Aktywiści przykleili się do Porsche w obronie klimatu. Doskonałe kino
Aktywiści przykleili się do Porsche w ramach obrony klimatu i walki z emisją CO2 przez samochody. Byłoby to nawet sensowne, gdyby nie ich wypowiedzi, które pokazują, że są oderwani od rzeczywistości.
Od jakiegoś czasu w modzie są protesty przeciwko zmianom klimatu uderzające w motoryzację. Aktywiści z jakiegoś powodu przyklejają się do asfaltu, blokują ruch i dziwią się, że ludzie w samochodach ich nie popierają. Tez tego nie rozumiem, w końcu stanie w korku z powodu czyjegoś protestu to wyśmienita rozrywka. Grupa aktywistów działająca pod nazwą Scientist Rebellion postanowiła uderzyć w koncern Volkswagena. 9 śmiałków — tak się określają, udało się do Wolfsburga, do samego centrum motoryzacyjnego Mordoru, żeby wrzucić pierścień do Góry Przeznaczenia, żeby przykleić się do wystawy Porsche. Zamiast epickiej walki z Sauronem, mamy festiwal żenady.
Aktywiści przykleili się do Porsche o 14:30
Powiedzieli, że nie odkleją się, jeżeli nie przyjdzie do nich sam CEO Volkswagena — Olivier Blume, a maksymalna dopuszczalna prędkość na niemieckich autostradach nie spadnie do 100 km/h. Takie żądania świadczą o odklejeniu, ale zostawmy to. Aktywiści nie dali za wygraną. Powiedzieli, że będą tu siedzieć całą noc, a niektórzy z nich będą dodatkowo głodować. Jeżeli spodziewali się jakiejś reakcji, to na pewno nie takiej, jaką otrzymali. Pracownicy wystawy po skończonej pracy zgasili światło, wyłączyli ogrzewanie i poszli sobie do domu. Takie zachowanie oburzyło aktywistów, bo czego jak czego, ale najbardziej pragną uwagi. Takie jawne lekceważenie było jak potwarz.
Nie dość, że sobie poszli, zostawiając aktywistów w ciemności, to jeszcze, cytuję: nie dostarczyli misek do załatwiania potrzeb fizjologicznych.
Nie mogą również zamówić swojego jedzenia, tylko mogą korzystać z tego od Volkswagena. Protest trwa już 30 godzin, ale wątpię, że przyniesie skutek. Z protestującymi w taki sposób się nie dyskutuje, tylko bierze się na przeczekanie. Posiedzą, pokrzyczą i wrócą do domów. Jeden z nich udał się już do szpitala, ale zapowiada, że będzie wspierał duchowo swoich kolegów, którzy nadal są przyklejeni.
Dzięki dobrobytowi osiągniętemu przez naszą cywilizację, aktywiści mają czas i możliwości na takie zabawy. 150 lat temu pracowaliby fizycznie w rolnictwie.