To już trzynaście lat, a architekci, piloci i stomatolodzy wciąż tęsknią. Przegląd ofert
Trzynaście lat temu zakończyła się produkcja samochodów pod marką Saab, nie licząc krótkotrwałego incydentu NEVS-Saab, w trakcie którego wytworzono jeszcze 400 aut w roku 2014. Szwedzka marka powoli odchodzi w zapomnienie, choć ludzie wolnych zawodów wciąż pamiętają swoje Saaby (dobrze lub źle). Sprawdziłem, co jeszcze da się kupić i za ile.
Tak naprawdę legenda Saaba jako samochodu dla ludzi „wolnego zawodu” wzięła się z dość niespodziewanego zbiegu okoliczności w Stanach Zjednoczonych. Oto Saab sprzedawał swoje samochody w USA jako bezpieczne, bo wyposażone w pasy trzymające kierowcę w razie wypadku. Takie auta kupowali sobie często profesorowie i naukowcy, wiedzący o tym, jakie są konsekwencje zderzenia bez pasów. Szybko w amerykańskich miastach uniwersyteckich Saaby zaczęły kojarzyć się z „autem profesora”, a architekci, dentyści i piloci kupowali je sobie, żeby dostać się do tej samej grupy.
Obecnie nic już z tego nie zostało
Architekci, dentyści i piloci kupują sobie SUV-y premium, a profesorowie w USA jeżdżą na rowerach. Saaby pozostały przez jakiś czas ciekawostką, ale obecnie przechodzą raczej do kategorii „nikt tego już nie chce”. Sprzedając mało popularny samochód na OLX miałem już trzy propozycje wymiany za Saaba. Postanowiłem więc, że sprawdzę czy da się jeszcze kupić jakieś sensowne Saaby (o ile one kiedykolwiek były sensowne) i zrobię przegląd ofert z sześcioma ofertami wartymi zainteresowania pod różnymi względami. Zaczynajmy.
Na sprzedaż jest 550 Saabów
To dosyć dużo, chyba te wozy nie chcą umrzeć. 13 lat po zakończeniu produkcji przeciętnego auta z krajów demokracji ludowej to już można było je spotkać albo na złomowisku, albo pod cmentarzem na 1 listopada. Zacząłem więc od poszukiwań najnowszych Saabów, czyli teoretycznie najmniej zużytych, a najlepiej to jeszcze spełniających normę Euro 5.
Używany Saab z Euro 5
Nie jest łatwo, to zaledwie ok. 40 pojazdów do wyboru. W tym głównie diesle, bo wtedy wybór diesla w dużym aucie był oczywistością. Jeśli jakiś Saab jest ładny, benzynowy i z Euro 5, to nie będzie tani.
Spodobał mi się 9-3X, czyli podniesiony 9-3 kombi z realistycznym przebiegiem 360 tys. km. Ma niespotykaną już dziś konfigurację: jest to kombi 2.0 turbo z gazem, manualną skrzynią i napędem na 4 koła. Przy mocy 230 KM musi to się odpychać całkiem żwawo, nawet jestem gotów przeboleć niezbyt duże wnętrze i wielki zwis przedni. Cena – 42 tys. zł – z tych wyższych.
Jedyną alternatywą dla 9-3 z lat 2010-2011 jest model 9-5 sedan, blisko spokrewniony z Oplem Insignią. Chciałbym móc go polecić z silnikiem V6, ale jednostka 2.8 Turbo była nieudana z powodu problemów z rozrządem, a poza tym Saab za ponad 60 tys. zł to już żart (podobnie jak te zdjęcia). Dlatego pozostałbym przy budżecie 42 tys. zł i zwrócił uwagę na ten egzemplarz z silnikiem 1.6 Turbo 180 KM. Moc zupełnie wystarczająca, opis rzetelny, no i jest to kawał samochodu – bardzo wygodny w trasie.
Dla odmiany: najstarszy Saab
W ogłoszeniach nie ma już nic z lat 60., takie auta rzadko trafiają do ogłoszeń – prędzej do jakichś firm zajmujących się klasyką motoryzacji. I tak najstarszym autem marki Saab w ogłoszeniach jest niecodzienne coupe Sonett III (1972), ale coś mi w nim bardzo nie pasuje. Nie ma wycieraczek, lusterek, oryginalnych felg, nie ma czarnego elementu na masce, ogólnie wygląda jak unurzany w żółtej farbie i nieposkładany. Sądzę, że dlatego nie ma też zdjęć wnętrza. Dlatego należy go pominąć i od razu zainteresować się tym tanim Saabem 99 z roku 1974. Już ze zdjęć widzę, że to grat, ale one są dość proste w renowacji i użyteczne do normalnej jazdy z uwagi na solidną konstrukcję. Powiem jednak, że nic klasycznego mnie w tych ogłoszeniach nie urzekło i szukałbym raczej Saaba dwusuwowego. Jak potwierdzi mój znajomy youtuber – nie ma to jak Saab-dwusuw.
Saab-krokodyl
Czyli model 900 – ikoniczny dla Saaba, moim zdaniem to właśnie z tym autem kojarzy się w Polsce i ogólnie w Europie Saab. Model 900 w swoim klasycznym wydaniu, czyli z silnikiem wzdłużnie, jeszcze niespokrewnionym z General Motors był wytwarzany w latach 1978-1998, więc powinno być z czego wybierać. Na OLX jest 30 ogłoszeń z modelem 900, ale ten oryginalny „krokodyl” miesza się tu z dużo nowszym modelem 900 NG, który jest całkowicie innym autem. W związku z tym podaż „krokodyla” zmniejsza się do zaledwie ok. 10 pojazdów. Gdybym miał coś wybrać, byłby to ten egzemplarz. Czy jest najładniejszy? Nie. Czy jest najtańszy? Nie. Czy jest najrzadszy? A gdzie tam. No to dlaczego? Dlatego, że klasyka kupujesz, bo cię czymś urzeka. Odpowiedź na pytanie „dlaczego ten” znajduje się na poniższym zdjęciu (fot. Mieto).
Saab z rozsądku
To oczywiście oksymoron, nie kupuje się Saaba z rozsądku. Ale przypuśćmy, zupełnie teoretycznie, że potrzebujemy pojazdu do dojeżdżania do pracy, ale naprawdę pożądamy Saaba. No to tak:
- musi to być 9-3, nic mniejszego nie było w ofercie w czasach współczesnych
- względnie świeży rocznik, minimum Euro 4
- najlepiej kombi, bo sedan to marnowanie płyty podłogowej
- LPG, oczywiście
Jest taki? No jest. Za 17 900 zł. Brzmi rozsądnie, z wyjątkiem oznaczenia – w Saabie 1.8t oznacza 2.0 Turbo 150 KM. Większość części mechanicznych wspólna z jakimiś Oplami albo innymi pojazdami General Motors, części specyficzne dla Saaba możliwe do znalezienia na złomie albo w ogłoszeniach. Nie jest to auto najwyższych lotów jeśli chodzi o jakość i niezawodność, ale znośne.
Saab bez Saaba
W pewnym momencie Saab próbował poszerzyć swoją ofertę o pojazdy, które spodobają się Amerykanom. Stąd pojawił się dość okropny SUV 9-7X bazujący na Chevrolecie Trailblazer. Był to jedyny Saab dostępny z silnikiem V8, dokładnie to z jednostką 5.3 (bazowo 4.2 R6). Niestety, nie był to zbyt udany projekt, ponieważ w tym Saabie brakowało i charakteru i technologii Saaba. Klienci amerykańscy poczuli się skonfundowani – po co im Chevrolet Trailblazer z innym znaczkiem? I tak w okresie 2005-2009 wyprodukowano zaledwie 19,3 tys. sztuk. Jednego z nich można kupić w Polsce za 35 tys. zł. Czy warto? To zwykły, prosty amerykański SUV. Jak pisze właściciel, ma go od 11 lat – nie dziwię się, że mu się znudził.
Najdroższy Saab
Dla porządku wypada napisać, że najdroższym Saabem w ogłoszeniach jest 900 Cabrio za 122 tys. zł. To jednak typowe ogłoszenie z gatunku „żona kazała wystawić”, „widzisz kochanie, nikt się nie interesuje” – nie wierzę, żeby ktoś na serio liczył na 122 tys. zł za dość popularny i w sumie umiarkowanie ciekawy wóz. Sprzedający znalazł naśladowcę, ale za mierne 89 tys. zł, to pewnie przez tę automatyczną skrzynię biegów, która odbiera temu autu i tak przeciętne osiągi.
Jednak realnie najdroższym Saabem jest superrzadki model 9-4X, SUV zbudowany jedynie w liczbie 673 sztuk. Z jakiegoś powodu auto też jest w Szczecinie. To miasto jest chyba polskim zagłębiem tej marki. Znam co najmniej jedną osobę, która użytkowała w Warszawie Saaba 9-4X na co dzień, drugiego widziałem w Norwegii, trzeciego w Los Angeles – i to już całe moje doświadczenie z tym samochodem. Z mojego punktu widzenia to po prostu nowoczesny SUV, poza nietypową marką nie ma w nim niczego fascynującego. No ale sprzedający życzy sobie 82 tys. zł, uznając że skoro tych aut powstało tak mało, to musi być wartościowe. Dyskutowałbym dość gwałtownie z tym twierdzeniem, ale odechciało mi się, tak jak sprzedającemu odechciało się zrobić zdjęcia. Pewnie też nie chce sprzedać, chciał się tylko pochwalić jaki ma rzadki wóz.
Z tego całego przeglądu przypomniała mi się jedna rzecz: muszę umówić się do dentysty. Jeździ Toyotą.