REKLAMA

Dwa lata dla adwokata. Znamy wyrok za głośny wypadek z „trumną na kołach”

Dwa lata więzienia, pięć lat zakazu prowadzenia pojazdów – oto wyrok dla adwokata Pawła Kozaneckiego, który najpierw spowodował wypadek, w którym zginęły dwie kobiety, a potem twierdził, że to wina ich samochodu.

Dwa lata dla adwokata. Znamy wyrok za głośny wypadek z „trumną na kołach”
REKLAMA

Wiadomość o wyroku dla Pawła Kozaneckiego dostałem z różnych źródeł i od kilku osób. Właściwie wszyscy okrasili to komentarzem, że to żart i że sąd właściwie pogłaskał sprawcę po głowie. Czy tak faktycznie jest i czy rok więzienia za każdą śmierć (którego sprawca raczej nie odsiedzi) to faktycznie tak żałośnie niski wyrok?

Zanim to skomentuję, to chciałem zwrócić uwagę na kwestię dowodów

REKLAMA

Sąd pozyskał opinie biegłych z samochodowego rejestratora danych, dzięki którym udało się ustalić szczegółowy przebieg wypadku. W czasach, gdy większość nowoczesnych samochodów posiada elektroniczny rejestrator parametrów jazdy, zeznania uczestników wypadku przestają mieć znaczenie, ponieważ i tak wszystko wychodzi na jaw. W tym przypadku dowiedzieliśmy się, że oba pojazdy jechały z przepisową prędkością, tj. mniej niż 70 km/h. Po prostu kierujący Mercedesem Paweł Kozanecki zjechał na przeciwległy pas ruchu i uderzył czołowo w prawidłowo jadące Audi 80, w którym podróżowały dwie kobiety. Obie zginęły. Dlaczego zjechał? Tego właśnie nie wiadomo. Może spał, lub patrzył w telefon. Sąd stwierdził, że nie było to umyślne, po prostu nie kontrolował swojego pojazdu w tym momencie. To się zdarza najlepszym, przecież każdy raz na jakiś czas nie patrzy dokąd jedzie i powoduje podwójnie śmiertelny wypadek. Nie ma się co ekscytować.

Dobrze, to teraz komentarz

W serwisie BRD24 przeczytałem taki fragment z wypowiedzi sędzi, że sąd nie ocenia osoby, tylko czyn, i jest nieistotne, czy ma empatię wobec ofiar. Otóż nie. Zadaniem wymierzenia kary jest resocjalizacja skazanego, tak żeby zrozumiał że zrobił źle. Dlatego inny wyrok może dostać ktoś, kto wykaże od początku skruchę i zechce współpracować z organami sprawiedliwości, a inny – ktoś, kto wyśmiewa ofiary i publicznie przypisuje im winę za wypadek, który sam spowodował. Sąd był łaskawy tego nie zauważyć i twierdzi, że to bez znaczenia. A ja myślałem, że każde zachowanie obwinionego ma znaczenie i może wpłynąć na zmianę decyzji o karze. Okazuje się, że wystarczy twardo się nie przyznawać, nazywać staranowane przez siebie auto „trumną na kołach” i żądać 200 tys. zł z OC ofiar, a sąd tego w ogóle nie weźmie pod uwagę i dostanie się dwa lata – a jak mówi znane przysłowie „rok nie wyrok, dwa lata jak dla brata”.

Oczywiście nie wierzę w to, że Paweł Kozanecki spędzi choćby dzień w więzieniu, lub że faktycznie przez pięć lat nie będzie prowadził pojazdów. To nierealne – na każde prawo znajduje się możliwość jego obejścia, z czego na pewno skazany skorzysta i zamiast do więzienia, wsiądzie do swojego nowego samochodu i będzie nim dalej jeździł. To dlatego, że w Polsce wydaje się owszem wyroki, ale potem nikt ich nie egzekwuje, a jeśli już do tego dojdzie, to jest to sytuacja na tyle głośna, że odbija się echem w mediach. Zakazy prowadzenia pojazdów są wydawane jeden po drugim i można je kolekcjonować, a złapani z zakazami śmieją się z tego, są skazywani na kolejny zakaz i jeżdżą sobie dalej. Ostatecznie uznaję, że adwokat z Łodzi poza nawiązkami dla pokrzywdzonych w wysokości 135 tys. zł (które pewnie będzie jednak musiał zapłacić), to żadnej innej kary nie poniesie.

Jest jeszcze graciarska strona tej sprawy, mianowicie obrona Pawła Kozaneckiego utrzymywała, że wypadek nastąpił wskutek tego, że w Audi 80 coś się urwało, plus do tego słynne słowa o trumnach na kołach.

Czy w ogóle należy karać sprawców wypadków?

Przecież nikt, lub bardzo mało kto, w ogóle chce spowodować wypadek. Każdy raczej instynktownie tego wypadku unika, żeby samemu nie narazić się na śmierć. Skoro wiemy, że ani Paweł Kozanecki, ani Sebastian M. czy Łukasz Ż. nie chcieli zrobić nic złego ani nie planowali nikogo zabić, czy warto jest angażować całą sądowniczą machinę w poszukiwanie dowodów, dochodzenie prawdy i ferowanie wyroków? Przecież to nikomu nie zwróci życia ani nie cofnie skutków wypadku. Wystarczy powiedzieć „no trudno, zdarza się” – od tego są ubezpieczenia, wypłaca się odszkodowanie i można jeździć dalej.

W Polsce za spowodowanie śmierci dwóch osób dostaje się dwa lata więzienia. W Niemczech może to być dożywocie. Sprawca może więc mówić o wielkim szczęściu, że zdarzyło mu się to akurat w Polsce.

REKLAMA

zdjęcie główne to AI z Pixabay.com

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-11T11:10:28+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T15:07:21+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T12:56:31+02:00
Aktualizacja: 2025-04-09T17:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-08T17:29:55+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA