Jak to jeździ: BMW Z3 Coupe 2.8. But klauna rzeczywiście świetnie rozwesela
Niektórzy nazywali go „butem klauna”. Ale prawda jest taka, że BMW Z3 Coupe to jeden z najciekawszych młodych klasyków z Bawarii. Jeździłem wersją 2.8 z ręczną skrzynią biegów.
Anglosasi mówią „clown shoe” czyli „but klauna”. Niemcy są bardziej łaskawi. Używają określenia „turnschuh”. To „but sportowy”.
Stylistyka BMW Z3 Coupe nie każdemu się podoba… delikatnie mówiąc. Podobno sami szefowie BMW wymownie milczeli, gdy zobaczyli projekt przygotowywany w tajemnicy. Tak, w tajemnicy. Chyba już widzicie, że historia powstania tego samochodu nie będzie nudna.
Pierwsze było BMW Z3 Roadster
Prace nad małym roadsterem BMW rozpoczęto na początku lat 90, niedługo po tym jak na rynek trafiła Mazda MX-5. Niemieccy menadżerowie stwierdzili, że Japończycy chyba rozpoczęli nową modę i dobrze byłoby mieć w ofercie konkurencję dla MX-5 – w dodatku narysowaną przez Japończyka. Za design karoserii odpowiadał Joji Nagashima. Finalny projekt nadwozia był gotowy już w połowie 1992, ale Z3 musiało poczekać na debiut aż do 1995.
Tuż przed wprowadzeniem do salonów pojawiło się na kinowym ekranie jako samochód Bonda w Golden Eye. Niektórzy byli oburzeni, że to nie Aston Martin. Inni wyszli z kina zachwyceni i natychmiast zaczęli liczyć swoje oszczędności.
BMW Z3 powstało na bazie modelu E36…
…tyle że w wersji Compact, która „pożyczyła” między innymi konstrukcję tylnego zawieszenia ze starszego E30. To oznacza, że gdy w 1999 do sprzedaży wprowadzono Z3 Coupe, na rynku było już nowoczesne E46, a najnowsza premiera BMW nadal pod pewnymi względami pamiętała głębokie lata 80. Co wcale nie przeszkadzało jej zdobyć uwagę dziennikarzy i zachwycić wielu klientów. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Jak powstało BMW Z3 Coupe?
Szef projektu Z3, Burkhard Goeschel, wcześniej pracował w dziale motocykli BMW. Znał się więc na lekkich, dających sporo radości maszynach bez dachu. Był zadowolony z efektów pracy nad Z3, ale chciał, by w ofercie pojawiła się bardziej sportowa odmiana. „Bardziej sportowa” oznacza „sztywniejsza”. A „sztywniejsza” oznacza „z dachem”.
Goeschel zebrał więc kilku kolegów z pracy, wziął prototyp Z3 Roadstera i… zamknął się w piwnicy. Pewnie wziął ze sobą spawarkę i kilka narzędzi. Celem było zbudowanie wersji Coupe. Na początku szefostwo o niczym nie wiedziało. Gdy nadszedł upragniony dzień pokazu efektów tajnej, piwnicznej pracy, dyrektorzy – tak jak wspominałem - podobno przez długi czas nie wypowiedzieli ani słowa, bynajmniej nie z zachwytu.
Owszem, nadwozie jest kontrowersyjne. Jak przystało na pracę w piwnicy, Goeschel i spółka nie mieli pod ręką najlepszych stylistów ani nawet budżetu, by takich zatrudnić. Należało po prostu dołożyć dach do istniejącego Z3. Efekt to coś, co można nazwać butem… no nie, nie bądźmy okrutni. Niektórzy powiedzą, że to hatchback. Inni, że shooting brake. Dwa miejsca pozostały bez zmian, ale za plecami kierowcy i pasażera utworzono całkiem praktyczny przedział bagażowy. Ważne, że sztywność nadwozia jest tu 2,6 razy większa niż w roadsterze, no i Coupe rzeczywiście jeździ o wiele lepiej.
Czy lepiej wygląda? W 1999 roku większość obserwatorów powiedziałaby, że nie. Dzisiaj – moim zdaniem – BMW Z3 Coupe zyskało wiele klasycznego klimatu. Spora ostatnio popularność nadwozi typu shooting brake też dołożyła swoje trzy fenigi do ogólnego odbioru auta. Moim zdaniem jest bardzo dobrze.
Szefowie BMW też musieli w końcu dojść do takiego wniosku
Piwniczny pokaz po chwili kłopotliwego milczenia zakończył się skinieniem głów. „Wprowadzamy” – powiedzieli zapewne dyrektorzy i poszli na golonkę z piwem. A Z3 Coupe trafiło do sprzedaży. Jak przystało na bardziej sportową wersję, nie było oferowane z czterocylindrowymi motorami. Najsłabsze było sześciocylindrowe 2.8, a najmocniejsze – 3.2 rodem z M3.
Testowany przeze mnie egzemplarz to właśnie wersja 2.8
Ma 192 KM. Wóz przejechał 233 tysiące kilometrów i pochodzi z 1999 roku, czyli z początku kariery rynkowej BMW Z3 Coupe (trwała do 2002 r). W Polsce jest od kilku lat, a jako nowy wyjechał z salonu w Szwajcarii. Niestety, przez lata szwajcarski właściciel (lub właściciele) nieco zaniedbał auto. Gdy trafiło nad Wisłę, było pokryte białą folią, a kryjący się pod spodem oryginalny lakier Titansilber - czyli ten widoczny na zdjęciach - był w fatalnym stanie.
Wóz trafił do lakiernika, a potem na wymianę oleju, rozrządu, uszczelek i wszystkiego, czym należało się zająć. Kupiono w ASO m.in. nowe końcówki wydechu, moduł radia i wkład tylnego zamka, czyli typowe elementy, które psuły się w tym modelu. To Z3 Coupe przez kilka sezonów brało udział w torowym Classicauto Cup, więc nie mogło dać plamy.
Pod kątem torowego – i w ogóle sportowego – użytkowania dokupiono amortyzatory i sprężyny Bilsteina, które obniżyły samochód o trzy centymetry z przodu i dwa z tyłu. Z3 ma też szperę 25 proc. z tyłu. Najważniejszej modyfikacji pod kątem wykorzystywania możliwości wozu dokonano jeszcze w Szwajcarii.
To BMW Z3 Coupe „narodziło się” jako auto z automatyczną skrzynią
Z3 Coupe były dość popularne z „automatami”. Takie egzemplarze na pewno nieźle nadawały się do codziennej jazdy i służyły jako gran turismo na weekendowe wyjazdy na alpejskie przełęcze, ale gdy ktoś wolał korzystać z dzieła pana Goeschela doceniając sztywność nadwozia i prowadzenie, decydował się jednak na pięciobiegowy manual. Taki też – oczywiście oryginalny - został tu założony.
Jeśli chodzi o modyfikacje: złote felgi ze srebrnym rantem pochodzą ze zdecydowanie mniej sportowego modelu X3. Gdyby powstawał ich fanklub, to akurat bym się nie zapisał… ale podobno o gustach się nie dyskutuje. Podobno.
BMW Z3 Coupe: jak to jeździ?
Jeżeli ktoś lubi „beemkowską” pozycję za kierownicą i prowadzenie, koniecznie powinien poznać się bliżej z Z3 Coupe. Jest esencją tego, co sportowo nastawieni kierowcy najmocniej kochają w starszych BMW. To samochodowy odpowiednik koncertu Wielkiej Czwórki dla fanów thrash metalu.
Bardzo niska, ale wygodna pozycja za kierownicą, pozwalająca usiąść z idealnie wyciągniętymi nogami? Jest. Bardzo precyzyjnie działająca dźwignia zmiany biegów, z zaskakująco krótkim skokiem jak na starsze BMW? Owszem. Doskonała reakcja na gaz? Tak jest. Rewelacyjny, niezbyt mocno wspomagany układ kierowniczy? Jeszcze jak!
Dodajmy do tego widok na długą maskę i miły dźwięk rzędowej szóstki. Z3 Coupe to wszystko, czego może chcieć od wozu ktoś, kto uważa, że „prawdziwe samochody” skończyły się wraz z początkiem nowego wieku.
Jedyne, co czego można mieć uwagi, to niespecjalnie wymyślny design wnętrza. Sytuację poprawiają: szalona, czerwona tapicerka i ładne, aluminiowe wykończenia. Plus za bardzo ładną kierownicę typu „serducho”. Trochę szkoda, że bez multifunkcji.
Czy silnik 2.8 wystarcza?
OK – fani sportowych BMW mogą narzekać, że trochę brakuje tu mocy. Z3 Coupe 2.8 jest szybkie, bo osiąga 100 km/h w 6,8 s. Dziś to poziom żwawych hatchbacków albo… hot crossoverów w rodzaju Forda Pumy ST. Rozwija jednak moc bardzo liniowo i nie sprawia, że pasażer piszczy z przerażenia. Po naprawdę mocne wrażenia należy zwrócić się do Z3 M.
Z drugiej strony, wersja 2.8 nie jest zbyt narowista (również dzięki systemowi ASC) i nadaje się nawet dla kierowców bez wielkiego doświadczenia. Może nie dla tych zupełnie początkujących, bo jednak napęd na tył w połączeniu z krótkim rozstawem osi powodują, że wizja baletowych obrotów jest realna.
Czy mógłbym jeździć tym samochodem na co dzień? Jak najbardziej. Wbrew moim obawom, Z3 wcale nie ma ciasnego wnętrza. Jest tu też duży bagażnik, klimatyzacja i prawie wszystko, czego można wymagać od „daily” z klasycznym sznytem. No, może dodałbym jeszcze czujniki cofania, bo szerokie słupki C w połączeniu z przyciemniającą folią na szybach to kiepski zestaw na manewrowanie po ciemku.
BMW Z3 Coupe: sytuacja rynkowa
Opisywany egzemplarz jest na sprzedaż – w tej chwili jako jedyne Z3 Coupe w Polsce. Kosztuje 69 900 zł. W Europie ceny takich aut zaczynają się od ok. 15 000 euro, a mając 20 tysięcy można już wybierać się na zakupy i trochę powybrzydzać - oczywiście o ile nie myślimy o Z3 M. Wtedy trzeba mieć co najmniej dwukrotnie większy budżet.
BMW Z3 Coupe już są o wiele droższe od roadsterów, ale mają jeszcze nabrać wartości. Coraz więcej osób przekonuje się do tego wyglądu. Poza tym, wystarczy się nim przejechać, by zapomnieć o wszelkich obuwniczych porównaniach i docinkach. To świetny środek na jesienną chandrę.