Już niedługo w salonach będą prawie same elektryki. Nie wierzysz? Na to wskazują te liczby
Riki tiki elektryki. Niektóre raporty sugerują, że już za kilka lat wszyscy będziemy recytować ten wierszyk. Wg amerykańskich badań przeprowadzonych przez Rocky Mountain Institute’s (RMI) w 2030 r. ponad 60 proc. nowych samochodów będzie na prąd. Bzdura? Mnie prawie przekonali.

Argumenty RMI są dosyć wymowne. Instytut twierdzi, że szczyt światowego popytu na ropę naftową do samochodów już minął i do końca dekady zapotrzebowanie na ten surowiec będzie stopniowo malało. Z kolei wśród pojazdów elektrycznych trwa gwałtowny wzrost sprzedaży, który od kilku lat cały czas przybiera na sile. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej 14 proc. wszystkich samochodów sprzedanych na świecie w 2022 r. było elektrycznych. Rok wcześniej było to 9 proc., a w pandemicznym 2020 r. raptem 5 proc. Przyrost jest więc bardzo duży.
A gdzie się sprzedaje obecnie najwięcej samochodów elektrycznych?
Według danych EV Volumes oczywiście w Chinach, czyli najbardziej chłonnym na samochody osobowe rynku świata. Dalej instytut wskazuje na Skandynawię, gdzie prym wiedzie Norwegia z 71-procentowym udziałem pojazdów elektrycznych. Warto nadmienić, że wskaźnik zelektryfikowania dla całej Europy wynosi 20,8 proc. Dla porównania w 2022 r. Chiny miały 27-procentowy udział w rynku pojazdów elektrycznych. Najgorzej (albo najlepiej) w tym zestawieniu wypada USA, gdzie jedynie 7,2 proc. nowych aut jest elektrycznych. Okazuje się, że elektryfikacja ma się świetnie w różnych zakątkach globu, a do najszybciej rozwijających się rynków pojazdów elektrycznych należą także Indonezja, Indie i Nowa Zelandia.
Więcej na temat chińskich samochodów elektrycznych przeczytasz tutaj:
Co więc co sprawia, że ludzie wybierają elektryki?
Czyżby była to ekologia? Raport RMI sugeruje, że głównym czynnikiem napędzającym ten stan rzeczy jest ekonomia. Zdaniem organizacji dla cyklu życia jednego pojazdu elektrycznego osiągnięto już parytet cenowy z pojazdami napędzanymi konwencjonalnymi silnikami spalinowymi. Oznacza to, że pod względem całkowitych kosztów posiadania samochód elektryczny nie jest droższy od spalinowego. A jak wygląda sytuacja cen nowych samochodów? Tesla Model Y osiągnęła już parytet cenowy ze swoimi rywalami napędzanymi na benzynę. Udało się tego dokonać, ponieważ ceny akumulatorów spadły o aż o 88 proc. w stosunku cen z 2010 r.
Czyżby epoka samochodów spalinowych dobiegała do końca?
Zdaniem RMI tak właśnie jest. Popyt na pojazdy napędzane sokiem z dinozaurów osiągnął szczyt w 2017 r. i od tamtego spada w tempie 5 proc. rocznie. RMI prognozuje również, że do 2030 r. popyt na ropę do samochodów spadnie o milion baryłek dziennie, co przełoży się na ogromny spadek ogólnoświatowego popytu.
Co ma się przyczynić do bardzo szybkiej popularyzacji aut na prąd?
Pierwszym powodem są oczywiście legislacje nakazujące produkcji tylko samochodów zeroemisyjnych już za około dekadę. Poza tym producenci samochodów zakasali rękawy i odrobili pracę domową w kwestii produkowania aut elektrycznych. To już nie są czasy, gdy do wyboru była Tesla model S i Nissan Leaf. Dziś modeli samochodów na baterię przybywa praktycznie każdego dnia i są one coraz bardziej doskonałe. Rynek stał się konkurencyjny, a nic tak nie napędza zmian jak stara dobra rywalizacja między producentami. Trzeba przyznać, że w tym tempie już dziś niezłe auta na prąd staną się niedługo wspaniałe. Pozostaje jedynie stawiać ładowarki oraz wykonać tytaniczną pracę w zakresie modernizacji infrastruktury elektroenergetycznej, aby dostosować ją do stale rosnącej sieci ładowania.
Prognozy na elektryki są elektryzujące
Spece z RMI obstawiają, że w 2030 r. być może nawet 86 proc. sprzedawanych aut będzie elektrycznych. Oczywiście zaznaczają, że wszelkie prognozy to jedynie założenia i może być różnie. Z pewnością nie brali pod uwagę tego, że np. VW pokazał właśnie nową generację spalinowego Tiguana, który sprzedaje się w milionach sztuk na całym świecie. Pożyjemy, zobaczymy.
źródło: rmi.org