Japońska zemsta na BMW serii 7 w Polsce. Lepsze to niż bóbr
BMW serii 7 to model, który zwykle zapowiadał zmiany w designie koncernu. To właśnie na nim prezentowano kolejne rewolucyjne pomysły i to właśnie on do dzisiaj budzi wiele emocji. Ale co zrobić, jeżeli nie mamy pieniędzy na nowy samochód, a chcemy wozić się lepszym autem?
W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego niż poszukać "projektu". Jednak w najbardziej skrytych snach nie sądziłem, że ktoś sprowadzi do Polski japoński projekt, który wygląda jak król ulepów. Najpierw jednak czas na małą wycieczkę po generacjach Siódemki.
BMW serii 7 E38 to ponadczasowe piękno, które za 20 lat nadal będzie zachwycać klasycznymi liniami. BMW E65 do dzisiaj szokuje swoim wyglądem, ale ma w sobie majestat szafy gdańskiej, więc nie dziwię się, że nadal ma wielu amatorów. Później mamy generację F01, która wygląda dobrze, jest wręcz zdumiewająco klasyczna jak na BMW. Zaraz po niej jest BMW serii G11, które może się podobać, zwłaszcza w wersji przedliftowej, bo jest nowoczesne, drapieżne i pełne smaku. Model po liftingu ma trochę zbyt duże nerki w stosunku do reszty, ale nadal to samochód piękny i kosmiczny pod względem wyposażenia. Najnowsze BMW G70 cieszy się ogromnym powodzeniem. Z daleka krzyczy, że jest nowe i drogie.
A co jeżeli nie masz pieniędzy na ratę leasingową za G70? Musisz szukać tańszych alternatyw. Najbardziej chciałbyś jeździć BMW G11, ale to nadal drogi interes. Sprawdzasz stan portfela i widzisz, że jak się dobrze postarasz, to wysupłasz na BMW serii F01. Ale wiesz, że wszyscy wiedzą, że jest już stare. Na szczęście istnieje rozwiązanie twoich problemów. To japoński ulep.
BMW serii 7, ale to japoński przeszczep
Chociaż może to nie ulep, a raczej nietypowy projekt? W każdym razie w Polsce do kupienia jest BMW F04 z 2011 r. z benzynowym silnikiem V8 o pojemności 4.4 l, któremu towarzyszy silnik elektryczny o mocy 20 KM. BMW twierdziło, że dzięki temu zabiegowi samochód palił o 15 proc. mniej paliwa niż standardowe 750i, pomimo wagi o 100 kg większej. Łączna moc wynosiła 465 KM, a do setki samochód rozpędzał się w 4,9 s.
To materiał na klasyka, bo sprzedaż nie była zbyt wysoka. Czas hybryd miał dopiero nadejść. Ktoś jednak postanowił przerobić to BMW tak, żeby udawało nowszą G11.
Według autora ogłoszenia miało to miejsce w Japonii, skąd został sprowadzony ten samochód. Nie potrafię sobie wyobrazić procesu myślowego, który towarzyszył powstawaniu tego egzemplarza, ale na pewno było tam sporo sake.
Przemiana miała dokonać się na oryginalnych częściach, ale nie wiem jak to się spinało finansowo, bo coś mi się wydaje, że za koszt poszyć można byłoby w Japonii poszukać używanej G11.
Cena jest wyjątkowo atrakcyjna. Aktualnie to 65 tys., wcześniej było znacznie drożej, ale właściciel obniża cenę, bo najwidoczniej trudno znaleźć nabywcę na ten model.
Może i ktoś włożył dużo pracy, ale spasowanie odbywało się raczej stopami i na pewno nie były to stopy gejszy. Szczeliny są tak duże, że zmieściłby się tam samochód segmentu A.
Z drugiej strony mamy tutaj rzekomo nową baterię do hybrydy, więc auto powinno posłużyć jeszcze trochę. Chociaż to nie jest najlepszy silnik, jaki miało BMW w tamtych mrocznych latach.
Więcej o BMW przeczytasz w: