Do strefy czystego transportu wjedziesz tylko autem elektrycznym. To syndrom sztokholmski
Sztokholm też wprowadza strefę czystego transportu. Będzie może mała, ale za to w pełni elektryczna.
O ile fundamentalnie nie zgadzam się z idiotycznym założeniem „stref czystego transportu”, o tyle gdy patrzę na to, jak są one robione w krajach starej Unii, to mam wrażenie, że nie robi się ich dla samego utrudnienia życia. Pomijam tu Londyn i jego okolice, które objęto najgłupszą na świecie strefą czystego transportu, polegającą na tym, że jak masz drogie auto, to możesz jeździć za darmo, a jak masz tanie, to musisz płacić za jego użytkowanie, żeby nie było cię stać na wymianę go na droższe. Ale nie odbiegam, bo miałem pisać o Sztokholmie.
Sztokholm zrobi strefę czystego transportu o powierzchni 18 hektarów
Lub inaczej, 0,18 km². Powierzchnia całego Sztokholmu to 188 km², więc strefa obejmie 0,1 proc. całego miasta. Dokładnie będzie to 20 kwartałów w centrum w granicach ulic Kungsgatan, Birger Jarlsgatan, Hamngatan i Sveavägen. Narysowałem ją, żeby dać ogląd, jak to będzie realnie wyglądało w skali. Ta górna linia od Max Burgers w prawo ma długość ok. 500 metrów. Tak, to już jest cała strefa, nie, nie całe miasto jak w Krakowie.
Oczywiście żeby nie było tak różowo, to Sztokholm planuje rozszerzyć strefę w roku 2025
Wszystko zależy jednak od wyników pomiarów. Nie bardzo wiem, jak oni chcą coś porównać mając wyniki pomiarów z pół roku po wprowadzeniu strefy – rozumiem, gdyby pozyskano rezultaty z pięciu pełnych lat i porównano je z wynikami z 5 lat sprzed wprowadzenia SCT. Ale po pół roku to co najwyżej można stwierdzić, że jest cieplej niż kiedyś, i to tyle. Zwłaszcza, jeśli założeniem strefy jest właściwie zakaz ruchu – jeśli będą do niej wpuszczane tylko samochody elektryczne, to znaczy że ruch spadnie średnio o 97,5 proc., bo na koniec roku 2021 tylko 2,5 proc. aut w Szwecji miało napęd elektryczny. Teraz może sięga to trzech procent, ale to nadal wartość pomijalna, jest to więc w rzeczywistości strefa zakazu jazdy samochodem z rygorystycznym wyłączeniem.
Sztokholm przyjmuje ambitne cele środowiskowe
Wprawdzie nad rozszerzeniem strefy w Sztokholmie ma odbyć się głosowanie, ale można uznać, że jego wynik jest z góry znany – nie ma przecież innej drogi niż ucieczka do przodu w nową, bezsamochodową przyszłość, w miastach zbudowanych z myślą o jeździe samochodem. Do 2030 r. ruch samochodowy w Sztokholmie ma spaść o 30 proc., co jest o tyle śmieszne, że nikt nie wyznaczył tych 30 proc. kierowców, którzy mają się pozbyć samochodów. Ma to się po prostu samoistnie zdarzyć, tak o. Już to widzę. Będzie to podobnie skuteczne jak ograniczanie emisji CO2 przez ludzkość. Przecież tyle państw zobowiązało się do redukcji CO2 w ramach swoich możliwości. I jak nam idzie?
Co nie zmienia faktu, że sztokholmska strefa umożliwia nadal życie w mieście, jeśli nie planujesz pchać się samochodem do ścisłego centrum – a strefa warszawska czy krakowska całkowicie uniemożliwią przemieszczanie się czymkolwiek, co nie spełnia wyjątkowo restrykcyjnych wymogów, powodując upadek firm, dalsze rozwarstwienie społeczne i chaos na rynku samochodów używanych.
I pewnie dokładnie o to chodzi.
Czytaj również:
zdjęcie główne: Pixabay Roberta England