Eksperci: czeka nas spadek cen paliw, bo jesteśmy ofiarami chciwości
Czeka nas spadek cen paliw, bo coraz więcej osób zaczyna dostrzegać, że nie są powiązane z cenami ropy, ani z niczym dającym się logicznie wyjaśnić. Nie zgadniecie, kto zarabia na strachu.
Wszyscy widzimy, co dzieje się z cenami paliw na stacjach. Widzieliśmy panikę, gdy kilka dni temu ludzie rzucili się tankować we wszystkie wolne pojemniki, jakie mieli w domach. Aż dziw, że nikt nie przyszedł z czajnikiem. Olej napędowy za więcej niż 8 zł stał się rzeczywistością. Wytłumaczenie znamy wszyscy — agresja Rosji na Ukrainę, odwetowe sankcje na Rosję oraz pojawiające się zakazy importu rosyjskiej ropy. Dodatkowo do wzrostu cen przyczynił się słabnący złoty oraz rosnące ceny za jedną baryłkę ropy naftowej. Ceny na całym świecie po prostu zwariowały. Nasz wysłannik z Włoch pisał nam, że litr benzyny kosztuje ponad 2,2 euro. Nie wiemy jeszcze, gdzie leży próg bólu, po przekroczeniu którego ludzie przestaną tankować, ale co byłoby, gdybym dał wam wybór pomiędzy niebieską pigułką, za którą kryłaby się możliwość pozostania w błogiej nieświadomości, a czerwoną, która pokaże wam prawdziwy świat? Wzięlibyście czerwoną?
Spadek cen paliw jest nieunikniony
Baryłka ropy naftowej staniała o prawie 20 dolarów, co doskonale widać na tym wykresie, który pokazuje notowania ropy BRENT, która razem z amerykańską WTI jest benchmarkiem dla światowych notowań.
Jeszcze nie widzimy tego na stacjach benzynowych, ale tutaj zawsze ceny reagują z opóźnieniem. Kolejnym czynnikiem przemawiającym za tym, że ceny nie odzwierciedlają rzeczywistości jest to, że zakaz importu rosyjskiej ropy nic nie zmienił na rynku, jeżeli chodzi o ilość baryłek w obrocie. Ba, Rosjanie nadal sprzedają swoją ropę do innych państw, które nie objęły ich kraju sankcjami. Byłem w szoku, gdy to przeczytałem. Cały czas żyłem złudzeniem, że z powodu sankcji jest mniej ropy, więc ceny poszły w górę. A to jak zwykle wynik spekulacji rynkowych, za którymi stoją duże fundusze inwestycyjne oraz koncerny paliwowe. Pojawił się doskonały pretekst do podniesienia cen i zarobienia dodatkowych setek milionów dolarów dziennie, to po prostu skorzystano z okazji. À propos marży koncernów — spójrzmy na stronę Lotosu.
10 marca marża wynosiła 40,98 dolara. W dniu agresji - 24 lutego 2022 r. - 8,51 dolara, a pierwszego lutego zaledwie 2,5 dolara. No cóż, szokujący wzrost marży. Jednak spółka zaznacza, że prezentowana przez nich modelowa marża nie odzwierciedla cen na stacjach. Zacytujmy stronę Lotosu:
Prezentowany model operuje na uproszczonych założeniach, tj.:
- agreguje uzyski do trzech podstawowych grup produktów,
- nie uwzględnia różnic w cenach osiąganych przez Grupę LOTOS S.A. poprzez sprzedaż produktów na różnych geograficznych rynkach zbytu, w tym na rynku krajowym (realizowane premie i dyskonta do benchmarku),
- pomija wykorzystywanie różnych gatunków ropy naftowej będących wsadem dla rafinerii.
Model marży służy przedstawieniu jedynie hipotetycznej zyskowności rafinerii, działającej w ramach określonej konfiguracji technologicznej, opartej na notowaniach rynku Europy północno - zachodniej publikowanych przez Refinitiv.
Może i nie odzwierciedla, ale ten wzrost szokuje.
Eksperci z zagranicy też są zgodni, że cena spadnie, bo nie odzwierciedla rzeczywistości
Pan Michel-Edouard Leclerc również twierdzi, że nie ma powodu, żeby ceny były na tak wysokim poziomie i przewiduje, że w najbliższym czasie powinny spaść o co najmniej 35 eurocentów, a to naprawdę znaczący spadek.
Oczywiście jeżeli ktoś musi tankować, to i tak to zrobi, nieważne, jaka jest cena, ale warto wiedzieć, że nie ma sensu wpadać w panikę. I tylko wiersz Juliana Tuwima „Do prostego człowieka” jest nadal aktualny. Tutaj w wersji śpiewanej:
Spadek cen paliw jest nieunikniony, bo coraz więcej ludzi, firm i ekspertów zaczyna dostrzegać, że jednak coś tu nie gra. Ale wojna zawsze była doskonałą okazją do pomnażania majątków.