REKLAMA

Musk dał, Musk zabrał – testujący tracą dostęp do wersji beta systemu FSD w Teslach

Dopłacili do Full Self Driving i chcieli z niego korzystać zgodnie z nazwą, trzeba więc było im go zabrać.

Tesla Full Self Driving
REKLAMA
REKLAMA

Tesla konsekwentnie pracuje nad Full Self Driving, czyli pełną zdolnością do samodzielnej jazdy – w październiku garstka szczęśliwców ze Stanów Zjednoczonych, z których część pewnie zapłaciła za obiecane FSD 10 tys. dolarów, dostała dostęp do najnowszej wersji oprogramowania, która ma służyć do sprawdzenia, jak system radzi sobie w realnym świecie. Uber udowodnił, że testy z pomocą wykwalifikowanych kierowców to ślepa uliczka, szczególnie, jeśli coś pójdzie nie tak – wówczas odpowiedzialność spada na organizatora testów i co gorsza, może się okazać, że będzie trzeba je zakończyć. A jak się wybierze garstkę ludzi, przekona ich, że są wybrańcami i zaprosi do testów roboczej wersji oprogramowania, utrzymując przy tym oficjalnie, że to nic ponad drugi poziom autonomii według SAE, to w razie wpadki zawsze będzie wina anonimowego testującego, a nie Tesli. Przecież był ostrzegany, że to tylko beta.

Spośród setek tysięcy klientów wybrano więc grupę wyjątkową, w której znaleźli się starannie wyselekcjonowani użytkownicy, którzy nie dość, że są ekspertami, to dodatkowo jeżdżą wyjątkowo ostrożnie. Sukces przerósł najśmielsze oczekiwania testujących. Okazało się na przykład, że Tesla z testowym oprogramowaniem potrafi sama skręcać na pustych skrzyżowaniach oraz jechać cały czas prosto omijając zaparkowane samochody i przechodzących ludzi.

Jakby tego było mało, Tesla dzięki Full Self Driving potrafi nawet ominąć śmieciarkę!

Żeby była jasność – ja się wcale nie nabijam z umiejętności tego systemu. Raduję się razem z jego użytkownikami, którzy, jak sami przyznają, zbierają szczęki z podłogi. I oczywiście zgadzam się z komentującymi regularnie nasze wpisy o Tesli, że żaden inny producent nie udostępnił systemu, który potrafi aż tyle. Faktycznie, żaden inny nie odważył się oddać niedopracowanego rozwiązania w ręce klientów mówiąc, że to system do samodzielnej jazdy, którego jednak trzeba pilnować, bo nie jest samodzielny i odpowiada za niego kierujący.

Fascynuje mnie też fakt, że pod tekstem o nowych sposobach płatności za autostrady pojawiło się tyle komentarzy o tym, że to nowe rozwiązanie pozwoli na sprawdzanie gdzie i kiedy będziemy chcieli jechać, a nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek podnosił tę kwestię przy okazji FSD Tesli. Tu nikogo kwestie prywatności nie interesują. Tymczasem okazuje się, że amerykański producent szczegółowo analizuje nawet styl jazdy swoich klientów i jeśli jeżdżą nieostrożnie – wyciąga wobec nich konsekwencje. Łobuzujesz – nie dostaniesz się na listę ekspertów do testowania bety FSD. A jeśli na nią trafiłeś, będziemy śledzić każdy Twój krok, a nawet patrzeć na Ciebie za pomocą kamery skierowanej na Twoją twarz.

I jak się okaże, że nie szanujesz tego, że na podstawie dotychczasowego obcowania z produktem zostałeś uznany za Wyselekcjonowanego Eksperta, Który Jeździ Wyjątkowo Ostrożnie i korzystasz z systemu samodzielnej jazdy jakby służył do samodzielnej jazdy i nie koncentrujesz się na obserwowaniu drogi, jak zwykli kierowcy, którzy jeżdżą zwykłymi samochodami, to my Cię skreślimy z listy Ekspertów i zabierzemy ci betę. W końcu jak dotąd nie było żadnego wypadku i nie chcemy by to się zmieniło. Znajdziemy sobie dwa tysiące innych testerów, którzy mają świadomość, że system samodzielnej jazdy za 10 tys. dolarów wcale nie służy do samodzielnej jazdy.

REKLAMA

I wszyscy będą szczęśliwi.

Do wklejania w komentarze: autor w ogóle się nie zna, ewidentnie nienawidzi Elona Muska, a Tesla nie płaci tu za reklamy i dlatego nie może liczyć na to, że zostanie pochwalona za swój najlepszy, najbardziej dopracowany i najwspanialszy system jazdy autonomicznej na świecie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA