REKLAMA

Skoda Superb 4x4 liftback — test. Wiecie kto, załatwiony na fest

Podobno Volkswagen Passat został już pokonany. Leży jak niemiecki emeryt w Argentynie. Skoda Superb to nowy Passat i Skoda we wszystkim ma być lepsza — tańsza, ładniejsza i ma więcej niż jeden rodzaj sylwetki, w tym symulujący sedana, jest więc władcą prestiżu. W dodatku za opracowanie nowych generacji tych aut odpowiadali Czesi, ała, cios w szczepionkę.

Skoda Superb 4×4 liftback — test. Wiecie kto, załatwiony na fest
REKLAMA

A Passat, jakiś taki smutny, przygaszony, chromów pozbawiony, jakby oddał pole, bo wie, że cennik go pokona, zje jak choroba, którą zawsze w pierwszych pięciu minutach typował doktor House. Przeprowadziliśmy nawet porównanie, czy faktycznie wybierając Superba zawsze pokona się Passata. Wynik można podsumować słowami „to zależy", ale można wykluczyć toczeń. Człowiek natomiast skonstruowany jest tak, że nie jeździ tabelkami, tylko wrażeniami. I moje wrażenie jest takie, że Passat nie został pokonany. Uzasadnić oczywiście nie umiem.

REKLAMA

Bagażnik Skody Superb liftback

Jeździłem wersją Skody Superb, która wszystkie różnice między tymi modelami podkreśliła do maksimum, czyli 4x4 z nadwoziem liftback. Po pierwsze udaje sedana, choć tak naprawdę jest liftbackiem. Volkswagen Passat występuje już tylko z nadwoziem kombi, a więc pracą jest zhańbiony.

W Skodzie Superb można udawać człowieka, który nie potrzebuje przewozić nic, poza laptopem i marynarką. Najprawdopodobniej nawet nie jest w stanie wykorzystać przestrzeni bagażowej oferowanej z tym nadwoziem, bo nie ma tylu koszul w kratkę. Kombi wydaje się być potrzebne tylko wtedy, gdy ktoś planuje notorycznie przewozić lodówki. Bez potrzeby wpakowania chłodziarki do środka, to praktyczne nadwozie jest zbędne. Liftback na pewno nie oferuje zbyt mało przestrzeni bagażowej.

Podobno następny sezon Squid Game ma być kręcony w bagażniku Superba, uczestnicy będą musieli wydostać się na zewnątrz z okolic otworu do przewożenia dłuższych przedmiotów. Uda się to tylko nielicznym, bo część z nich nie wytrzyma trudów dalekiej podróży. Ma on 645 litrów pojemności i 1195 litrów przy złożonych tylnych oparciach.

Ci, którzy dotrą, będą mogli chwilę pobujać się na miękkiej rolecie, która zwinięta tworzy hamak. Niezłe rozwiązanie, gdy nie chcemy, by coś latało nam po bagażniku. Nawet bardziej praktycznie niż przyciski do opuszczania oparć tylnego rzędu, ale odnotujmy ich obecność (standard), podobnie jak koła zapasowego (w większości wersji za 800 zł).

Napęd na cztery koła

Miałem też napęd na cztery koła. Dość szokujące jest to, że w obecnych czasach ciągle możemy kupić prawie-sedana z napędem 4x4 i to nie z segmentu premium. To może być marzenie dewelopera, doglądającego w listopadzie pobliskiej inwestycji bez drogi dojazdowej. Pobliskiej, bo do dalszych to wziąłby diesla.

Przy tej wersji napędu Passat ma lekkiego pecha. W Skodzie napęd na cztery koła dostaniemy już w wersji Selection. W Volkswagenie musimy wybrać wersję R-Line, co sprawi, że różnica cenowa między tymi identycznymi napędami wyniesie aż 50 tys. zł.

Sam napęd 4x4 to najbardziej niewidoczny napęd świata. Nie jeździłem po nieutwardzonej, czy śliskiej nawierzchni, o jego obecności zaświadczał więc napis 4x4 na klapie bagażnika. W środku nikt nie ma prawa się zorientować, że obie osie mogą być napędzane. Nie ma tu żadnych pokręteł, żadnego przełącznika do zmiany trybów jazdy. Kompletny brak opcji, by coś załączyć, moment dołączenia drugiej osi to w całości decyzja pojazdu.

Praktyczne rozwiązania

Skoda to lubi te małe smaczki, które ułatwiają życie. Siatka, co ja mam zrobić z tą siatką? Przecież ja tu mąkę mam. Na tak podstawowe kłopoty Skoda ma proste rozwiązania. Na uchwycie tylnych drzwi znajduje się mini wieszak, od razu z podaną wartością maksymalnego obciążenia.

Pojemny schowek w podłokietniku otwiera się na dwie strony i zawiera bardzo pomocny przedmiot, który służy jedynie do wycierania ekranu. A pod ekranem znajduje się coś, czego zabrakło w niemieckim konkurencie.

Pokrętła do obsługi klimatyzacji istnieją i to ich główna zaleta. Nie trzeba wodzić palcem po gładziku umieszczonym pod ekranem. Dodatkowa ich cecha to obsługa innych funkcji, ale praktycznie z nich nie korzystałem, ciesząc się istnieniem pokręteł.

Czeski duch niemiecki

Wewnątrz panuje tu duch niemiecki, czyli wszystkie podstawowe funkcje, których się potrzebuje, są pod ręką i w przewidywalnych miejscach. Bardzo wygodne jest ogrzewanie kierownicy włączane przyciskiem na niej umieszczonym. Trochę tylko nie zgrałem się z rolkami, niechcący sterując poziomem dźwięku w trakcie parkowania. Trzeba się też pogodzić z tym, że obsługa wycieraczek nie jest po prawej stronie kierownicy, tam znajduje się selektor kierunku jazdy. Wynagrodziła mi to funkcja masażu i porządne podparcie odcinka lędźwiowego.

Materiały wykończeniowe są dobrej jakości, nie można się czepiać. A to żebrowanie na desce rozdzielczej to już prawdziwe wyższe sfery i to nie w wersji L&K. Nie ma wstydu przed wujkiem Passatem, ale tu wchodzi element subiektywny. Lepiej czułem się w nowym Volkswagenie Passacie i nie umiem tego uzasadnić. Może temu egzemplarzowi pomógłby wybór innej tapicerki i od razu wzrósłby poziom prestiżu. Tak, ja wiem, że ta Skoda wygrała, może tylko nie chcę się z tym pogodzić i tylko kolor tapicerki dawał mi nadzieję. Przy skórzanej nie miałbym złudzeń.

Skoda walczy, by wydrzeć Niemcom już wszystko, a szczególnie technologiczną przewagę. Nawet sama zaparkuje, bez udziału ludzkich rąk i nóg. Tylko jeszcze musi rozpoznać miejsce do parkowania, co wychodzi jej już słabiej.

Starałem się korzystać z asystenta głosowego, z Laury, by takim nowoczesnym być, godnym Skody. Wszystkie te rozwiązania kompletnie tracą sens, gdy po piątym powtórzeniu nazwy ulicy, system dalej nie wie, o co ci chodzi.

Obsługa systemu multimedialnego już nie stwarza takich kłopotów, bardzo jest tu estetycznie. Jedynie cyfrowe "zegary" nieco ładniej bym narysował.

Felgi Aero i zużycie paliwa

Felgi w tym egzemplarzu były nieco cudacznej urody, w nazwie posiadające wyraz Aero. Zapewne Skodzie spodobałoby się, gdybyście je wybierali, bo auto w nie wyposażone, emituje jeden gram dwutlenku węgla mniej, niż pojazd na innych 18-calowych felgach, ale bez wyrazu Aero w nazwie. W tych czasach każdy gram się liczy.

Skoda Superb z silnikiem 2.0 TSI i napędem 4x4 ma 265 KM mocy, a do setki przyspiesza w 5,6 s, minimalnie szybciej niż jej brat z identycznym napędem. Ciekawostka: ma również mniejszy promień skrętu niż Passat 4x4.

Jest to oczywiście dużo więcej, niż ktokolwiek potrzebuje, ale cieszmy się, że benzynowy, 2-litrowy silnik o takiej mocy jeszcze obecnie istnieje. Potrafi on zużywać niewielkie, jak na swoje rozmiary i moc, ilości paliwa. Nie jest to regułą, bo korzystanie z tego przyspieszenia na autostradzie na pewno nie zbliży nas do sympatycznych wyników.

Jazda z prędkością 120 km/h ustawioną na tempomacie przyniosła wynik 6,5 l. Superb, zachciałoby się krzyknąć. Przekraczając tę prędkość i spiesząc się nieco, możemy też powitać 8,5 l. Kręcąc się przez godzinę po mieście, osiągałem spalanie przekraczające 10 litrów. Tak, to benzynowe dwa litry, wypada powiedzieć.

A nie lepiej diesla?

265-konna Skoda Superb osiąga setkę po 5,6 s i ma taką samą wartość maksymalnego momentu obrotowego co 193-konny diesel. Oczywiście, że mocy tu nie brakuje, nie ma co się nawet rozwodzić, ale nie ma też szczególnego poczucia, by coś niezwykle sportowego się odbywało przy naciskaniu pedału przyspieszenia.

Skrzynia biegów potrafi czasami szarpnąć, gdy chce się w ruchu miejskim wykonać zbyt gwałtowny manewr, ale takie problemy nie pojawiają się w trasie. U mnie pojawił się problem zbyt dużego hałasu, czego kompletnie się nie spodziewałem, a Superbem już wcześniej jeździłem. Muszę to odnotować, ale zasięgnąłem języka u innych testujących i oni nic a nic takiego nie zarejestrowali. Przyjmijmy więc, że trafił mi się felerny egzemplarz i w roli winowajcy obsadziłbym opony, ewentualnie jakiś problem z napędem. Za to nie słyszałem żadnych odgłosów z tyłu pojazdu przy przejeżdżaniu przez nierówności, co w wersji kombi występowało.

REKLAMA

Jest to trochę zadziwiająca wersja napędu, ale już wcześniej widywałem taką konfigurację w ruchu ulicznym. Wszystko przemawia za tym, by stawiać na diesla, gdy ktoś potrzebuje napędu na cztery koła, a tu proszę, istnieje i znajduje nabywców. Diesel jest wolniejszy, bo potrzebuje 7,5 s na sprint do setki, ale auto tego typu to jednak król tras, a nie przedmieść. W dodatku różnica między najmocniejszymi (zawsze z 4x4) wersjami TSI i diesla wynosi tylko 1 tys. zł. Trzeba więc niezwykle mocno pragnąć najszybszej i najmocniejszej wersji Skody Superb, by pominąć olej napędowy w cenniku, mimo że benzynowemu napędowi nic nie dolega.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA