Nie, nie i jeszcze raz nie: Adam był zachwycony elektrycznym Porsche 912, ale ja muszę tu użyć wielkiego słowa „profanacja”. I pobawić się w proroka.
Zapewne czytaliście już ten artykuł. Jeśli nie, to polecam to zrobić, bo jest dobry. No i opisuje ciekawy samochód. O co chodzi? W skrócie: dwóch szaleńców z Kalifornii włożyło do Porsche 912 silnik elektryczny prosto z Tesli Model S P85. Oczywiście nie było to proste i wymagało masy roboty, a także m.in. zastosowania innych akumulatorów niż te z Tesli. W końcu jednak się udało: teraz Porsche rozwija 540 KM, ma około 220 kilometrów zasięgu, a przy okazji nadal powinno nieźle się prowadzić, bo osiągnięto przyzwoity rozkład mas.
Co w tym złego?
Niby nic: to przecież normalne, że każdy może robić ze swoim samochodem, co tylko mu się podoba. Tuning i swapy istniały od zawsze, a tutaj rzeczywiście sprawiono, że Porsche stało się o wiele szybsze.
Ale… po pierwsze, trochę szkoda mi oryginalnego 912. To dość rzadki i bardzo ciekawy model. Cieszy się mniejszym prestiżem i osiąga niższe ceny od 911 z podobnych lat. Ale według wielu kierowców, lepiej się prowadzi i jest zwinniejsze za sprawą zastosowania 4-cylindrowego silnika. Oczywiście, nie jest na prostej tak szybkie, jak Tesla, ale nadrabia prowadzeniem, charakterem i… zapachem. Którego tutaj brakuje.
Poza tym, takie modyfikacje i tak będą kiedyś obowiązkowe.
Powinniśmy cieszyć się spalinowymi klasykami, dopóki jest to w ogóle jeszcze możliwe. Stare samochody emitują więcej spalin i czuć od nich benzyną – a to powoli staje się problemem. Czytałem niedawno o sytuacji, w której ktoś zatrzymał się na chwilę przy ulicy w przepięknym BMW E9 i nie zgasił silnika, bo akurat na kogoś czekał. Kiedyś ludzie podziwialiby auto, robili zdjęcia i pokazywali uniesiony kciuk. Ale teraz ktoś podszedł i oburzony zapytał kierowcy, czy ten „mógłby przestać tak okropnie smrodzić?”.
Wkrótce będzie jeszcze gorzej. Myślę, że doczekamy czasów, w których samochody spalinowe zostaną zakazane. Ewentualnie benzyna będzie tak potwornie droga, że będzie na nią stać jedynie garstkę najbogatszych. Będą mogli jeździć autami zabytkowymi po swoich posiadłościach i po torach – tak, jak teraz miłośnicy koni spędzają weekendy w stadninach.
Cała reszta będzie zmuszona do przerobienia auta na elektryczne.
Ultimatum będzie proste: albo wkładasz silnik elektryczny (taki, na jaki cię stać, czyli może być np. z Renault Twizy), albo nie możesz wyjechać „trucicielem” na drogi.
Tak więc w przyszłości z aut zabytkowych zostaną tylko skorupy, a Porsche 912 z silnikiem od Tesli nie będzie zadziwiać na zlotach. A skoro tak… trzeba palić benzynę, póki jeszcze jest to legalne.