Burmistrz Londynu chce wysyłać złom do Ukrainy. Zadławiłem się karpiem z oburzenia
Na pana Khana to i taczki byłyby za dobre. Pomysł wywożenia zezłomowanych przez londyńczyków samochodów do Ukrainy jest oburzający na co najmniej dwóch poziomach.
Wprowadzenie absurdalnie wielkiej strefy czystego transportu (ULEZ) obejmującej Londyn z przyległościami, w tym tereny wiejskie, spowodowało że ludzie na potęgę zaczęli złomować względnie świeże samochody, ale nie spełniające już wyśrubowanych norm dla ULEZ. Zaczęli robić to z taką zajadłością, że zatkali stacje demontażu pojazdów. Na złom zasadniczo idzie wszystko, nikt już nie patrzy czy dobre, czy niedobre – trzeba zezłomować i kupić nowe, otrzymując od burmistrza Londynu pana Sadiqa Khana 2000 funtów dopłaty do nowego wozu. Sterty dobrych samochodów piętrzących się na złomowiskach nakierowały pana Sadiqa na genialny pomysł: dajmy te samochody Ukraińcom!
Auta ze stacji demontażu zamiast do zgniatarki, mają trafić do Ukrainy
Dotyczy to zwłaszcza samochodów z 4x4, które przydadzą się na froncie, a przecież i tak zapewne ulegną tam zniszczeniu. Umiejscowienie kierownicy nie ma w tym przypadku większego znaczenia, poza tym po drogach Ukrainy i tak jeździ sporo samochodów importowanych z Japonii, które trafiły tam przez Rosję. We wschodniej Rosji, mimo ruchu prawostronnego, jeździ więcej aut RHD niż LHD i nikt nie narzeka.
Sadiq Khan zmienił zdanie, bo z początku twierdził, że wywóz aut złomowanych z Wielkiej Brytanii jest niemożliwy przy obecnym stanie legislacji. I miał rację, bo auto zezłomowane to odpad. Wywożenie odpadów z danego kraju przez terytorium Unii Europejskiej do innego kraju niebędącego w UE jest w ogóle zabronione. Gdyby te samochody miały papiery „na eksport”, czyli były wyrejestrowane w Wielkiej Brytanii, ale bez złomowania, to wtedy można. W obecnej formie są one śmieciami. Dlatego pan Khan zasugerował ministrowi transportu Markowi Harperowi zmianę przepisów, żeby zamiast CoD - certyfikatu złomowania - wydawać jakiś inny dokument, który pozwoli legalnie wywieźć zezłomowane auta za granicę. Podobno o taką zmianę zabiegał sam burmistrz Kijowa, Witalij Kłyczko i cała ta akcja jest z nim uzgodniona.
Widzę tu dwa problemy
Pierwszy jest tylko kwestią stosownego bądź niestosownego zachowania. Jeśli chodzi o wyciąganie rzeczy ze śmieci, to inicjatywa powinna być zawsze po stronie odbierającego, a nie dającego. Nie wypada mówić „wywalam to do kosza, może chcesz”. To znaczy można, ale oznacza to, że traktujesz kogoś nie jak równorzędnego partnera, a jak zbieracza odpadów. No ale dobrze, pominę to, bo nie podejrzewam Brytyjczyków o stosowne zachowanie w jakiejkolwiek postaci. W końcu przez parę lat kolonizowali świat, było-minęło, nie wracajmy do tego.
Problem numer dwa jest znacznie poważniejszy. Jeśli Sadiq Khan mówi, że samochody oddawane na złom można przekazać na rzecz Ukrainy, to znaczy, że one... nie powinny trafić na złom. Są nadal sprawne i działają, inaczej po co by je proponowano? Ukraińcy raczej nie potrzebują stacjonarnych wraków. I tu dochodzimy do momentu odpowiedzialności środowiskowej stacji demontażu pojazdów. Nie powinny one przyjmować samochodów od obywateli bez opinii diagnosty, że pojazd nie nadaje się do użytku. Jeśli ktoś próbuje zezłomować sprawne, działające auto, powinien podlegać karze za zanieczyszczenie środowiska i zbyteczną wymianę samochodu na nowy. Tymczasem za sprawą działań pana Khana dowiadujemy się, że na złomowiska w Wielkiej Brytanii trafiają samochody, które powinny być dalej eksploatowane. I będą, tyle że w Ukrainie. Bo jak wiadomo, jak już coś zanieczyszcza środowisko poza granicami danego kraju, to nie jest to żaden problem, my jesteśmy czyści, pozbyliśmy się diesli z Euro 5, teraz to SEP - Somebody Else's Problem.
Ten poziom hipokryzji jest taki, że nie mogę przełknąć karpia do końca
Karp jest ogólnie obrzydliwy. Ale nie tak obrzydliwy, jak złomowanie dobrych samochodów, bo stowarzyszenie banków i producentów samochodów kazało zrobić strefę czystego transportu o nierealnych zasadach.