Zobacz ile dziś kosztuje sushi w sosie tikka masala. Przegląd polskich ofert Suzuki Maruti
W latach dziewięćdziesiątych w Polsce sprzedawano wiele motoryzacyjnych ciekawostek. Jedną z nich było indyjskie Maruti 800, czyli alternatywa dla Malucha. Dzisiaj to auto niemal kompletnie zapomniane, więc warto się mu przyjrzeć jako taniemu youngtimerowi.
Produkcja Maruti 800 rozpoczęła się w 1984 r. w Nowym Delhi. Bazujące na japońskim Suzuki Fronte auto było przez trzy dekady jednym z najpopularniejszych nowych samochodów w Indiach. Kiedy się pojawiło, był mniejszą, ale i dużo nowocześniejszą alternatywą dla wywodzących się z lat pięćdziesiątych Hindustana Ambassadora i Premiera Padmini. Już po dwóch latach doszło do pierwszej modernizacji. Wówczas Maruti nie bazowało już na Suzuki Fronte, a na jego następcy, eksportowanym już pod nazwą Alto. Oznacza to, że Maruti było daleko spokrewnione z Daewoo Tico - koreański maluch również bazował na Suzuki Fronte/Alto, tyle tylko, że na kolejnej generacji.
W 1987 r. rozpoczął się eksport do krajów Azji Południowej, a po paru miesiącach także do Europy. Ciekawostka - początkowo Maruti nie montowało w swoich samochodach pasów bezpieczeństwa, gdyż w Indiach nie były one obowiązkowe. Pierwsze modele eksportowe posiadały pasy wyprodukowane w Japonii do modelu Alto, podobnie zresztą jak katalizator spalin. Do Polski trafiło w latach dziewięćdziesiątych dzięki firmie Damis, która zajmowała się sprzedażą (a przez pewien okres także montażem) tanich samochodów, głównie z dawnego Bloku Wschodniego - m.in. Yugo, Tawrii, czy Aro. Na ówczesnych prospektach reklamowano go, zachwalając jego zabezpieczenie antykradzieżowe (takie czasy), a ich twarzą był satyryk Tadeusz Drozda. Pewną popularność zapewniły mu jednak głównie niska cena - porównywalna z Maluchem i Cinquecento - lecz połączona z pięciodrzwiowym nadwoziem. Z czasem jednak na jaw zaczęła wychodzić tragiczna jakość materiałów i niewiele lepsze ich spasowanie. Największą bolączką były tylne lampy - barwnik użyty przy produkcji szybko płowiał i tracił barwę. W skrajnych przypadkach kilkuletnie Maruti miały niemal śnieżnobiałe klosze tylnych lamp.
W niektórych krajach Europy Zachodniej jego import trwał do 2004 r. - zakończyły go w zasadzie tylko zaostrzające się normy bezpieczeństwa i emisji spalin. W Indiach wytrzymało jeszcze kolejne 10 lat, po czym produkcję zakończono z tego samego powodu. Schedę po nim przejęło produkowane od 2000 r. Maruti Suzuki Alto.
Tablice flagowe i OC komiowe
Najtańszy z naszych Maruti jest do kupienia za okazyjne 1300 zł - całkiem niezła cena jak za samochód o przebiegu 50 tys. km. Niestety, tutaj lista jego zalet się kończy.
Zgodnie z ogłoszeniem jest on niesprawny - jak podaje sprzedający, był w ciągłym użytkowaniu, aż przestał odpalać. W opisie jest również wzmianka o OC - właściciel określa je jako „komiowe”. I tutaj chwilę mi zajęło, żeby domyślić się, że chodzi o ubezpieczenie krótkoterminowe, które mogą wykupić właściciele komisów. Termin badania technicznego minął natomiast w październiku.
Wizualnie auto prezentuje się co najwyżej średnio. Wnętrze wygląda całkiem przyzwoicie, ale lakier jest już całkowicie wypłowiały. Obrazu całości dopełnia naklejka „Mały ale wariat” na tylnej szybie.
Nagroda w „Kole Fortuny”
Na kolejnym egzemplarzu już nie znajdziemy napisu „Maruti”, ale spokojnie - mimo plakietek „Suzuki Alto” to wciąż produkt indyjski. Pochodzi z 1996 r., zatem jest po drobnym liftingu, obejmującym nową osłonę chłodnicy.
Ten egzemplarz jest już w dużo lepszym stanie - widać, że jest zadbany, sprzedający deklaruje pełną sprawność mechaniki, a przebieg jest jeszcze mniejszy niż we wcześniej omawianym Maruti i wynosi zaledwie 22 tys. km. Najciekawsza jest jednak jego historia - właściciel umieścił w opisie informację, jakoby ten samochód był główną nagrodą w popularnym w latach dziewięćdziesiątych teleturnieju „Koło Fortuny”.
Znacznie lepszy stan i ciekawa historia mają jednak swoją cenę - 4 tys. zł, czyli trzy razy więcej niż za egzemplarz powyżej. Otrzymujemy jednak samochód gotowy do jazdy ze wszystkimi opłatami i bardzo klimatyczną naklejką z Centrum Daewoo na tylnej szybie.
Więcej przeglądów portali ogłoszeniowych znajdziesz tutaj:
Taniej się już nie da
Ostatnie Maruti jest jednocześnie tym najdroższym - kosztuje 4500 zł, ale różnica w cenie powinna szybko się zwrócić, gdyż w aucie zainstalowano instalację LPG. Przy silniku o pojemności 0.8 l koszty codziennego użytkowania muszą być na poziomie biletu miesięcznego.
Podobnie jak poprzedni egzemplarz, ten nosi plakietki „Suzuki Alto” i jest od niego o rok starszy. Jest też w równie dobrym stanie zarówno wizualnym, jak i mechanicznym (klasyczne „odpala na dotyk”). Ma jednak najwyższy przebieg ze wszystkich opisywanych modeli - 122 tys. km, ale na tle dwóch pozostałych Maruti nie jest to widoczne. Podobnie jak w pierwszym egzemplarzu, OC jest opłacone krótkoterminowo, ale przegląd jest już na rok.