Zwęzili ulicę, przez co autobusy jeżdżą objazdem, a auta prywatne nie muszą
Ale to wina wstrętnych, złych ludzi, że wybierają samochód zamiast komunikacji zbiorowej, która robi kółka, bo ktoś zwęził ulicę.
Zwężanie ulic, likwidacja pasów ruchu i inne działania przekształcające miasta w skanseny dla turystów są obecnie niesłychanie modne. Każdy chce coś zwęzić, żeby było o czym napisać przy kampanii wyborczej, a poza tym chce dobrze czuć się sam ze sobą, że „zrobił coś dla planety”, ewentualnie „oddał miasto ludzią” (błąd zamierzony). Bardzo często zwężanie nie ma żadnego sensu i niesie ze sobą skutki negatywne, ponieważ utrudnianie ruchu jest co do zasady złe, a nie dobre. Przez setki lat było oczywiste, że istnienie drogi to podstawa działania społeczeństwa, teraz okazuje się, że szczytem drabiny ewolucyjnej jest likwidacja tej drogi. No to w Gdańsku całkiem nieźle się udało.
Zwężono ulicę Bażyńskiego, wprowadzając wysepki dla pieszych
Podobno zapłacił za to deweloper, budujący niedaleko prestiżowe osiedle (wszystkie osiedla budowane przez deweloperów są prestiżowe). Po oddaniu ulicy do użytku nie wróciły na nią linie autobusowe. Początkowo objazdy były „tymczasowe”, potem po cichu gdański ZTM wprowadził stałą korektę linii. Jeśli dobrze przeczytałem wszystkie uwagi co do tego odcinka, to autobus mógłby jeździć tak:
A jeździ tak:
Gdański Zarząd Dróg i Remontów za konieczność zmiany trasy obwinia zwężenie ulicy
Przestrzeń między wysepką a krawężnikiem jest za wąska na autobus, a kąt najazdu zbyt ostry, co nawet widać na zdjęciach w tym artykule. Najwyraźniej priorytetem dewelopera była komunikacja prywatna, a nie zbiorowa. W końcu jak ludzie mogą dojechać autobusem do osiedla, to jest szansa, że nie kupią obowiązkowych miejsc parkingowych, a to wpłynęłoby negatywnie na zyski. Tymczasem trasa objazdowa dla autobusu to zmarnowane paliwo i czas pasażerów, którzy dodatkowo na tym objeździe nie mają żadnego dodatkowego przystanku. Za to mają kilka minut więcej w autobusie, niż gdyby jechali własnym samochodem. Tak tylko mówię, żeby przypomnieć, że...
Jeśli komunikacja zbiorowa jest gorsza niż prywatna, to ludzie wybiorą prywatną
Jeśli zwęzi się ulicę, żeby nie mógł po niej przejechać autobus, to zmniejszy to liczbę korzystających z tego autobusu. Każdy autobus grzęznący w korku z autami osobowymi sprawia, że ludzie nie chcą z niego korzystać. Można odtrąbiać sukcesy, że udało się zwęzić to i tamto, a potem być zdziwionym spadkiem zainteresowania komunikacją zbiorową. Ta mityczna „samochodoza”, o której istnieniu tyle razy mówią tzw. aktywiści (lobbyści deweloperów), to właśnie sytuacja, w której własnym samochodem dojeżdża się szybciej niż transportem zbiorowym. Przy okazji, to mnie ostatnio zlikwidowano przystanek autobusowy, z którego zdarzało mi się czasem korzystać. Po prostu był i teraz go nie ma. Zgadnijcie co w związku z tym?
Pewien mądry człowiek kiedyś napisał
„Miasto to nie plac zabaw dla blogerów motoryzacyjnych” (to było do mnie). To znamienne słowa, bo idealnie pasują do tej sytuacji. Wprawdzie zamiast blogerów motoryzacyjnych mamy miejskich inżynierów ruchu, którzy traktują miasto jako prywatny plac zabaw – nie tylko w Gdańsku – ale sama sytuacja idealnie pokazuje, że chaotyczne działania typu „zwęzić i uspokoić” odsprężynowują potem wprost w mieszkańców. Zatem jeśli Wasz lokalny zarząd dróg planuje w Waszej okolicy uspokojenie ruchu, to możecie się zdziwić, że autobus przestał jeździć, przystanek zniknął, a przy okazji zabrano też miejsca parkingowe – ale Wasze zdziwienie jest niesłuszne, bo uspokojenie ruchu polega na tym, że ludzie mają mniej się przemieszczać.
Czytaj również: