REKLAMA

Toyota e-Racer zapowiada czym w przyszłości mają się ekscytować kierowcy. Nie wygląda to dobrze

Prezes Toyoda zapewniał, że w przyszłości samochody będą naszymi „ukochanymi końmi”.

Toyota e-Racer
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście to zdanie wyrwane z kontekstu, ale obawiam się, że tak jak dziś nie kocham koni, tak w przyszłości nie będę kochał samochodów. Już mówię dlaczego.

Prezes Akio Toyoda wspominał, że pragnienie poruszania się coraz szybciej i coraz dalej od zawsze było jednym z najważniejszych pragnień człowieka. A narodziny automobilu sprawiły, że 15 milionów koni w Stanach Zjednoczonych zamieniono na samochody. Ale ludzie wciąż posiadają konie wyścigowe. Posiadają, bo radość z jazdy konnej wynika z możliwości komunikowania się z koniem i z emocji, jakie temu towarzyszą. Prezes Toyoda jest przekonany, że w przyszłości tak samo będzie z samochodami. 

I na potwierdzenie pokazał koncept e-RACER.

Toyota e-Racer

Niestety nie miałem okazji obejrzeć tego pojazdu na żywo, bazuję na informacji prasowej i materiale wideo przygotowanym przez Toyotę, ale zrobiło mi się smutno. 

Tzn. żeby nie było - sam koncept wygląda świetnie. Niewielki bolid bez zabudowanej kabiny, z dla kierowcy i siedzącego za nim pasażera. Futurystyczne kształty, efektowne oświetlenie, bajerancki pałąk bezpieczeństwa, do tego wolant zamiast kierownicy, za który chciałoby się złapać i poprowadzić to cudo gdzieś po torze. Nie mam pytań - wchodzę w to. 

Toyota e-Racer

Toyota nie podaje żadnych danych technicznych, pewnie będzie elektryk, ale co tam. Skoro porównano go do konia wyścigowego, to musi być petarda, biorę w ciemno.

A potem obejrzałem ten film.

I znowu - w pierwszej chwili - ekstra! Kobieta przyszłości pierwsze co robi po przebudzeniu, to myjąc zęby zmienia ustawienia bieżnika w oponach, a na wbudowanym w łazienkowe lustro ekranie może sprawdzić jak to wpłynie na osiągi auta - nie mam pytań. Następnie wybiera kolor fotela i zleca drukowanie specjalnego stroju idealnie dopasowanego do jej ciała. Ok, będzie wyglądać jak operator Evy z Evangeliona, ale nie szkodzi - taka widać japońska fanaberia. Wsiada do auta, zakłada rękawiczki i okulary z wyświetlaczem HUD i…

kończy się mój dzień dziecka.

REKLAMA

Bo cała ekscytacja sprowadza się do wykorzystania wirtualnej rzeczywistości, na podobieństwo tej, której miałem okazję spróbować w Audi. Pani kierowczyni, która rano z takim pietyzmem dobierała opony, staje się pasażerem oglądającym w okularach jakiś zabytkowy wyścig, podróżującym z delfinami i ścigającym się na wirtualnym torze jakby z Wipeouta. Po wszystkim wraca do rzeczywistości, w której w swoim autonomicznym pojeździe sunie autostradą wśród innych autonomicznych samochodów, od których e-Racera wyróżnia tylko to, że nie wygląda jak jeżdżący karton po mleku.

Jeśli tak ma wyglądać przyszłość motoryzacji, to ja się strasznie cieszę, że żyję w czasach, w których mogę jeszcze spróbować samochodów w każdej postaci. I obiecuję sobie, że będę ich próbował z jeszcze większą intensywnością, żeby mieć o czym opowiadać wnukom. Skoro nawet prezes Toyoda - miłośnik motoryzacji, fan i promotor sportów motorowych, ba - kierowca 24-godzinnego wyścigu na torze Nurburgring w 2009 r. zapowiada, że przyjdzie nam się cieszyć z takich rzeczy, to nie ma dla nas nadziei.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA