Unia chce redukcji CO2. Producenci mówią: nie ma szans
Według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) unijnych planów nie da się zrealizować. Punktów ładowania jest zbyt mało i nie przybywa ich w wystarczającym tempie.
Producenci zwracają uwagę, że przy ograniczonych możliwościach modyfikacji silników spalinowych, jedyną szansą na osiągnięcie wyznaczonych przez Unię celów jest radykalny wzrost sprzedaży aut z alternatywnymi źródłami napędu.
Niestety do dziś w Europie powstało niewiele ponad 100 tys. punktów ładowania samochodów elektrycznych. Według ocen Komisji Europejskiej do 2025 roku powinno ich być 2 miliony. To oznacza, że by zrealizować ten plan należałoby stawiać prawie 300 tys. ładowarek rocznie. I to przy założeniu, że nie zmienią się plany unijne, które na dziś zakładają 30 proc. redukcję emisji CO2 do 2025 r. A mogą się zmienić, bo Parlament Europejski debatuje nad możliwością podniesienia ich do 50 proc. do 2030 r. To oznaczałoby konieczność postawienia 700 tys. nowych punktów ładowania baterii rocznie przez kolejne 12 lat. Do 2030 roku dzisiejsza liczba ładowarek musiałaby wzrosność 84-krotnie. To kompletnie nierealne!
Państwa Unii nie spieszą się z realizacją zadania
Mimo, że plany dotyczące redukcji emisji CO2 o 30 proc. do 2025 r. są znane od 2014 r., kraje członkowskie Unii Europejskiej niespecjalnie przyłożyły się do ich realizacji. Na dziś 76 proc. punktów ładowania znajduje się w czterech krajach, które obejmują 27 proc. powierzchni UE. Najwięcej ładowarek jest w Holandii (32 875 szt.), Niemczech (25 241 szt.), Francji (16 311 szt.) i Wielkiej Brytanii (14 256 szt.).
Na drugim końcu znajduje się np. Rumunia - jest sześciokrotnie większa od Holandii, a na jej terytorium jak dotąd zamontowano 114 punktów ładowania. Zapewne dlatego samochody elektryczne stanowią tam 0,2 proc. zeszłorocznej sprzedaży. Ale jak nie ma punktów ładowania to po co kupować elektryka. I koło się zamyka.
Liczba punktów ładowania w poszczególnych krajach UE (procentowy udział) | |
Austria | 3706 (3,17%) |
Belgia | 1765 (1,51%) |
Bułgaria | 94 (0,08%) |
Chorwacja | 436 (0,37%) |
Cypr | 36 (0,03%) |
Czechy | 684 (0,59%) |
Dania | 2582 (2,21%) |
Estonia | 384 (0,33%) |
Finlandia | 947 (0,81%) |
Francja | 16311 (13,96%) |
Grecja | 38 (0,03%) |
Hiszpania | 4974 (4,26%) |
Holandia | 32875 (28,14%) |
Irlandia | 1009 (0,86%) |
Litwa | 102 (0,09%) |
Luksemburg | 337 (0,29%) |
Łotwa | 73 (0,06%) |
Malta | 97 (0,08%) |
Niemcy | 25241 (21,60%) |
Polska | 552 (0,47%) |
Portugalia | 1545 (1,32%) |
Rumunia | 114 (0,10%) |
Słowacja | 443 (0,38%) |
Słowenia | 495 (0,42%) |
Szwecja | 4733 (4,05%) |
Węgry | 272 (0,23%) |
Wielka Brytania | 14256 (12,20%) |
Włochy | 2741 (2,35%) |
Cała UE | 116842 (100%) |
W raporcie ACEA stwierdzono, że trzy główne przyczyny tak niskiej popularności samochodów elektrycznych w Europie to wysoka cena zakupu, niedostateczna infrastruktura i niewielka liczba inwestycji. Dziś na naszym kontynencie samochody elektryczne, z hybrydami typu plug-in łącznie, stanowią zaledwie 1,5 proc. zakupu nowych samochodów. Owszem, rynek rośnie, ale według statystyk nie rośnie w tempie zauważalnie wyższym, niż przyrost zakupu nowych samochodów w ogóle. Od roku 2014 do 2017 udział takich pojazdów w UE wzrósł o 0,9 proc.
Gdzie sprzedają się elektryki
Rynek samochodów elektrycznych praktycznie nie istnieje w krajach, w których PKB na mieszkańca jest niższy niż 18 tys. euro. W Polsce wynosi on niecałe 13 tys. euro nic więc dziwnego, że samochody elektryczne i hybrydy typu plug-in stanowią u nas zaledwie 0,2 proc. rynku. Jednak nie mamy co posypywać głowy popiołem, bo taki sam udział zanotowano w Greczji, czy Włoszech. Ba, w połowie krajów UE udział takich pojazdów w rynku nie przekracza 0,75 proc. Na udział rzędu 1,8 proc. i więcej mogą liczyć tylko państwa, w których PKB na mieszkańca przekracza 35 tys. euro.
Często jako wzór państwa, w którym rozwija się ta gałąź rynku podaje się Norwegię. Tamtejszy udział samochodów ładowanych z gniazdka elektrycznego wynosi 39,3 proc. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że z PKB per capita na poziomie 67 tys. euro Norwegia mocno odstaje od unijnej średniej. Pomijając, że w ogóle do Unii nie należy...
O wyborze decyduje cena
Ciekawa jest zmiana podejścia Eruopejczyków do kwestii posiadania takiego pojazdu. W 2012 roku głównymi czynnikami branymi pod uwagę przed zakupem poza ceną był dystans, jaki auto może pokonać na jednym ładowaniu i problem z tym gdzie ładować akumulatory. W 2017 klientów martwi to ile będzie kosztowało użytkowanie takiego pojazdu. Ale cena ma jeszcze większe znaczenie niz w 2012 r.
ACEA zwraca uwagę, że problemem jest też brak inwestycji ze strony rządów poszczególnych państw. I to zarówno w infrastrukturę, jak i w zachęty do nabycia takich pojazdów. 10 lipca w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie na temat przyszłości samochodów w UE, w tym głównie nad celami ograniczania emisji CO2 w kolejnych latach. Zapowiada się jednak, że UE swoje, a życie - swoje.