REKLAMA

Renault Espace po liftingu pokazało mi, że czas minivanów już się kończy. Szkoda

Za kierownicą Renault Espace po liftingu sprawdzałem, czy ten model ma jeszcze szanse na przetrwanie, a poza tym uderzałem pasażera schowkiem w kolana i nie mogłem wrzucić biegu.

renault espace po liftingu
REKLAMA
REKLAMA

Zawsze lubiłem Renault Espace. Uwielbiam kształty pierwszej generacji tego wozu. Cieszę się na widok drugiej, a Espace numer trzy uważam za jeden z najlepiej wyglądających modeli lat 90. w ogóle. Espace w czwartej odsłonie też miało coś w sobie, zwłaszcza w wersji 2.0T albo 3.0 V6. Pomysł na minimalistyczny design wnętrza z panelem klimatyzacji w drzwiach uważam za genialny, to ciągle robi wrażenie.

Idealne jest to zdjęcie.

A potem nadeszło Renault Espace numer pięć

Powyższe zdanie brzmi trochę tak, jakbym miał teraz napisać, że obecny Espace to już nie to samo, że Francuzi wszystko popsuli i w ogóle, że kiedyś świat był lepszy. Otóż nie, wcale nie był, teraz żyjemy w najlepszych czasach w historii ludzkości, a Renault Espace pięć też mi się podoba. Nadal wygląda ciekawie. Tak w ogóle, vany zwykle są dobrze narysowane. Ostatnia Zafira? Bardzo ładna. S-Max? Niezły. SsangYong Rodius? Eeee...

renault espace po liftingu

Niestety, skoro świat już nie kocha minivanów, Espace musiało trochę zmienić swoją tożsamość. To stąd te wielkie koła i trochę wyższy prześwit. Espace jest teraz trochę jak skrzypek, któremu producent powiedział, że muzyka klasyczna jest już niemodna i musi nagrywać hip hop, żeby jakoś przeżyć. Nie pozostało mu nic innego, jak założyć czapkę z daszkiem i łańcuch na szyję. Chyba nie jest z tego do końca zadowolony.

Mimo wszystko, kibicuję Espace’owi

renault espace po liftingu

Gdy Renault Espace po liftingu trafiło do mnie na test, bardzo chciałem, żeby wypadło dobrze. Na tyle, żebym mógł napisać „vany jeszcze nie umarły!” albo „wszyscy, którzy kupują SUV-y zamiast Espace popełniają wielki błąd!”. Sprzedaż Renault na pewno by po tym wystrzeliła, Espace doczekałby się nowej generacji, a ja zyskałbym wieczną sławę. Tak by było, ale raczej nie będzie.

Najpierw parę słów o liftingu

Co zmienił lifting vana Renault? Niezbyt dużo, szczerze mówiąc. Z zewnątrz różnice (zderzaki, reflektory, felgi) są właściwie nie do wychwycenia nawet dla kogoś, kto ma magisterkę z renaultologii.

renault espace po liftingu

W środku większość zmian jest nudna (kogo interesuje nowa grafika systemu multimedialnego?), ale jedna może być powodem do wymienienia przedliftingowego Espace’a na nowego. Zwłaszcza w dobie pandemii, gdy samochód musi służyć za restaurację i kawiarnię.

Chodzi o umiejscowienie uchwytów na napoje

Były tam na dole. Teraz ciągle jest tam schowek, ale nie cupholdery.

Wcześniej były pod konsolą środkową, co oznaczało, że próba wyjęcia z nich kubka z kawą oznaczała oblanie siebie, pasażerów i tapicerki. Po prostu nie dało się tego zrobić dobrze. Doskonały pomysł, ktoś na pewno dostał za to premię. Szkoda, że nie zrobiono ich na suficie, do góry nogami. Teraz uchwyty są już obok lewarka zmiany przełożeń, czyli tak, jak trzeba.

Co do lewarka: niestety, on się nie zmienił. W tysiącach samochodów oferowanych na rynku, które mają automatyczną skrzynię biegów, wrzucanie przełożeń odbywa się w ten sam, prosty sposób. Przesuwa się wajchę po linii prostej do przodu lub do tyłu albo wciska się przycisk, gotowe. Ale nie w Espace.

Trzeba tym manewrować jak Espace'm po paryskich uliczkach.

Tutaj dźwignia wygląda bardzo ładnie, jak jakiś element samolotu. Tyle że wrzucanie wstecznego albo „drive” wymaga przesuwania jej najpierw w bok, a potem do przodu lub do tyłu. Nie brzmi trudno, ale w rzeczywistości jest to naprawdę nieintuicyjne. Pewnie każdemu kierowcy Espace’a zdarzyło się kiedyś zatarasować uliczkę albo parking, bo w połowie zawracania nie mogli wrzucić biegu tak, jak chcieli. Sensu takiego rozwiązania nie widzę żadnego, nie jest ani bezpieczniej, ani łatwiej, tylko dziwniej.

Podobnie dziwacznym, nieergonomicznym rozwiązaniem jest zastąpienie schowka „na rękawiczki” z przodu szufladą. Próba wyjęcia z niej czegokolwiek kończy się głośnym „Auu, uważaj!” od pasażera, który właśnie dostał w kolana. Póki ktoś siedzi obok kierowcy, niczego nie da się wyjąć.

Czym Renault Espace po liftingu mnie do siebie przekonał?

renault espace po liftingu

Wyglądem, oczywiście, ale to nie wszystko. Polubiłem też jego fotele, bo są dokładnie takie, jakich spodziewałem się we francuskim vanie: wielkie, miękkie i wygodne, a do tego ładne.

Dużym plusem jest też silnik. To dwulitrowy diesel, który rozwija 200 KM. W ofercie jest też silnik benzynowy 1.8 TCe mocniejszy o 25 KM, ale diesel chyba sprawdzi się lepiej. Osiągi są w porządku (setka w dziewięć sekund, przyzwoite nabieranie prędkości także później), kultura pracy też. Reakcja na gaz, działanie skrzyni biegów i charakterystyka silnika po prostu pasują do Espace’a. To idealny silnik do auta tej wielkości, a jeśli ktoś nie lubi odgłosu diesla, może ustawić tryb, w którym z głośników podczas przyspieszania będzie wydobywał się dźwięk… V8. Świetny gadżet, gdy jedziemy z dziećmi. Ciekawe, czy istnieje choć jedna osoba, która używa tego non stop, na co dzień. Chyba nie chciałbym jej poznawać.

renault espace po liftingu

Co ze spalaniem? Od 5 litrów podczas bardzo spokojnej jazdy poza miastem, przez 7-7,5 na trasie, aż po 8,5-9 w mieście. Szkoda, że nie da się kupić wersji z AWD, bo duży moment obrotowy i napęd na przód powodują częste tracenie przyczepności przy ruszaniu.

Polubiłem też system skrętnej tylnej osi

Sprawia, że mający 4859 mm długości Espace (ciekawostka: to mniej niż mierzy Talisman Grandtour) zawraca jak auto kompaktowe.

Na plus zaliczam też komfort jazdy i wygodę wsiadania. Lekkie „uSUV-ienie” Espace’a pewnie dodało mu punktów u kierowców, których ciągle bolą plecy. Na dziurach jest wygodnie, a zawieszenie pracuje cicho. Świetna jest też widoczność z wnętrza, głównie dzięki przeszklonym słupkom z przodu. To nie jest jedno z tych aut, w którym podczas skręcania możemy nie zauważyć przechodzącej przez pasy rodziny.

renault espace po liftingu

Renault Espace po liftingu: czas na minusy

Spodziewałem się, że Espace będzie w środku ogromny jak pałac Elizejski. Niestety, nie jest. Z przodu jest wręcz ciasno, bo siedzi się bardzo wysoko, fryzurę kierowcy atakuje okno dachowe, a z boku wysoka konsola sprawia, że nie bardzo jest co zrobić z kolanem.

Z tyłu przestrzeni jest – owszem – mnóstwo (w drugim rzędzie, bo trzeci to raczej miejsce dla dzieci) i można wyprostować nogi, ale pozycja wcale nie jest idealna. Trzy osobne siedzenia w teorii brzmią doskonale, ale są wąskie. Można się poczuć trochę jak w tanich liniach lotniczych. Poza tym, kanapa jest umieszczona bardzo wysoko, więc siedzi się tam prawie z kolanami pod brodą.

To wszystko dlatego, że Espace ma wysoko poprowadzoną podłogę, ale jego wnętrze jest dość niskie. Z zewnątrz wygląda na wielkie auto, choć tak naprawdę to po prostu kombi na ogromnych kołach.

Nie byłem też zadowolony z wyciszenia

Przy 140 km/h w środku jest mniej więcej tak cicho (albo „tak głośno”), jak w przeciętnym aucie klasy kompakt. Espace mierzy wyżej, no i kosztuje – w takiej wersji jak testowana – około 215 tysięcy złotych, więc to trochę do siebie nie pasuje.

Mimo wszystko, lubię Renault Espace po liftingu

Lubię ten wóz za jego styl, wygodę jazdy, charakter i – uwaga, to zabrzmi pompatycznie – za dokonania jego przodków. Niestety, nie potrafiłbym przekonać sam siebie, że wydanie 200 tysięcy na Renault Espace po liftingu to świetny pomysł.

renault espace po liftingu

Ma dobry silnik, ale do zostania idealnym połykaczem autostrad brakuje mu kilku mat wygłuszeniowych. Jest duży i ma wielki bagażnik, ale jego wnętrze wcale nie jest tak praktyczne, jak powinno być.

Ma kilka problemów z ergonomią, a poza tym podczas jazdy raz wyłączył mi się bez powodu ekran centralny i to na kilka minut. Ucichło radio i nie mogłem obsługiwać połowy funkcji auta. Dobrze, że nie byłem akurat w trakcie ważnej rozmowy przez zestaw głośnomówiący. Wyobrażam sobie, że rozmówca zadaje mi ważne pytanie, a Espace w kulminacyjnym momencie postanawia potraktować mnie czarnym ekranem. Konsekwencje mogłyby być niebagatelne! Niedobrze, że takie rzeczy dzieją się w aucie po liftingu, które teoretycznie powinno być bardziej dopracowane.

Wreszcie: dawny Espace wprowadził do motoryzacji coś zupełnie nowego i przeprowadził małą rewolucję. Ten obecny niczego nie zmienia, przeciwnie: próbuje gonić modę i świat, który mu trochę uciekł. Wygląda trochę jak SUV, ale buksuje kołami podczas ruszania. A jeśli ktoś naprawdę chcę mieć SUV-a, to po prostu go kupi. Gdy chcę posłuchać Pink Floyd, to włączam sobie oryginał, a nie cover band.

REKLAMA

Szkoda. Widocznie czas niektórych segmentów po prostu się kiedyś kończy

Czekam na powrót nazwy Espace w jakimś zupełnie nowym, elektrycznym SUV-ie. Albo czymś jeszcze innym, co zmieni świat tak, jak pra-Espace prawie 40 lat temu. Czy to już czas na sedano-kabriolet z napędem wodorowym?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA