REKLAMA

35 lat wybuchu w Czarnobylu. W usuwaniu skutków pomogły polskie samochody

Minęło 35 lat od wybuchu w elektrowni w Czarnobylu. Ekipy sprzątające na miejsce katastrofy dowoziły dzielne furgony Nysa, które być może gniją tam do dziś.

35 lat wybuchu w Czarnobylu. Ratowników woziły m.in. polskie Nysy
REKLAMA
REKLAMA

Nie byłem nigdy w Czarnobylu ani w Prypeci i pewnie już nie zdążę pojechać zanim to wszystko posprzątają. Pamiętam jednak dokładnie dzień, w którym to się stało. Byłem wtedy uczniem pierwszej klasy szkoły podstawowej, a 26 kwietnia 1986 r. wypadał w sobotę. Pojechałem z babcią na działkę autobusem. Nagle przyjechał mój ojciec i powiedział, że był wybuch elektrowni jądrowej i trzeba się zawijać bo może być opad radioaktywny. Wszyscy byli przerażeni. Potem pojechaliśmy Maluchem gdzieś na warszawską Pragę pić obrzydliwy płyn Lugola.

Po latach dowiedziałem się, że skażenie było mniejsze niż sądzono

Opowiadał o tym szczegółowo zmarły 10 lat temu profesor Zbigniew Jaworowski, specjalista od wpływu promieniowania na życie człowieka. Tak naprawdę jedynym miejscem, w którym występowało realne zagrożenie życia i skażenie radioaktywne były okolice samej elektrowni. Od choroby popromiennej zmarło nieco ponad 30 osób. Katastrofa miała przede wszystkim skutki psychologiczne, to m.in. za sprawą Czarnobyla powstało ogólne nastawienie, że elektrownie jądrowe – najczystsze i najbardziej efektywne – są potworną, tykającą bombą, która tylko czeka żeby zmieść połowę ludzkości z Ziemi, a drugą zamienić w zombie. I tym sposobem Niemcy odchodzą od atomu na rzecz... węgla. To ma sens.

Przepraszam za dygresję

Do ZSRR eksportowaliśmy z sukcesami furgony Żuk i Nysa. Radziecki przemysł motoryzacyjny koncentrował się na dużych ciężarówkach, jeśli chodzi o auta użytkowe. Z furgonów to robili UAZ-a 452, który był typowo terenowy oraz RAF-a Latviję, który był dość mały i głównie zabudowywany jako karetka. Nasze Nysy i Żuki wypełniały więc lukę na rynku radzieckim jako solidne i oszczędne jak na tamtejsze realia samochody do pracy. Właśnie Nysami-mikrobusami ratownicy ruszyli do skażonej strefy wokół czarnobylskiej elektrowni.

Obmywanie samochodu w celu zmycia radioaktywnego skażenia weszło potem do stałego programu na przejściach granicznych. Jeszcze w latach 90. między byłymi krajami komunistycznymi trzeba było „dezynfekować samochody” przejeżdżając przez baseny wypełnione brudną wodą zmieszaną z dziwnym płynem. Ciekawe, czy ratownicy wiedzieli, co im grozi, czy po prostu wykonywali rozkazy. Pojazdy używane przy likwidacji skutków katastrofy zostały później zezłomowane na ogromnym składowisku o nazwie Rosocha, gdzie stały setki, jeśli nie tysiące ciężarówek, furgonetek, autobusów i pojazdów wojskowych.

Resztki Nysy w lesie nieopodal Czarnobyla. Fot. Piotr Kaźmierczak

35 lat po wybuchu w Czarnobylu większość złomu już posprzątano

Składowisko Rosocha znacznie się zmniejszyło.

Ale jeszcze parę lat temu można było na nim znaleźć gnijące skorupy Nys.

Bardzo dobre zdjęcia złomu z Rosochy można znaleźć na blogu Tropografie. Niezwykłych nakładów pracy wymagało choćby ustawienie wszystkiego w sterty, poukładanie autobusów jeden na drugim itp. Polecam też fanpage Napromieniowani.pl.

REKLAMA

Ciekawe, czy na składowisku Rosocha ostała się jeszcze jakaś Nysa. W każdym razie 35 lat po „incydencie czarnobylskim” nadal warto tam pojechać, jeśli jest się graciarzem, bo setki ton zgniłego żelastwa wciąż leżą i polecają się do eksploracji. A nawet jeśli nie znajdzie się Nysy, to wciąż ponoć można trafić na Robura, którego ktoś postawił na dachu opuszczonej budki.

Zdjęcie: Wild Fox, chernobylplace.com
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA