REKLAMA

Kierowca Audi chciał zapobiec łamaniu przepisów, ale nadgorliwość jest gorsza...

Ja też nie lubię, jak jadę 50 km/h po obszarze zabudowanym i ktoś wyprzedza mnie jadąc wielokrotnie szybciej. Ale kiedy szeryf na drodze postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, może skończyć się jeszcze gorzej.

szeryf na drodze
REKLAMA
REKLAMA

Wczoraj na youtubowym koncie STOP CHAM pojawiło się nagranie, które można obejrzeć tutaj:

W skrócie: nagrywający jedzie za Audi, które sukcesywnie zwalnia. W końcu decyduje się je wyprzedzić. Chwilę wcześniej minął znak ograniczenia do 40 km/h. Nie wiemy z jaką prędkością jedzie, bo kamera tego nie rejestruje. W momencie rozpoczęcia manewru wyprzedzania kierowca auta wyprzedzanego nagle zjeżdża na środek drogi i hamuje. Potem wysiada i zaczyna egzaminować nagrywającego „jakie tu jest ograniczenie?” – to dość ciekawe zachowanie, bo o ile mi wiadomo od zadawania takich pytań jest raczej funkcjonariusz.

Blokowanie ruchu, zajeżdżanie drogi

W trakcie wymiany zdań z kierowcą Audi z przeciwka nadjeżdża autobus, który ledwo może się zmieścić na częściowo zajętym, przeciwległym pasie. Nie przeszkadza to kierowcy Audi perorować na temat tego że są tu osiedla i że można kogoś zabić. To jak w większości miejsc na drodze, tzn. właściwie wszędzie można kogoś zabić jeśli jedzie się agresywnie bądź nieostrożnie. Śmieciarki poruszające się z prędkością idącego człowieka potrafią zabić pieszego jeśli zawadzą go wystającym elementem zgniatarki.

Zło złem zwalczaj

REKLAMA

„W tym miejscu się nie wyprzedza” twierdzi kierowca Audi, choć nic takiego nie wynikałoby z oznakowania. Nie ma ciągłej linii ani znaku zakazu wyprzedzania. Zatem dlaczego się nie wyprzedza, nie wiadomo. Ale czy w tym miejscu zajeżdża się drogę i gwałtownie hamuje, a następnie blokuje ruch? Rozumiem, że to już jest w pełni dozwolone i normalne. W sumie rozumując w ten sposób, to jeśli widzę kierowcę jadącego np. 90 km/h w obszarze zabudowanym, to powinienem go dogonić, wyprzedzić, a następnie zahamować gwałtownie przed jego pojazdem, żeby uniemożliwić mu łamanie przepisów. Tak, ale nie. Wydaje mi się, że państwo powołało już jakąś służbę, która może nie stosować się do przepisów ruchu drogowego, żeby zapobiegać ich łamaniu przez innych. Żebym tylko sobie umiał przypomnieć, jak ona się nazywa. Palicja? Polincja? Coś w tym rodzaju... w każdym razie tych uprawnień nie mają przypadkowi obywatele.

To wręcz pewne że w tym miejscu należy jechać 40 km/h. Nie można wykluczyć, że wyprzedzający miał w planie złamać przepisy. Ale to wyprzedzany ostatecznie je złamał, powodując niebezpieczną sytuację i zbyteczne zatrzymanie ruchu. Jeśli widzicie, lub nagraliście niebezpieczną jazdę, lepiej zgłosić to na policję na tej stronie, mailem albo nawet osobiście. Sprawdziłem to parę lat temu. Zadziałało.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA