Wyzwoleni z jarzma ogromnych podatków, Duńczycy wreszcie mogą kupować wielkie i ciężkie samochody
Przez wiele lat Dania ze swoim restrykcyjnym, wręcz opresyjnym systemem podatkowym wobec nowych samochodów była oazą tanich, lekkich i prostych aut. Gdy byłem tam pięć lat temu, na ulicach dominował VW Up! czy Toyota Aygo. Teraz wreszcie już mogą kupować wielkie samochody – elektryczne.
Za każdym razem kończy się tak samo. Jakiś kraj chce, żeby ludzie przechodzili z aut spalinowych na elektryczne, więc wprowadza albo dopłaty, albo ogromne zwolnienia podatkowe. Potem stopniowo je likwiduje, ale w trakcie ich trwania obywatele faktycznie wymieniają swoje stare spaliniaki na błyszczące „elektryki”. Tyle że pozbywają się małych aut na rzecz dużych. W Norwegii to już się stało, kiedyś kupowali Golfy i Corolle ważące po 1200-1400 kg, teraz kupują ponaddwutonowe Tesle (przypomnę że Y Dual Motor waży 2070 kg). Dokładnie tą samą drogą poszła Holandia, gdzie sztucznie sterowanym popytem cieszą się samochody elektryczne, ale są to same ogromne auta, wypychające z ulic małe i lekkie pojazdy benzynowe.
Czy w Danii mogło być inaczej?
Podatki za zakup nowego samochodu w Danii są dość horrendalne. Oblicza się to tak:
- 25 proc. kwoty dla przedziału od 0 do 70 200 koron (jedna korona to 0,6 zł)
- 85 proc. kwoty dla przedziału od 70 201 do 218 100 koron
- 150 proc. kwoty powyżej 218 100 koron
Skutecznie wyrzynało to wszystkie samochody warte więcej niż 126 500 zł, czyli po ulicach jeździły same zwykłe wozy – w najlepszym razie Yaris Cross, ale raczej coś rozmiaru VW Polo. No to teraz patrzcie, powiedzieli w pewnym momencie Duńczycy i wprowadzili modyfikacje do tego systemu oparte na emisji CO2. Do 121 gramów na kilometr nie płacisz nic, powyżej – 270 koron za każdy gram, chyba że emisja przekracza 155 g, wtedy stawka rośnie do 539 koron, a każdy gram powyżej 155 g/km to już 1024 korony. To dla odmiany daje spore preferencje samochodom hybrydowym, czyli na takich regulacjach najbardziej zyskuje Yaris Hybrid, a tracą duże wozy typu plug-in, które mało emitują, ale dużo kosztują. Wprowadzono więc specjalne dodatkowe zwolnienie dla pojazdów emitujących od 0 do 50 g CO2 na kilometr, w postaci zmniejszenia rocznego podatku o maksymalnie 500 koron (wcześniej 900 koron).
Za mało komplikacji? Wprowadźmy zwolnienia dla EV
Jest i zwolnienie z podatku rocznego (o tym za chwilę), i zwolnienie z podatku przy zakupie aż do 165 tys. koron. Nie chodzi o cenę pojazdu, ale o kwotę samego podatku, czyli jeśli nie kupujesz jakiegoś elektrycznego hipersamochodu za miliardy, to nie zapłacisz podatku rejestracyjnego. Do tego dodajmy, że zwolnienie z podatku rocznego dotyczy tylko pojazdów zarejestrowanych w tym roku, już od 2025 r. będzie się płacić 40 proc. jego standardowej wysokości, a w 2035 będzie to już 100 procent. Duńczycy dodali dwa do dwóch i wyszło im, że jeśli mają kupić samochód elektryczny, to teraz, najlepiej dziś.
I proszę. Osiem na dziesięć najpopularniejszych nowych aut w Danii we wrześniu to samochody elektryczne
Oczywiście same duże i ciężkie. Łącznie w Danii we wrześniu sprzedało się 15,4 tys. samochodów. Pierwsza dziesiątka dla września wygląda tak:
- Tesla Model Y (1211 aut)
- Skoda Enyaq (1006 aut)
- Tesla Model 3 (639 sztuk)
- VW ID.4
- Nissan Qashqai (nie elektryczny)
- Ford Explorer EV (nowość)
- VW ID.3
- Audi Q4 e-tron
- Mercedes EQA
- Volkswagen Polo
Na jedenastym miejscu znalazła się Toyota Yaris. Gdyby nie było tych zwolnień, to pewnie topka wyglądałaby tak: Polo, Yaris, Qashqai (w różnej kolejności). Gdy majstruje się przy popycie, to owszem, otrzymuje się wyniki w postaci zwiększonego zainteresowania autami elektrycznymi, ale są też niespodziewane konsekwencje: cięższe auta bardziej niszczą drogi i zajmują więcej miejsca, a potem ten sztucznie sterowany popyt trzeba jeszcze jakoś utrzymać. W przeciwnym razie, gdy zwolnienia znikną, a podatki wrócą, sprzedaż aut elektrycznych gwałtownie spadnie i wtedy jak diabeł z pudełka wyskoczą antyfani EV, krzycząc „ha, widzicie, a nie mówiliśmy!”.