Wiemy, że chodzi o emisję CO2, ale sprzedawanie tego samego co konkurencja to nie jest plan na przetrwanie.
O co chodzi? Chodzi o dwa modele, które ostatnio pokazało Suzuki. To Suzuki Across i Suzuki Swace. Dziwne nazwy, pierwszy nazywa się „Przez”, a drugi to chyba połączenie Swifta z Hiace. Końcówka -ace zdecydowanie stanowi mrugnięcie okiem w stronę Toyoty. Mrugnięcie tym bardziej znaczące, że oba te samochody to po prostu Toyoty. Across – RAV4 w wersji plug-in hybrid, Swace - Corolla.
Jak na gamę Suzuki, te auta są duże
Duże, ale emitują mało CO2, bo są hybrydowe. Duże samochody emitujące mało CO2 to ratunek dla producentów oferujących swoje modele w Europie, bo obniżają one średnią emisję dla gamy, równocześnie podwyższając dopuszczalny poziom tej emisji. Wynika to z przepisów UE, które łagodniej traktują producentów aut dużych (jak Audi) niż małych (jak Suzuki). Innymi słowy, bez dużych, ale niskoemisyjnych aut dany wytwórca może się zwijać. Suzuki miało szczególnie duży problem, bo sprzedawało same małe samochody z silnikami benzynowymi. Nie miało żadnych hybryd, pomijając „mild hybrid” (czyli kit a nie hybryda, bo to nic nie daje), miało za to Ignisa, Baleno, Swifta, Celerio i – krótko – Jimny. Wszystkie te auta, choć każdy rozsądny człowiek nazwałby je oszczędnymi, są zupełnym zaprzeczeniem tego, czego od producentów wymaga Unia. Może i palą mało, ale kiedy przyłoży się unijne wymogi, to okazują się paliwożernymi potworami w stosunku do swojej masy i wielkości.
Jedynym sposobem było pozyskanie czegoś oszczędniejszego
A że Suzuki nic takiego w gamie nie ma, to przyszło do Toyoty. Toyota się zgodziła, ale pewnie pod warunkiem, że Swace i Across nie będą tańsze niż oryginały, a wręcz przeciwnie. Na razie cennika nie ma, jak będzie to na pewno o nim napiszemy. Ważne, że dzięki Swace i Across może uda się trochę obniżyć średnią emisję CO2. Uda się też jeszcze inna sztuka – wygonienie Suzuki z rynku europejskiego. Nie ma żadnego sensu dalej tu siedzieć, skoro w najbliższych planach japońskiej marki chyba nie ma totalnej elektryfikacji. Bez niej dalsze sprzedawanie aut w Europie to nonsens. Suzuki zasadniczo może się zwijać, bo po co sprzedawać ludziom Toyoty ze znaczkiem Suzuki, skoro ci sami ludzie mogą pójść do salonu i kupić Toyoty ze znaczkiem Toyoty.
Odwróćmy sytuację i przenieśmy się do Indii
Tam proporcje między liczbą sprzedanych samochodów Toyoty a Suzuki są dokładnie odwrotne niż w Europie. A to oznacza, że to Toyota przyszła do Suzuki z prośbą o udzielenie licencji na inżynierię emblematową jednego z modeli. Dokładnie jest to Maruti Vitara Brezza, która będzie nazywać się Toyota Urban Cruiser. Wygląda o tak:
Być może na indyjskim autoblogu ktoś właśnie pisze „Toyota może się zwijać, nikt nie potrzebuje Suzuki z innym znaczkiem” i zapewne ma trochę racji. Jednak wracając na nasz kontynent, nie da się oprzeć wrażeniu, że producenci japońscy już się poddali. Dalsze dokręcanie śruby z CO2 spowoduje, że zapłaczemy za Suzuki, Hondą i Subaru, które pójdą drogą Daihatsu i Mitsubishi, uznając że rynek europejski jest po prostu nieperspektywiczny. Wcale im się nie dziwię.