Czy powstanie jeszcze jakiś muscle car? Prezes GM nie mówi "nie", ale ale ale
Kiedy ponad półtora roku żegnaliśmy Chevroleta Camaro, wydawało się że to koniec i nie ma już nic. Teraz prezes macierzystego koncernu General Motors deklaruje, że powrót kultowego muscle-cara nie jest wykluczony, ale trzeba spełnić pewne warunki.

W grudniu 2023 r. z fabryki w Lansing w stanie Michigan wyjechał ostatni egzemplarz Chevroleta Camaro. Wydawało się, że to już koniec kultowego, amerykańskiego muscle cara. Jednak na początku obecnego roku Scott Bell, wiceprezes Chevy nieco enigmatycznie rzucił, że "to nie koniec historii Camaro".
Camaro może wróci - tylko pod jednym warunkiem
Od słów Bella minęły miesiące i nic w sprawie Camaro się nie zmienia. Okazało się, że propozycja reaktywacji sportowego auta została szybko odrzucona przez kierownictwo General Motors z powodu słabego uzasadnienia biznesowego. Jednak w swojej rozmowie z The Detroit News prezes GM, Mark Reuss, przyznał, że Camaro faktycznie może wrócić, ale będzie musiało spełniać pewne warunki - jego wprowadzenie musi być po prostu przedsięwzięciem o określonej rentowności. Niby "tylko tyle", ale w obliczu zmian na amerykańskim rynku - "aż tyle".
Muscle-cary to gatunek coraz bardziej zagrożony
Reuss stwierdził, że segment muscle-carów się po prostu kurczy. Jako przykład podał sprzedaż Forda Mustanga, którego w statystykach wyprzedza elektryczny crossoverem Mustang Mach-E - w ubiegłym roku Mach-E znalazł w USA 51 745 nabywców, zaś "tradycyjne" coupe i kabriolet - razem 44 003. Choć w bieżącym roku role się (jak na razie) odwróciły, gdyż do czerwca włącznie sprzedaż Mustanga wyniosła 23 551 egzemplarzy, czyli niemal 2 tys. więcej niż modelu Mach-E.
Jednak wcale to nie oznacza, że Mustang zyskuje na popularności. Wręcz przeciwnie - w pierwszej połowie br. sprzedaż samochodu z logo dzikiego konia spadła o 14,2 proc. względem analogicznego okresu w roku poprzednim, zaś sprzedaż w 2024 r. była o 9,5 proc. niższa, niż w roku wcześniejszym.
Powodem takiego stanu rzeczy są wysokie ceny za to auto. Co prawda za wersję podstawową trzeba w USA zapłacić 33 610 dol. (122,8 tys. zł), czyli nie tak dużo. Jednak Mustang to samochód, który kupuje się jako drugie auto, weekendową zabawkę, a takie wydatki w obliczu rosnącej w Stanach Zjednoczonych inflacji są coraz mniejszym priorytetem. Nawet w przypadku kupna Camaro, które pod koniec 2023 r. kosztowało o 1 tys. dol. mniej od Forda.
Elektryczne Camaro? Nie ma szans
Ważną kwestię jest też ewentualny montaż silników benzynowych. W Chevrolecie planowali elektryczną wersję wyczynowego Corvette, jednak mając na względzie publiczny odzew, od tych planów odeszli - Tony Roma, główny inżynier wykonawczy tego samochodu, powiedział wprost, że „nikt tego nie chce”. Jedyną, częściowo zelektryfikowaną "Vette" pozostaje hybrydowa E-Ray.
Ciężko oczekiwać, że w przypadku hipotetycznego Camaro Iroc-E (nieoficjalna nazwa mojego autorstwa) panowałyby inne nastroje. Zwłaszcza, że z elektrycznym "mięśniakiem" próbował już Stellantis - a ich elektryczny Charger sprzedaje się niemal tak dobrze, jak paczkowany lód na Grenlandii, a żeby ratować popyt wprowadzili model Sixpack, z benzynowym 3.0. Do tego dochodzą plotki powrocie w chwale jednostek Hemi.
Pytanie, czy przyniesie to oczekiwane rezultaty. Jeżeli tak - będzie to oznaczać, że moda na ogromne, benzynowe silniki jeszcze się nie skończyła. Problem w tym, że fani swoje, a ekolodzy swoje...
Więcej o General Motors przeczytasz tutaj: