BMW 525 tds po taksówce jako youngtimer i inwestycja. I z papieżowym numerem
Doczekaliśmy się czasów, że każdy pojazd z lat 80. oraz 90. jest youngtimerem lub świetną inwestycją. Nie ominęło to nawet niemieckich taksówek w charakterystycznym mdłożółtym kolorze znanym jako „jasna kość słoniowa”, czyli po polsku budyń lub majonez.
W latach 90. ten kolor oznaczał jedno - samochód w takim odcieniu był importowany do Polski przez zachodnią granicę, za którą pracował jako taksówka. A więc z pewnością była to wersja z jakimś ekonomicznym silnikiem, dziwnym (kiepskim) wyposażeniem oraz miała licznik cofnięty o nieznaną wartość. Ale w latach 90. nikomu to nie przeszkadzało. Sprzedawało się wszystko - nawet zajechane taksówki. Polak chciał mieć Mercedesa i w końcu mógł, a że niektórym przypadły egzemplarze ze śladem po kogucie taxi – widocznie na takie było ich stać. Ale prawda jest taka, że te ex-taryfy były zmęczone i zajeżdżone. Najlepszym dowodem niech będzie fakt, że dziś już ich praktycznie nie ma... poza jednym wyjątkiem, który pojawił się właśnie na niemieckiej aukcji.
O dziwo wcale nie jest to Mercedes W124, a BMW. BMW typoszeregu E34 z 6-cylindrowym silnikiem wysokoprężnym o oznaczeniu 525 tds. Seria 5 z przełomu lat 80. i 90. wcale nie miała lekkiej emerytury. Za młodu służyły bogatym obywatelom zachodniej Europy, ale potem były dosłownie zakatowywane. Małolaci od Polski po Ural zarzynali je jak świnie. A więc jakim cudem takie BMW i to jeszcze taksówka przetrwało do dziś?
To BMW najpierw było taksówką, a potem stało kilkanaście lat w garażu
Odpowiedź jest prosta - samochód spędził ostatnie kilkanaście lat w ciepłym garażu. A skoro auto pochodzi z lat 90. i nie zgniło, to musi być youngtimerem. I oczywiście właśnie na tę modłę próbuje sprzedać je aktualny właściciel. Opisuje egzemplarz jako bardzo rzadką wersję taxi, idealną do kolekcji. I nagle, po 30 latach, to że auto było taksówką jest jego zaletą - kto by się spodziewał?
Ale to nie koniec, bo jak pisze sprzedawca: Samochód należał do właściciela firmy taksówkarskiej, nie został sprzedany, ale stał w firmowym garażu od 2005 do 2021 roku. Wyposażenie pojazdu jest całkowicie oryginalne i w pełni sprawne z wyjątkiem radia CB.
To razem będzie 8000 euro. Za sedana z niechcianym silnikiem, w dziwnym wyposażeniu z czarnymi zderzakami i lakierem typu majonez, który nagle jest poszukiwanym klasykiem. Chociaż może z drugiej strony lepszy jest wóz, który pracował od 1992 do 2005 jako taksówka w Oberwiesenthal, niż taki, który przez rok był w rękach polskiego nastolatka.
Zastanawia mnie, dla kogo właściwie jest ten egzemplarz. Zdarzało mi odwiedzać zloty BMW i nie pamiętam, żeby ktoś z przybyłych marzył o 525 tds w majonezie. Być może szybciej znalazłby się ktoś na zlocie Mercedesa, kto szukałby budyniowego W124, ale w kręgach BMW? Tam na widok silnika TDS wszyscy odchodzą patrząc w inną stronę. Ale może docenią numer na tylnej szybie, przynajmniej jeśli są śmieszkami z internetu.
Tym bardziej jest ciekawe co się z nim teraz stanie
Kosztuje 8 tys. euro, a więc (jak na dzisiejsze ceny) nie aż tak dużo. Wierzę, że jego stan techniczny oraz blacharski jest niezły i drapię się po głowie... czy ktoś kupi go i wykorzysta budę (nadwozie) do jakiegoś swojego projektu? A może faktycznie trafi do jakiejś kolekcji jako była taksówka.
Jest jeszcze jedna opcja - to BMW jakimś cudem trafi w ręce jakiegoś napalonego małolata, który zaspawa tylny most i będzie jedynym „illegal drifterem" w taksówce - w końcu ten egzemplarz ma ręczną skrzynię biegów, a więc na mokrym może wszystko! (A można, jak najbardziej. Jeszcze jak!)