REKLAMA

Zaskakujące najechanie na autostradzie A4. Są sposoby, by tak się nie działo

Kierowca Volvo najeżdża na tył samochodu ciężarowego, a kierowcy tradycjonaliści na pewno dalej uważają, że elektronika w samochodzie to zło wcielone i człowiek najlepiej panuje nad maszyną. To najechanie na autostradzie mogłoby się nie wydarzyć właśnie dzięki niej.

Zaskakujące najechanie na autostradzie A4. Są sposoby, by tak się nie działo
REKLAMA

Nie ma co za dużo spekulować, co się wydarzyło. Człowiek jechał za samochodem ciężarowym prawym pasem autostrady, a potem w niego uderzył. Lepiej skupić się na tym, jak zrobić, żeby nie uderzać w samochody ciężarowe, ani w żadne inne. Trzeba zaufać znienawidzonej przez wielu tak zwanej "elektronice".

REKLAMA

Najechanie na autostradzie

Na filmie umieszczonym na kanale Stop Cham możemy obejrzeć wypadek na autostradzie. Teoretycznie dość typowy, bo jest nim najechanie na tył poprzedzającego pojazdu, ale nie do końca tak jest w tym przypadku. Widzimy, jak kierujący Volvo, poruszając się prawym pasem, powoli zbliża się do samochodu ciężarowego. Potem następuje rzecz niezrozumiała, uderza w niego i ostatecznie zatrzymuje się w poprzek lewego pasa ruchu. Tu ma dużo szczęścia, bo autor nagrania wyhamowuje i dzięki temu Volvo nie otrzymuje jeszcze uderzenia z boku.

Gdy lepiej się przyjrzymy, możemy zauważyć, że Volvo tuż przed uderzeniem odbija lekko w stronę lewego pasa ruchu. Oraz to, że od dłuższego czasu lekko hamowało. Nie można więc rozstrzygnąć, czy kierowca w nieudany sposób zmienił pas ruchu, czy zasłabł. Może jedno i drugie, ale mieliśmy nie spekulować. Skupmy się tak zwanej, strasznej, ogłupiającej i niepotrzebnej "elektronice".

Aktywny tempomat uratowałby sytuację.

Wielu kierowców powinno raczej chodzić na grzybobranie niż wypowiadać się o systemach wspierających kierowcę w samochodach. Nie lubią ich, uważają, że ogłupiają, przeszkadzają być mężczyzną w swoim samochodzie, jednym słowem robią wszystko źle i zerowy z nich pożytek. Problem jest tylko taki, że wcale tak nie jest. W tej sytuacji wystarczyłby aktywny tempomat i nie doszłoby do wypadku.

Niektóre systemy potrafią być denerwujące. W samochodzie coś ciągle pika i kierowca nie zawsze jest w stanie odgadnąć z jakiego powodu. Może włączyło się ostrzeżenie o nadjeżdżającym pojeździe w ruchu poprzecznym, a może za bardzo zbliżyliśmy się do innego samochodu. A może nic z tych rzeczy, tylko coś pojawiło się w martwej strefie i jest niewidoczne w lusterku. Inny przykład to zwalnianie, w celu dostosowania prędkości auta do nieistniejącego limitu. To potrafi działać źle lub sprawiać wrażenie nieprzydatnego.

REKLAMA

Dwa bardzo popularne obecnie systemy mogłyby poprawić bezpieczeństwo na drogach. Aktywny tempomat utrzymałby odległość od samochodu ciężarowego, a system ostrzegający przed opuszczeniem pasa ruchu pomógłby w przypadku zasłabnięcia. Gdybyśmy wszyscy jeździli po poza miastem z aktywnym tempomatem ustawionym na limit prędkości, ograniczyłoby to znakomicie liczbę wypadków. Tego jestem pewien. Każdy może się zagapić, radar wykorzystywany w tym systemie zagapia nieporównywalnie rzadziej.

Mam kolegę, który pół życia spędza na autostradach a nie widział potrzeby włączania aktywnego tempomatu. Dopiero, kiedy wierciłem mu dziurę w brzuchu, dał się namówić i mu się spodobało. Namawiam i was.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA