Od poniedziałku jeżdżę samochodem z tempomatem, który sam rozpoznaje ograniczenia prędkości i dostosowuje się do nich.
Jest to więc dokładnie to, co czeka nas za jakieś 3 lata, kiedy obowiązkowy będzie system ISA - Intelligent Speed Assist, czyli połączenie automatycznego odczytywania znaków z limiterem prędkości. Na razie można oczywiście jeździć zupełnie bez tego urządzenia, ale prędzej czy później stanie się ono obowiązkowe i przekraczanie prędkości będzie po prostu niemożliwe. Jako zapalony fan nowinek technicznych włączyłem oczywiście tempomat z ISA i ruszyłem w podróż z Warszawy do Modlina, ale nie trasą ekspresową, a przez wioski. Potem jednak musiałem wrócić do Warszawy i pojechać w stronę Katowic. No dobra, to ISA w ruch i jedziemy. Oto trzy horrory z mojej trasy.
Horror nr 1: piekło to inni
Przeważnie się nie spieszę, jak dokądś jadę – jestem już względnie stary i umiem sobie zaplanować czas, wiem ile mi co zajmie, więc bardzo rzadko mam powód do „dynamicznej” jazdy. Cieszyłem się więc z tempomatu z ISA, uznając że zwolni mnie on z obowiązku pilnowania ograniczeń prędkości. Samochód wszystko będzie robił za mnie. Z początku szło mi świetnie, bo samochód trzymał 50 km/h tam gdzie było to nakazane, a potem rozpędzał się do 90 km/h na obszarach nieobjętych ograniczeniem.
Niestety, potem ograniczenie 50 km/h pojawiło się na prostym i pustym odcinku drogi. Trudno, widać tak ktoś ustalił. Tempomat zahamował. Ciąg aut za mną też, i to dość gwałtownie. Zaczęło się miganie światłami, choć jechałem już najbliżej prawej krawędzi jak było to możliwe bez zjeżdżania na pobocze. Zaczęło się też wyprzedzanie - ze cztery auta ruszyły do tego manewru jednocześnie, omal na siebie nie wpadając, i popędziły dalej, błyskawicznie znikając mi z oczu. Sytuacja powtórzyła się na tej trasie jeszcze trzykrotnie. Bardzo trudno jest zachować zimną krew, hamując na ograniczeniu z 90 do 50 km/h, kiedy bezpośrednio za mną jedzie ciężarówka typu tir. Kierowca tego tira zapewne myślał, że hamuję złośliwie. I to jest horror pierwszy: jazda zgodnie z przepisami oznacza wzbudzanie agresji u innych uczestników ruchu.
Horror nr 2: szybko-wolno
ISA jest super, kiedy znaki drogowe ustawione są względnie rzadko. Wtedy naprawdę doskonale je rozpoznaje, nawet w nocy. Byłem pod wrażeniem. Dopóki nie opuściłem stolicy i nie wjechałem na mniej uczęszczaną drogę. Wtedy się zaczęło. Ograniczenia zmieniały się nawet co 200-300 metrów. Moim zdaniem powinny być tylko ograniczenia nieparzyste (90, 70, 50, 30) i powinna być jakaś minimalna odległość, na którą ustala się ograniczenie. Nie po to, żeby samochody mogły skuteczniej zabijać, tylko po to, żeby systemy ISA mogły faktycznie działać, a nie szaleć. Niestety, był moment, w którym automatyczne rozpoznawanie znaków po prostu się zgubiło. Wtedy tempomat wyłączył się i samochód zaczął zwalniać. Taka sytuacja nie będzie możliwa w przyszłości, gdy ten system będzie obowiązkowy – będzie musiał poradzić sobie zawsze. Wiedząc o tym, możemy uprościć infrastrukturę, żeby zmniejszyć szanse na zadławienie się ISA.
Horror nr 3: wyprzedza mnie policja
Ogromna część nowej ekspresówki prowadzącej z Warszawy w kierunku Śląska (tzw. gierkówki), od Janek do Siestrzeni, jest objęta ograniczeniem prędkości do 60 km/h. To nie jest żart. Świeżo oddana droga, dwa lub trzy pasy, brak skrzyżowań, ekrany i barierki z obu stron, i 60 km/h. Kimże jestem by kwestionować to jakże słuszne ograniczenie? W końcu wolniej to bezpieczniej. Niestety, jest problem. Musiałem wyłączyć inteligentny asystent prędkości i jechać ze wszystkimi, ponieważ to ograniczenie jest ignorowane w sposób absolutny. Nikt, od Janek do Siestrzeni, nie jechał 60 km/h. Tiry gniotły swoje 90 km/h, samochody osobowe przeważnie 110-120 km/h. Niektórzy i szybciej, ale nie wiem ile, bo po prostu mnie wyprzedzali i odjeżdżali. W tym na przykład zupełnie oznakowany radiowóz.
Jest mi przykro, że dla własnego bezpieczeństwa musiałem wyłączyć tempomat z ISA. Kiedy samochód zaczął zwalniać do 60 km/h i zobaczyłem w lusterku z jaką prędkością zbliża się do mnie tir, wiedziałem już że będzie słabo. To też ciekawe spostrzeżenie: radykalne ograniczenia w zwykłych miejscach nie działają. Ludzie widząc ograniczenie 50 km/h na wąskiej drodze z zabudowaniami po obu stronach w naturalny sposób myślą „no tak, tu trzeba jechać wolno, jest ograniczenie”. 60 km/h na nowej ekspresówce? Wszyscy sądzą że to jakiś błąd, ich mózgi po prostu to ignorują. A co najzabawniejsze, choć tysiące aut na godzinę pędzą tam 120 km/h, to wypadki zdarzają się zupełnie gdzie indziej.