Jeśli tak będą wyglądać nowe Mitsubishi od Renault, to ja biję brawo przez łzy
Już za dwa lata w fabrykach Renault będą powstawać dwa modele Mitsubishi na Europę. Cieszę się i smucę jednocześnie.
W zeszłym roku Mitsubishi zamroziło gamę modelową w Europie i zapowiedziało ostre cięcia, które miały pomóc w redukcji kosztów o 20 proc. Patrząc na ówczesną ofertę Mitsubishi, w której oprócz nienajświeższego Eclipse Crossa sprzedawane były jeszcze odgrzewane ASX i Outlander, zamrożenie gamy mogło być gwoździem do trumny europejskiego oddziału. Zapowiedziane na ten rok wprowadzenie odświeżonego Eclipse Crossa z napędem hybrydowym można interpretować jako delikatną odwilż, ale trudno oczekiwać, by ten jeden model mógł na dłuższą metę poprawić sytuację marki. Na to, że do Europy trafi nowy Outlander nikt pieniędzy postawić nie chce, a to w końcu najpopularniejszy SUV z napędem plug-in w Polsce (konkretnych liczb importer z jakiegoś powodu nie podaje).
Wszystko to stawiało przyszłość Mitsubishi w Europie pod znakiem zapytania
Tymczasem już wiemy trochę więcej – alians Renault-Nissan-Mitsubishi oficjalnie zakomunikował, że od 2023 r. w Europie dostępne będą dwa nowe modele Mitsubishi przygotowane w oparciu o modele Renault i produkowane w fabrykach francuskiej marki. Szczegółów jeszcze nie podano, wiadomo, że będą to siostrzane modele skonstruowane na platformach i z układami napędowymi Renault, ale z zachowaniem różnic, które oddają DNA marki Mitsubishi. Oby nie chodziło o przestarzałe wnętrza i wolnossące jednostki napędowe z pięciobiegowymi skrzyniami.
Nie wiadomo też, czy mowa o poziomie zróżnicowania porównywalnym do tego, na który zdecydowało się Suzuki wprowadzając do swojej oferty dwa modele Toyoty, czy bardziej na poziomie Audi Q3 i Seata Ateki, które zjeżdżają z tej samej linii produkcyjnej, ale takie bliźniacze wcale nie są.
Ja mam nadzieję, że nowe modele Mitsubishi faktycznie będą wyglądać tak, jak widzi je brazylijski twórca Kleber Silva:
Silva wkomponował charakterystyczne elementy designu Mitsubishi w nadwozia Kadjara i Arkany – i choć nie da się jednoznacznie stwierdzić, ze to piękne auta, zaryzykowałbym stwierdzenie, że wyglądają zgrabniej, niż to co Mitsubishi sprzedaje dziś:
I przypuszczam, że faktycznie z takimi projektami Mitsubishi miałoby większe szanse na rynkowy sukces w Europie. Może nawet udałoby mu się wejść do TOP20 sprzedaży w Polsce, do osiągnięcia czego w ubiegłym roku wystarczyło sprzedać odrobinę powyżej 6 tys. aut. I kto wie, być może wówczas autami z trzema diamentami na masce zainteresowaliby się nawet klienci flotowi i można by się chwalić czymś więcej niż sukcesem w postaci najwyższego udziału w sprzedaży do klienta indywidualnego. Bo ten wynik, biorąc pod uwagę, że wśród osób prywatnych kupujących samochody w Polsce tylko 4 na 100 decyduje się na zakup nowego auta w salonie, nie przekłada się na imponujące liczby.
Z jednej strony Mitsubishi sprzedając ładniejsze auta oparte na Renault pewnie ma szansę na poprawę wyników sprzedaży. Z drugiej – straci swój największy wyróżnik, w postaci nieprzekombinowanych, sprawdzonych konstrukcji, w których nie ma się co psuć i samochodów nieprzeładowanych najnowszymi technologiami, do których część klientów, szczególnie starszych wiekiem, wciąż nie ma przekonania. To był najważniejszy powód, dla którego auta Mitsubishi wybrało ostatnio kilku moich znajomych i są z nich bardzo zadowoleni. Gdy usłyszą, że nowe Mitsubishi będzie produkować Renault, pewnie następców swoich aut poszukają gdzie indziej.