Dyskryminacja i molestowanie kobiet, częste wypadki przy pracy, zwalczanie związków zawodowych i nagłe zwolnienia grupowe. To wszystko miało się dziać w fabryce Tesli we Fremont. Do tego dochodzą dziwne zagrania na giełdzie papierów wartościowych i agresywne tweety. W końcu Elon Musk rezygnuje z funkcji prezesa Tesli. Czy to geniusz, czy może geniusz zła?
Wyglądający jak aktor seriali klasy B Elon Musk zyskał popularność godną największych gwiazd kina. Stało się tak nie z powodu urody a wizerunku, który sam wykreował. Twierdzi, że chce ocalić Ziemię przed postępującą degradacją, którą powodujemy nieumiejętnie gospodarując jej zasobami. Jeśli na ocalenie Ziemi jest już za późno, Elon ma alternatywny plan: skolonizuje dla nas Marsa. Z tym wizerunkiem drugiego Mojżesza kłócą się doniesienia prasowe o licznych nieprawidłowościach w kierowanych przez niego przedsiębiorstwach. Czy szef Tesli omamił nas wszystkich i pod płaszczykiem zbawcy kryje się po prostu bezwzględny biznesmen? A może jest on już na takim etapie, że nie zależy mu nawet na pieniądzach? Może Elon Musk to geniusz zła? Lista zarzutów wobec niego jest bardzo długa.
Czy fabryka Tesli to Predator Zone?
8 marca 2017 r. grupa zatrudnionych tam kobiet odwróciła bieg pracowniczego spotkania poświęconego olejkom eterycznym, wykrzykując swoje zastrzeżenia co do atmosfery w ich miejscu pracy. Kilkanaście kobiet zarzucało swoim kolegom i przełożonym seksizm oraz tolerowanie molestowania seksualnego. Swoją firmę nazwały strefą drapieżników - Predator Zone. Szczególnie aktywna była Pani A.J. Vandermeyden. Rzucając oskarżeniami na prawo i lewo wypadła tak dobrze, że wkrótce po przemówieniu została zwolniona. Wobec takiego dictum, swoje zarzuty do męskiego kierownictwa fabryki potwierdziła na szerszym forum za pośrednictwem gazety The Guardian. Dodatkowo opowiedziała o próbach zatuszowania sprawy i prześladowaniach, jakie ją spotkały po 8 marca. Sprawę przypieczętowała cywilnym pozwem wobec Tesli o dyskryminację ze względu na płeć.
Rozgłosu doczekała się również kwestia ciężkich warunków pracy. Kilku pracowników chętnie podzieliło się swoimi wspomnieniami z fabryki, gdzie mieli widzieć swoich kolegów padających ze zmęczenia jak naleśniki. Winne miały być ciągłe nadgodziny. Ci, którzy się skarżyli, zamiast mdleć w ciszy, mieli być przesuwani do lżejszych prac, ale też zarabiać mniej. Koronnym dowodem na ponadprzeciętnie słabą politykę w zakresie BHP jest fakt ponad 100 wezwań karetek do fabryki w latach 2014-2017.
Ciężko pracującym robotnikom w końcu ulżono zwalniając z dnia na dzień tysiąc z nich. Oficjalnie podstawą zwolnień była słaba wydajność w pracy. Jednak krytycy twierdzą, że prawdziwą przyczyną była chęć cięcia kosztów, gdyż zwolniono zarabiających najlepiej. Sugerowano również ominięcie prawa stanowego, które nakazuje informować z wyprzedzeniem o zwolnieniach powyżej 50 osób.
Wyrzućmy assholes
Znana jest też niechęć Muska do związków zawodowych. Uważa, że nie są potrzebne, przecież wystarczy wyrzucić wszystkich assholes i wewnętrzne problemy znikną jak klamki chowane w drzwiach Tesli. Podobno związki zawodowe zwalcza w sposób okrutny. Niecne praktyki opisują byli robotnicy twierdząc, że jednemu z kierowników nie podobała się koszulka z hasłem popierającym związki zawodowe. Inny z kolei opowiada mrożącą krew w żyłach historię, w której do grupki pracowników dyskutujących o ruchu związkowym podchodzi Supervisor i każe im zamilknąć.
Przed zarzutami Tesla broni się przyznając, że obowiązujące przez długi czas dwunastogodzinne zmiany zostały już zniesione dzięki wprowadzeniu trzyzmianowego systemu pracy i obecnie liczba wypadków przy pracy jest znacznie poniżej średniej. Eksperci dodają, że mało która firma stoi przed koniecznością 495% wzrostu produkcji w ciągu dwóch lat (500 tys. sztuk w roku 2018) co musi mieć jakieś negatywne skutki. Jeśli zaś chodzi o molestowanie, to efektem pracy w Predator Zone jest tylko jeden pozew ze strony wspomnianej wyżej A.J. Vandermeyden. Według Tesli pani Vandermeyden po prostu źle oceniła sytuację. A gdzie są pozostałe poszkodowane? Zapewne wciąż pracują we Fremont.
Rzekome przymykanie oczu na molestowanie to kamyczek do ogródka tych co najgłośniej się śmiali z Muska, gdy zastanawiał się ile godzin trzeba poświęcić kobiecie. To oczywiście zabawne traktować związek jako kolejne zadania do wykonania, któremu można po prostu przydzielić konieczne zasoby czasowe. Ale niech prześmiewcy policzą, ile czasu poświęcili w tym tygodniu swojej żonie. Do poświęconego czasu proszę nie zaliczać narzekania na zimne puree i źle rozgniecione kartofle. Wyszło ponad dziesięć godzin?
Musk tworzy produkt dla bogatych za pieniądze biednych
Amerykańscy podatnicy finansują marzenia CEO Tesli. Subwencje, zwolnienia podatkowe i rządowe kontrakty to źródła zasilające przedsiębiorstwa Elona Muska nieprzerwanym strumieniem, a Tesla wciąż jest na stracie. Faktem jest, że rządowe agencje zainwestowały w jego biznes dużo więcej niż sam Musk. Broni się tylko SpaceX, który korzysta z rządowych pieniędzy, ale dostaje je za wykonane w ramach kontraktów usługi. Stało się tak dlatego, że faktycznie zastosował się do hasła głoszonego przez swojego szefa (wysyłamy w kosmos Ferrari, a wystarczyłby Ford Mondeo) i wielokrotnie obniżył koszty lotów w kosmos.
Rakiety są OK, ale co samochodami? Są bardziej premium niż dotychczasowy segment premium i znajdują nabywców tylko wśród ludzi bogatych. Tymczasem pieniądze na rozwój biznesu pochodzą z kieszeni wszystkich podatników, także tych najbiedniejszych, którzy na zakup Tesli S raczej nie mogą sobie pozwolić. Sytuację trafnie opisuje cytat z The Wall Street Journal “Tesla looks more like a classic of the reverse income redistribution of green crony capitalism, in which the middle-class taxpayers subsidize billionaires who make products to satisfy the anti-fossil-fuel indulgences of the upper classes.” Już tłumaczę na polski: Elon Musk to Robin Hood co zabiera wszystkim, a zwłaszcza klasie średniej i daje bogatym. Sam Elon Hood trafnie zauważa, że pieniądze od rządu bierze, ale i tak nieporównywalnie mniej niż jego branżowi konkurenci. I ma rację, liczby nie kłamią.
Kolejnym przykładem na to, że za rządowe pieniądze chce rozwiązywać problemy bogatych jest Hyperloop, który boryka się też z innym zarzutem.
Innowacje Muska nie rozwiązują rzeczywistych problemów komunikacyjnych
Rozwiązaniem szybszym i tańszym niż pociąg ma być podróżowanie z prędkością dźwięku w próżniowej rurze. Zamiast torów rura, zamiast wagonów kapsuła, zamiast rozsądku mrzonki, oto w skrócie projekt Hyperloop. Krytyce mieli tu pole do popisu. Rozstrzelali projekt ciągnąc serią od dyskomfortu powodowanego olbrzymią prędkością, przez niewielką pojemność kapsuł, aż po podatność konstrukcji na uszkodzenia. Trafieniem z Magnum jest oskarżenie o ekonomiczną nieefektywność, która uśmierciła tego rodzaju pomysły już dawno zanim odgrzebał je Elon Musk.
Jedna z opinii głosi, że rozwój publicznego transportu i kolei wysokich prędkości jest wbrew jego interesom. Dlatego propaguje on idee, które nigdy nie zostaną wcielone w życie, ale za to mogą być wykorzystane przez inne grupy interesów, którym posłużą za argument przeciw finansowaniu publicznego transportu.
By udowodnić, że Musk nie proponuje żadnych nowych rozwiązań, tylko ładnie opakowuje stare, nie trzeba sięgać do Hyperloop. Wystarczą wszystkie modele Tesli. Co wielki wizjoner proponuje ludziom, którzy chcą się codziennie rano znaleźć w wielkim skupisku biurowców, ale nie chcą wraz z innym chętnymi stać w olbrzymim korku? Proponuje kolejny samochód. Stać będą jeszcze dłużej, ale będzie piękniej. A może problem korkującego się świata, rozwiąże w pełni autonomiczny samochód? Tak, do już obecnych na drogach kierowców dołączmy tych, co jeździć nie potrafią, na pewno będzie lepiej.
Samobójcze tweety
Wpisy Elona Muska na Twitterze to saga dłuższa niż Matysiakowie. Mając do dyspozycji tylko 280 znaków zdążył już swoimi tweetami doprowadzić do śledztwa w sprawie giełdowych spekulacji, a także pozbawić się funkcji prezesa zarządu Tesli. 23 miliony followersów mogą liczyć na stały dopływ sensacji, gdyż Musk komentuje dużo, chętnie i czasem bez użycia głowy.
Z olbrzymią krytyką spotkała się sprawa pedo guy. Któż zgadnie, po co Elonowi niepoparte dowodami oskarżenie o pedofilię płetwonurka ratującego uwięzione w jaskini w Tham Luang dzieci? Nurek zawinił krytykując ratunkowy pomysł Muska, którym była naprędce skonstruowana kapsuła. A ten dość szybko nazwał go pedo guy sugerując, że do dzieci ciągnie go nie tylko chęć niesienia pomocy. Musk nigdy nie przeprosił za oskarżenia, szedł w zaparte sugerując, że coś jest na rzeczy, skoro pomówiony nurek mimo zapowiedzi nie wniósł sądowego pozwu. Skrytykował też dziennikarzy, że automatycznie ustawili się przeciw niemu nie wykonując żadnego „riserczu” w temacie skłonności seksualnych nurka. Sprawa ostatecznie trafiła do sądu, ale krytykom Muska może być głupio, gdy za jakiś czas przypadkiem okaże się, że oskarżany nurek nurkował z innych pobudek niż chęć niesienia pomocy.
W poprzek wypracowanych przez konkurencję rozwiązań
Listę zarzutów można ciągnąć jeszcze długo, lecz z płynącego z nich obrazu nie wyłania się bezwzględny biznesmen, za jakiego często uważany jest Musk. Widać niezwykle dynamicznie rozwijającą się korporację, która musi zmagać się z typowymi dla korporacji problemami. Dla utrudnienia, ma osiągnąć niezwykle ambitne cele, które wyznaczył charyzmatyczny lider. Musk postanowił zorganizować produkcję i sprzedaż samochodów w sposób zupełnie inny niż w tej chwili robi to konkurencja. Sam produkuje części do swoich samochodów i sam je montuje. Dlatego boryka się z problemami, które zazwyczaj mają dostawcy. Producenci samochodów skrupulatnie kontrolują swoich podwykonawców narzucając im wysokie normy jakościowe, co z kolei wymusza utrzymywanie wysokich standardów organizacyjnych. Fabryki Muska muszą z jakością, organizacją i kulturą pracy poradzić sobie same. Tesla jest organizacją, która raptownie urosła i jak widać wciąż wykształca właściwe wewnątrzkorporacyjne mechanizmy. Pamiętajmy, że wpisy na Twitterze, to nie codzienność fabryki samochodów Tesla.
Prawdziwa wina Muska
Wszystkie powyższe zarzuty są lub mogą być prawdziwe, ale oprócz gry Twitterem, wciąż typowe dla dużych organizacji. Próżno w nich szukać przebłysku geniuszu zła. Ten tkwi gdzie indziej. W absolutny genialny sposób Elon Musk wmówił nam, że jego samochód jest czymś więcej niż tylko super gadżetem. Do elektrycznego auta dorobił i sprzedał nam historię, w której poprzez produkcję samochodów ratuje zieloną planetę Ziemię. Kolejny producent aut to nie jest rozwiązanie, którego potrzebujemy! W naszym głowach Teslę osadził tak mocno, że nie jesteśmy już w stanie patrzeć na nią jak na zwykły samochód i to jest jego geniusz. Daliśmy się nabrać, a przecież już Krzysztof Krawczyk śpiewał, że Diabeł przychodzi w przebraniu.