REKLAMA

Stworzyli w Polsce niezwykłą replikę Bugatti, teraz szukają inwestorów. Zaryzykujecie?

Sądziłem, że ten pojazd jest na sprzedaż, a on służy raczej demonstracji możliwości firmy i pozyskaniu inwestorów na kolejne projekty. Oto polska replika Bugatti Type 57C stworzona na podzespołach Mercedesa.

Stworzyli w Polsce niezwykłą replikę Bugatti, teraz szukają inwestorów. Zaryzykujecie?
REKLAMA
REKLAMA

Replik Bugatti jest na świecie pewnie więcej niż oryginalnych samochodów Bugatti, przynajmniej jeśli chodzi o modele przedwojenne. Właściwie wszystkie zachowane oryginalne Bugatti z czasów przed EB110 są bezcenne, ale szczególnym rodzajem wspaniałości ociekają te w stylu streamline, czyli tuż-przedwojenne pojazdy o aerodynamicznych kształtach. Wśród nich Type 57C.

Ktoś stworzył w Polsce replikę modelu 57C na podzespołach Mercedesa W107

Ma silnik 3.8 V8, automatyczną skrzynię biegów i oczywiście napęd na tył, a do tego nadwozie roadster, lub może nawet speedster. Oto ona:

Niestety, numer rejestracyjny nie wychodzi w UFG. Zacząłem jednak zastanawiać się, jakiego dokładnie Bugatti jest to replika. Całkowicie zamknięte błotniki z niewidocznymi kołami poprowadziły mnie w stronę modelu 57C z 1939 r. z nadwoziem Vanvooren – chociaż nazwa brzmi niderlandzko, to zakład karoseryjny Vanvooren znajdował się w Paryżu i zabudowywał własne karoserie na bazie podwozi Ettore Bugattiego.

Powyższy typ 57C Vanvooren to chyba najbardziej ekstrawagancka kreacja tego twórcy, gdzie założeniem było, żeby pojazd przypominał płynną rzeźbę, której linii nie zakłóca nic tak prymitywnego jak koła. Samochód ten został zamówiony przez francuski rząd jako prezent dla szacha Iranu Rezy Pahlawiego z okazji jego ślubu z egipską księżniczką Fawzią. Prześcigano się wówczas w ekstrawaganckich podarkach i rzeczywiście Francuzi dali czadu po całości. Samochód, nadal z perskimi tablicami rejestracyjnymi, stoi w kolekcji Petersenów w Los Angeles.

Czy replika Bugatti wygląda podobnie do oryginału?

Umiarkowanie, ale to nie szkodzi. Polska konstrukcja i tak robi wielkie wrażenie, a przy okazji nie można nikogo pozwać o naruszenie praw autorskich do projektu (chociaż i tak już wygasły). Powiedziałbym, że tył jest bez zarzutu, wnętrze też, a z przodu można by dyskutować.

Zdjęcia z ogłoszenia, fot. Jarosław Breliński

Mam jednak ważne pytanie

Replika Bugatti jest zarejestrowana i może jeździć po drogach, prawdopodobnie na dokumentach z Mercedesa. To dobrze, jeśli pojazd przeszedł badanie techniczne to nie widzę żadnych przeciwwskazań. Ale co będzie dalej? Czy budowanie replik na podstawie istniejących już samochodów przez zmianę ich istotnych elementów konstrukcyjnych jest jeszcze legalne? Z tego co wiem – niekoniecznie, to znaczy teoretycznie polskie prawo przewiduje taką furtkę, ale odkąd w 2012 r. zmieniono przepisy na bardziej restrykcyjne, nikomu nie udało się z niej skorzystać. Próbowałem kiedyś dotrzeć do takiej możliwości, ale wszystkie instytuty zajmujące się dopuszczaniem pojazdów do ruchu odmówiły nawet przedstawienia procedury, jaka jest konieczna żeby otrzymać jednostkowe dopuszczenie, nie mówiąc o cenie tego przedsięwzięcia.

Zanim więc zostaniecie inwestorami w firmę produkującą repliki aut przedwojennych, warto byłoby sprawdzić czy one w ogóle będą mogły jeździć po ulicach. Jeśli tak, to może być niezły biznes: w końcu w dzisiejszych czasach najważniejsze jest, by się wyróżnić. Wziąć sobie Lamborghini z wypożyczalni na wieczorny lans może prawie każdy. Ale mieć własną replikę Bugatti, Duesenberga czy Delahaye, to już nie.

Czytaj również:

Dlatego mam nadzieję, że biznes się rozwinie

I że powstaną kolejne, jeszcze bardziej udane pojazdy. Na ten moment i tak jest lepiej niż z polską marką elektrycznego samochodu narodowego – coś już jest, zarejestrowane i jeżdżące. Po raz kolejny prywatna inicjatywa pokonuje państwową.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA