Samochody w najwspanialszym kraju świata są coraz starsze. Potrzeba im stref czystego transportu
Amerykanie trzymają swoje samochody coraz dłużej. Kwestią kilku miesięcy jest, by średni wiek pojazdu w Stanach Zjednoczonych osiągnął 13 lat. Obecnie to już 12 lat i 8 miesięcy. Dla przeciętnego użytkownika to znakomicie. Producenci chętnie pewnie widzieliby natomiast rozwiązania europejskie, czyli wymuszanie wymiany pojazdu na nowy.
Już 70 proc. samochodów w USA ma więcej niż 6 lat. Wśród pozostałych 30 proc. mniejszość jest na gwarancji fabrycznej, a to oznacza, że zakłady autoryzowane mają mniej pracy na rzecz mniejszych i tańszych warsztatów typu „szybka zmiana oleju”. To już pierwsza dobra wiadomość, która płynie do nas z analizy rynku nowych aut w Stanach Zjednoczonych, a to przecież dopiero początek.
Druga dobra wiadomość jest taka, że ludzie dłużej eksploatują jeden pojazd
Nie wyrzucają go na złom bezmyślnie, chyba że uległ jakiemuś wypadkowi. To niestety w USA zdarza się często. Odwiedziłem jednak niedawno bardzo duże złomowisko w środkowych Stanach i widziałem, co Amerykanie oddają na złom. Przeważają roczniki typu 2000-2005, ale samochody zezłomowane przeważnie miały jakąś szkodę blacharską albo wyjątkowo zaawansowaną korozję. Co ciekawe, to co leży na złomie jest bardzo podobne do tego, co jeździ po ulicach. W szczególności gdy chodzi o pickupy.
Średnia cena nowego samochodu w Stanach Zjednoczonych mocno spadła. Jeszcze rok temu w przeliczeniu na złotówki było to prawie 200 tys. zł, obecnie to 45 tys. dolarów, czyli 177 tys. zł. Wprawdzie trochę napędziło to sprzedaż i spowolniło wzrost średniego wieku pojazdów, ale nie odwróciło trendu, który jest jednoznaczny od lat. W 2000 r. średni wiek pojazdu za oceanem wynosił ok. 9 lat, teraz zbliżają się do trzynastu. I to jest kolejna, trzecia już dobra wiadomość.
Trzecia dobra wiadomość jest taka, że samochody są coraz lepsze
Bardzo mi się podoba, jak pan Todd Campeau z S&P Global Mobility ze smutkiem jest zmuszony przyznać, że samochody są trwalsze niż kiedyś. I to jest powód, dla którego ich średni wiek rośnie – ponieważ nic w ich ogólnym stanie nie sprawia, żeby klienci chcieli je zmieniać. Przyjmijmy, że średni rocznik samochodu osobowego w USA to 2011-2012. Cóż takiego jest w samochodzie z 2012 r., co miałoby mnie skłonić do jego zmiany na nowy?
Nic, i to jest problem
Rok temu pisałem o konieczności zmiany narracji w kwestii „ludzie mają za stare samochody”. Uznałem wówczas, że należy przedstawiać to jako coś pozytywnego z punktu widzenia ekologii i niepompowania gospodarki nadmiaru, w której dobra konsumpcyjne służą krótko, a potem są wyrzucane. Minął rok i nawet wspomniana już firma Standard & Poor's zauważa, że starsze auta są lepsze społecznie niż same nowe. Oprócz korzyści dla lokalnych warsztatów zwrócono również uwagę, że jeśli ludzie przywiązują się do auta na dłużej, to zazwyczaj traktują je lepiej, regularnie zmieniają olej i bardziej dbają o stan techniczny. Są świadomi, że zakup nowego samochodu albo przekroczy ich budżet, albo nadmiernie go nadwyręży, więc inwestują w utrzymanie starszego pojazdu w sprawności. I to pisze wiodąca firma analityczna na świecie, a nie łysiejący bloger motoryzacyjny z piwnicy.
Amerykanie najwyraźniej potrzebują stref czystego transportu
Wyślijmy im Rafała Trzaskowskiego – on ich przekona (bo tak świetnie zna angielski), że jeśli nie zakażą jazdy starym samochodem, to wszyscy się poduszą. Producenci aut na pewno z przyjemnością to sfinansują. Trzeba wytłumaczyć Amerykanom, że na przykład w Warszawie już za parę lat wjedziesz do miasta Toyotą Prius z 2014 r., ale nie wjedziesz taką z 2013 r. „What's the difference?” – zapytają Amerykanie, a wtedy należy zacząć krzyczeć, że jeśli w ogóle o to pytasz, to jesteś wysłannikiem Kremla.