W Audi RS e-tron GT można stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi. Było świetnie, chcę więcej
Audi RS e-tron GT potrafi być łagodne jak sos koperkowy, gdy tylko kierowca tego chce. Ale powiem wam szczerze, że to nie zdarza się często.
Na torze Driveland bawiłem się doskonale. Gdy Audi zaprosiło mnie tam na pierwsze jazdy e-tronem GT uznałem, że to wymarzone środowisko dla tego wozu. Dlaczego? Do szczęścia nie potrzebowałem wiele. Wystarczył mi kawałek prostej. Zabawa była prosta i mało wymagająca. Trzeba było wcisnąć gaz do podłogi i dać się wcisnąć w fotel. Choć to chyba za mało powiedziane.
646 KM wbija w fotel z siłą dynamitu
Każde wciśnięcie gazu do podłogi – zwłaszcza z użyciem trybu launch control, czyli procedury startu – powoduje przeciążenia porównywalne z kolejką górską albo… spadaniem z drugiego piętra. Po kilkunastu próbach pod rząd samochód jest niewzruszony i nie pokazuje żadnych błędów. Trochę gorzej z kierowcą, bo to naprawdę męczy. Ale chwilę później chce się wszystko powtórzyć.
Na torze było więc świetnie. Wbudowany stoper pokazał mi, że na odpowiednio przyczepnym asfalcie wóz zamiast fabrycznych 3,3 s do setki schodzi poniżej magicznej granicy trzech sekund. Niesamowite.
Ale potem nadszedł czas na test na ulicy
Pogoda się popsuła, dzień zrobił się krótszy, a ja odebrałem Audi RS e-tron GT na kilka dni. To już nie miała być tylko zabawa w wesołe miasteczko na pustym i specjalnie przygotowanym kawałku prostej. Drogi, sportowy sedan (tak, tak – spójrzcie na to, jak otwiera się w nim klapa bagażnika) miał mi pomagać w trudach życia codziennego. Wożenie zakupów, podwożenie cioci do przychodni, wizyta w sklepie budowlanym, dojazd na siłownię – oto zadania, przed którymi miało stanąć Audi.
To wszystko oznacza, że RS e-tron GT musiał pokazać – o ile ją ma – normalną, poważną twarz. Był jak komik zaproszony na obchody rocznicy ważnej bitwy. Albo jak kulturysta, który nagle musiał zacząć dźwigać wory z cementem zamiast sztang na modnej siłowni. Po drodze czekały na niego dziury, krawężniki i koleiny.
Trzy, dwa, jeden… ZIUUUUUUUUUUUUU
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Niestety, osiągi Audi za mocno uzależniają. Podczas każdej przejażdżki starałem się znaleźć choć jeden moment, w którym mogłem wyprostować prawą nogę. Czy to oznacza, że byłem piratem drogowym, który powinien oglądać świat zza krat? Nie, bo najlepsze uczucie wciskania w fotel czuć tutaj przy ruszaniu i przy niskich prędkościach. Nie potrzebuje długiej prostej. W niedługim czasie stałem się mistrzem odpuszczania pedału gazu w odpowiednim momencie. Uwierzcie, przy tych osiągach i przeciążeniach, to wymaga wprawy. 48, 49, 50 km/h… koniec. Do następnego razu!
Nie wszyscy są zachwyceni taką jazdą
Koledzy, owszem, wysiadali z uśmiechem szerszym niż Wielki Kanion. Kto nigdy nie jechał tak szybkim samochodem elektrycznym (a realnymi rywalami są tu chyba wyłącznie najmocniejsze Tesle i Porsche Taycan), będzie zdumiony. Natychmiastowa reakcja na gaz i absolutna cisza towarzysząca nabieraniu prędkości zachwycają. Lubiłem zaskakiwać pasażerów też nagłym wciśnięciem gazu, skutkującym natychmiastowym uderzeniem ich głów o zagłówki.
Niestety, co bardziej stateczni obywatele wysiadali oburzeni. Audi RS e-tron GT może sprawić, że ludzie przestaną nas lubić. Zwłaszcza gdy ktoś rzeczywiście kupi sobie takie auto, bo wtedy w znajomych uruchomi się zazdrość.
Audi wygląda efektownie
Niska sylwetka, szeroki tył, wielkie koła, czarny lakier nadający klimatu trochę jak z pewnego słynnego komiksu (i nie mam na myśli „Kajko i Kokosza”). Audi RS e-tron GT sprawia, że przechodnie i inni kierowcy się za nim odwracają. Najpierw patrzą z podziwem, a potem ze zdziwieniem, gdy mroczny sedan… to znaczy, czterodrzwiowe coupe (jak wolałoby Audi) oddala się szybko, ale bezgłośnie.
Moim ulubionym detalem stylistycznym tego wozu są tylne lampy. W ogóle tył udał się designerom. Porsche Taycan wygląda przy nim skromnie – jakby zapomniało o kilku treningach na siłowni.
Wróćmy do zabawy
Zanim przejdę do tematów związanych z codziennym życiem z Audi, jeszcze chwila na szaleństwa. Przyspieszenie tego wozu na prostej to jedno. Drugie to hamowanie (skuteczność „ceramiki” robi ogromne wrażenie), a po trzecie, e-tron niesamowicie skręca. A może nawet po pierwsze?
Masa własna tego – wielkiego przecież, mierzącego pięć metrów – wozu wynosi dwie i pół tony. To mniej więcej tyle, ile waży pół słoniarni w warszawskim zoo. Tak ciężkie auta określa się zwykle innym słowem ze świata zwierząt: „krowa”.
W tym przypadku to raczej gepard
Skuteczność, z jaką Audi RS e-tron GT ukrywa swoją masę, jest zdumiewająca. Niezależnie od tego, czy mówimy o sekwencji ciasnych, następujących tuż po sobie zakrętów, zacieśniającym się ślimaku przy wjeździe na autostradę czy może o zdradliwym, długim łuku pokonywanym z dużą prędkością, e-tron robi wrażenie o wiele, wiele lżejszego samochodu. Nie przechyla się ani nie ma tendencji do wyjeżdżania przodem „w plener”.
Tajemnic jego sukcesu jest kilka. Nisko umieszczony środek ciężkości to tylko jedna. Inne to m.in. doskonałe rozłożenie masy między osiami, skrętna tylna oś, świetny, bezpośrednio działający układ kierowniczy, a także zaawansowane zawieszenie z kilkoma trybami pracy i armią czujników na bieżąco analizującą sytuację na świecie. Ważne, że działa.
Audi RS e-tron GT jest więc naprawdę udaną zabawką
Nie ma na świecie – również gdy mówimy o autach spalinowych za ogromne pieniądze, z wielkimi V8 albo doładowanymi V6 – wielu samochodów, które równie dobrze nadają się do bardzo szybkiej i bardzo agresywnej jazdy. Ale czy RS e-tron GT nadaje się na co dzień?
Najkrótsza odpowiedź na to pytanie brzmi „tak”. Nieco dłuższa: „tak, bez większych problemów”. Bałem się niewielkiego prześwitu Audi. Myślałem, że każdy przejazd przez próg zwalniający albo wjazd do garażu przypłacę słuchaniem przeraźliwego zgrzytania, szurania i innych odgłosów tragedii. Na szczęście takie problemy występują tylko w trybie „efficiency”, czyli w tym, w którym zasięg Audi ma być jak najwyższy, więc zawieszenie się obniża, by poprawić aerodynamikę. W pozostałych RS e-tron GT nie jest nadmiernie przyziemiony.
Jazda tym wozem nie męczy
Oczywiście, o ile nie bierzemy pod uwagę ewentualnego zmęczenia wywołanego nadmiarem przeciążeń. W odróżnieniu od aut spalinowych, nie ma tutaj w ogóle problemu z hałasem. Sportowe wozy zasilane benzyną potrafią brzmieć pięknie, ale czasami bulgot czy warkot stają się nużące, zwłaszcza w dalszej trasie. Elektryczne Audi jest ciche. Co ważne, reakcja na gaz nie jest ostra. Jeśli kierowca nie wciska gazu za szybko, auto przyspiesza płynnie i "normalnie".
Komfort na nierównościach nie jest może porównywalny z latającym dywanem, ale da się go zaakceptować. Wygodne są także fotele, system audio przyjemnie gra (i nie walczy o uwagę z silnikiem), a obsługa wnętrza jest dość intuicyjna. Nawet klimatyzacja ma osobny panel do sterowania z fizycznymi przyciskami. Brakuje mi tylko kilku schowków na kokpicie – na przykład takiego, by wygodnie odłożyć w nim telefon. Z uchwytów na kubki wylatuje przy mocnym przyspieszaniu.
Mógłbym wyobrazić sobie dojazdy do biura za kierownicą Audi
Trochę gorzej byłoby z wyjazdami służbowymi. Deklarowany przez producenta zasięg na poziomie 472 km jest oczywiście nie do uzyskania w „normalnych” warunkach. W mieście należy przyzwyczajać się do myśli o wizycie przy ładowarce co każde 300-320 km. Zużycie waha się od 23 kWh na 100 km przy bardzo spokojnej jeździe (w końcu się nauczyłem!) do ponad 30 przy normalnej, ale nie szaleńczej. Na trasie przy 130 km/h komputer podaje zapotrzebowanie na energię na poziomie 24 kWh na 100 km. Nie są to wyniki złe, ale nie są też imponujące. Pytanie, czy to ma jakieś znaczenie.
Audi RS e-tron GT to mimo wszystko zabawka. Owszem – taka, która gdy trzeba potrafi wcielić się w rolę poważnego, biznesowego wozu. Wspólnicy mogą nawet nie zauważyć, że coś jest na rzeczy, o ile kierowca powstrzyma się od chwalenia się osiągami (będzie trudno). Ale niemal każdy, kogo stać, by wydać na szalone auto elektryczne ponad 600 tysięcy złotych (start cennika wersji RS: 604 900 zł, to oczywiście nie koniec), ma pewnie w garażu jeszcze coś spalinowego na trasy. E-tron ma cieszyć. I z tego zadania wywiązuje się wyśmienicie.