Pomysł na weekend – serial o F1 na Netflixie. Warto, nawet jeśli nie jesteś fanem tego sportu
To serial nie tylko o samochodach. Są ludzie, są emocje i świetne ujęcia. I historie, których nie zobaczysz nigdzie indziej.
Od razu przyznam, że nie jestem fanem królowej motorsportu, jak zwykło się nazywać Formułę 1. Oglądałem ją z zainteresowaniem gdy jeździł Kubica, potem – raczej podsumowania kolejnych grand prix, a nie same wyścigi. Miałem poczucie, że kolejne ograniczenia i obostrzenia wprowadzane do przepisów sprawiły, że z superemocjonującego sportu z czasów Jamesa Hunta i Nikiego Laudy, albo Alaina Prosta i Ayrtona Senny, Formuła 1 stała się polem walki nie kierowców, ale raczej strategów i analityków.
Serial Netflixa pokazuje, że nie do końca tak jest.
Przez cały poprzedni sezon ekipy filmowe towarzyszyły ośmiu z dziesięciu zespołów F1. Ośmiu, bo Ferrari i Mercedes nie zgodziły się na udział w tym projekcie. Z jednej strony – szkoda, bo nie zobaczymy jak wyglądała walka w dwóch najważniejszych teamach. Z drugiej – dzięki temu możemy się dowiedzieć więcej o pozostałych, o których zwykle nie jest tak głośno.
To nie jest dokument, który wyjaśnia o co chodzi w F1 ani o tym jak przez lata rozwijał się ten sport. Dla fanów to powtórka z ubiegłego sezonu, ale w ujęciu od kuchni. I przypomnienie najciekawszych sytuacji, w tym efektownych kraks, które wywracały tabelę wyników do góry nogami. Dla tych, którzy dopiero zamierzają zacząć, albo wrócić do oglądania sezonu 2019 ze względu na Kubicę – okazja do poznania zespołów i kierowców.
Mnie strasznie podoba się to, że w tym serialu nie chodzi o pokazanie pojedynków na torze i podsumowanie kolejnych GP ani o przedstawienie zespołów. To raczej możliwość obejrzenia ostatniego sezonu oczami kierowców i najważniejszych osób w ich zespołach. Oglądamy ich nie tylko na torze, ale także w paddocku, a czasem poza nim. Kamery towarzyszą Ricciardo podczas grilla u niego w domu, albo rodzinie Sainzów oglądającej mecz w TV. Podobało mi się pokazanie emocji, jakie towarzyszą rodzinom kierowców w czasie weekendu grand prix. Nigdy nie patrzyłem na sporty motorowe z perspektywy rodzica, który ma świadomość, jaki niebezpieczny zawód wykonuje jego dziecko.
Ale nie popadajmy w melancholię.
W każdym odcinku jest jakiś motyw przewodni, zwykle jest to pojedynek między dwoma zespołami, albo dwoma kierowcami. Pokazana jest radość członków zespołu po osiągnięciu sukcesów, jak i rozpacz po porażkach. Można zobaczyć momenty zwątpienia w sens dalszej pracy i rozterki towarzyszące podejmowaniu decyzji. I co najlepsze, nie brakuje scen, które chyba nie do końca będą w smak PR-owcom niektórych zespołów. Nie brakuje gniewu i złości, padają słowa, które trudno uznać za parlamentarne i w relacjach TV byłyby wypikane. W czwartym odcinku Ricciardo śpiewa o mosznie. Raczej nie da się tego zobaczyć nigdzie indziej. Ale bez spojlerów – to lepiej zobaczyć samemu.
Udostępniono wszystkie 10 odcinków, w sumie prawie 6 godzin materiału. Nie tylko gadających głów, ale i świetnych ujęć z paddocku i z torów wyścigowych. Warto? Zdecydowanie.
Podobno w tym roku powstaje kolejny sezon tego serialu. To oznacza, że przed sezonem 2020 będziemy mogli zobaczyć od kuchni jak wyglądał obecny sezon F1 po powrocie Roberta Kubicy. A póki co – czekamy na pierwsze tegoroczne Grand Prix. Po obejrzeniu Formuła 1: Jazda o życie wpisałem wszystkie GP do kalendarza. Trzeba będzie oglądać! Tylko gdzie?