji i zostanie uruchomiony 9 marca 2020 r. Po rozpoczęciu programu skontaktujemy się z Tobą za pośrednictwem wiadomości e-mail wysłanej na adres podany poniżej. - tak do mnie napisali i nie odezwali się nigdy więcej.
O dziwo mi ten zaczep się jeszcze nie złamał (nie zapeszajmy), choć faktycznie wykonany jest z mieszaniny śliny i papieru. Nie przetarł mi się również przewód od tylnego oświetlenia, a oponę przebiłem tylko raz, choć całe tomy internetu powstawały na temat rozwiązania tego problemu.
Przetarła mi się za to osłona linki hamulcowej, która naprawiłem po druciarsku, przy pomocy obciętego długopisu. Może nawet kiedyś zamówię nową i wymienię.
Jak dbasz, tak masz?
Nie dbam o ten sprzęt w ogóle. Nie sypałem talku w opony, nie wypełniałem slimem, nie zmieniałem oprogramowania, nie łączyłem się z aplikacją, nie wymieniałem opon na bezdętkowe i większe, nie robiłem niczego, o czym pisały i radziły setki użytkowników. Nawet hamulców nie chce mi się wyregulować, a już powinienem. Czasami go przetrę mokrą ścierką i dopompuję opony, to tyle. Ale pochwalę się, że trudną wymianę dętki i opony przedniej przeprowadziłem sam i to bez odpinania silnika.
Wydaje mi się, że nie połamałem tego sprzętu dzięki technice jazdy, nie wieszam się na kierownicy, tylko opieram na niej ręce. Na pewno dość długiego i pomyślnego życia nie zawdzięcza mojej czułości w serwisowaniu. Jak widać na zdjęciach, nawet folii ochronnej nie chciało mi się zdjąć z kilku miejsc.
Co bym w niej zmienił?
Dodałbym lekką amortyzację przy przednim kole. Do większego, dalszego jeżdżenia na pewno przydałoby się więcej masy i rozmiaru. Jest duża różnica między takim uniwersalnym modelem a hulajnogami z wypożyczalni, są stabilniejsze. M365 wydaje się przy nich filigranowe.
Zwiększyłbym też rozmiar kół, by ryzykować mniej, przy wjeżdżaniu w dziury i pod krawężniki. I może dodałbym jakieś konstrukcyjne ucho do zaczepiania linki zabezpieczającej przed kradzieżą. Wiele bym nie zmieniał, bo nie chciałbym, żeby straciła swój uniwersalny charakter.
Wybrałbym ją ponownie?
Nie, z powodu tej łamiącej się kolumny. Natomiast nowsze, poprawione iteracje już tak. Ale tylko dlatego, że korzystam z niej w określony sposób, hulajnoga ma być w miarę lekka i mobilna. Gdybym chciał jeździć codziennie, wybrałbym raczej cięższy, amortyzowany model.
Czy hulajnoga elektryczna to ostateczny środek transportu?
Tak, wiem, ludzie ich nie lubią, ale to przez wypożyczalnie, których klienci traktują publiczną przestrzeń i te pojazdy i pieszych bez żadnego respektu. To doskonały środek transportu, jeśli umie się z niego korzystać mądrze. W tym jest największy problem, zupełnie, jak z samochodami. Pojazdy fajne, użytkownicy niekoniecznie.
Dodajmy do zbioru użytkowników tych, którzy jeżdżą niezarejestrowanymi motorowerami, udającymi hulajnogi i obraz hulajnóg robi się trochę przykry. Szkoda, że tak wyszło. Wprowadziłbym taki sprytny rządowy program, dostajesz taką hulajnogę za darmo i zobowiązujesz się korzystać z samochodu tylko w weekendy i dwa wybrane dni robocze w tygodniu. Za naruszenie tych warunków, utrata uprawnień na prowadzenie samochodu. Strefy czystego transportu stałyby się niepotrzebne, ale niestety na stowarzyszaniu i lobbowaniu w imieniu producentów hulajnóg najwidoczniej nie da się zarobić.
A nie lepiej rower elektryczny?
Przy większych odległościach na pewno tak, nawet takich powyżej 10 km. Tylko że rowery są dużo droższe i nie tak uniwersalne. Obstawiam też, że większość miejskich zastosowań obsłuży hulajnoga i nie da rady tylko przy naprawdę dużych odległościach. Żaden z tych dwóch jednośladów nie jest też dwuosobowy, co jest ich największą wadą. Na pewno nie brakowało mi prędkości, 20 km/h w zupełności wystarczy, choć hulajnoga ma większe możliwości.
Na rower da się, chociaż posadzić dziecko, ale tylko do pewnego wieku. Co niestety jest mocno ograniczające, bo zgodnie z naszymi przepisami, hulajnoga elektryczna jest pojazdem jednoosobowym. I cały misterny plan rozwożenia dzieci na zajęcia pozalekcyjne pada, jak domek z kart.
I tu się chyba wywraca całość tej koncepcji. Jeśli czymś nie da się wozić dziecka zimą, to nigdy w Polsce nie stanie się popularnym środkiem transportu. Dla mnie jest, a ja nawet nie muszę codziennie stać w korkach.