REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Przegląd rynku

Przegląd ofert: 7 paliwożernych samochodów, które pokażą, że jesteś bogaty

Paliwo po 8 zł – żeby sprawić wrażenie zamożnego wystarczy teraz jeździć samochodem, który wciąga bardzo dużo benzyny. Najlepiej tak ze 150 zł na 100 km. Te 7 ofert ma pokazać wszystkim, że Was stać.

14.06.2022
6:58
volkswagen phaeton instalacja lpg
REKLAMA
REKLAMA

To nie jest problem kupić samochód drogi, jest ich pełno. Niełatwo jednak kupić samochód w rozsądnej cenie, ale taki, żeby ludzie uznali „kurczę, jego to stać na benzynę, jakby go nie było stać, to by tego nie kupił”. Dziś biorę 50 tys. zł w rękę i idę na poszukiwanie samochodów, które wciągają paliwo jak Charlie Sheen biały proszek na imprezie. Cel to wóz, którym podjedziesz pod dystrybutor, zalejesz za siedem stów, rzucisz hajs na ladę i powiesz „jeszcze hot dog i czerwone spajki” jakby jutra miało nie być. Możesz też opcjonalnie zrobić z tego storkę/relkę na insta, żeby wszyscy wiedzieli. Ruszajmy.

Chevrolet Suburban/GMC Yukon

Moje niespełnione marzenie. Zawsze chciałem mieć taki samochód, ale już nigdy nie będę go miał, bo to nie ma sensu. Jest fantastyczny z tym swoim nieproporcjonalnym nadwoziem, zbytecznymi trzema rzędami siedzeń i malutkim bagażnikiem. Najbardziej nieporęczny samochód jaki można sobie wyobrazić w polskich warunkach. Przy okazji nie jest szybki, ale za to bardzo dużo pali. Spodziewam się, że Suburban targany w ruchu miejskim wciągnie 25 l benzyny na 100 km, czyli przepalimy 200 zeta na 100 km. I tak trzeba żyć. Obowiązkowo do niego należy posiadać stosowny kapelusz, flagę konfederacji, co najmniej jedną sztukę broni palnej oraz plantację bawełny, opcjonalnie może to być włoska restauracja w New Jersey. Trudno już znaleźć klasyczną generację GMT500, lepiej zainteresować się następną z silnikiem 5.3.

Znacznie więcej sensu ma van Savana, a przy okazji może być jeszcze bardziej paliwożerny: obczajcie tego, jest idealny.

Zdjęcie z ogłoszenia od RDS Eurocars.

Angielskie V12

Ogólnie silniki V12 nie słyną z oszczędności, ale już ponoć ten angielski, sześciolitrowy „double six” to prawdziwy potwór jeśli chodzi o spalanie. Znalazłem na sprzedaż ciekawy samochód, ponieważ wizualnie nic nie zdradza, że to najmocniejsza wersja – wygląda jak normalny Jaguar XJ40 z rzędową „szóstką” 3.2, podczas gdy pod maską siedzi sześć litrów i dwanaście garów. Cena to jedyne 41 tys. zł. XJ40, ten „amerykański Jaguar” zwany tak ze względu na kanciasty, mało brytyjski kształt, jakoś nie może doczekać się momentu, w którym zacznie drożeć. Nikt go szczególnie nie lubi i nie szanuje, a szkoda, bo to wspaniała, pełna dziwności konstrukcja. Z V12 jest istnym kuriozum, ponieważ podczas opracowywania tego samochodu ponoć specjalnie zwężono komorę silnika tak, aby nie zmieścił się pod nią silnik 3.5 V8 od Rovera, a potem trzeba było ją poszerzyć pod V12. Oczywiście tradycyjnie dla najmocniejszych modeli Jaguara, ten ma logo Daimler – to nie jest ten niemiecki Daimler, pan Gottlieb słynął ze sprzedawania licencji komu popadło. Naklejka „ten wóz pali ponad 20 l/100 km i mam to w...” nigdzie nie pasuje lepiej niż tu.

Zdjęcie z ogłoszenia, fot. Ewa

Range Rover Sport Supercharged

Nie jest łatwo znaleźć taki wóz za mniej niż 50 tys. zł. Znalazłem, owszem: wprawdzie nie jest idealny i ma LPG, ale bardzo podoba mi się szczerość sprzedającego. Średnie spalanie to 22 l/100 km. Czyli spokojnie wciągnie i trzy dychy, jak się dociśnie spod świateł do świateł. 4,2-litrowe V8 pod maską ma kompresor mechaniczny i rozwija niebagatalną moc 390 KM. Masa jednak robi swoje, bo jest to pojazd zbudowany na ciężkiej ramie nośnej (przeciwnie niż „duży” Range), przez co przyspieszenie do setki zajmuje mu 7,6 s. Do tego jeszcze dochodzi... umiarkowanie oceniana niezawodność i ostatecznie otrzymujemy samochód bardzo wszechstronny, szybki, luksusowy, z dużym bagażnikiem i możliwością ciągnięcia przyczepy, świetny i na autostradzie i w terenie, którego nikt za bardzo nie chce kupić. No cóż, życzę sprzedającemu powodzenia i gratuluję odwagi! Czy wspomniałem, że każdy RR Sport ma pneumatykę?

Jest jeszcze drugi w ogłoszeniach, ale trochę za tani. Szanujmy się.

Zdjęcie z ogłoszenia, fot. Kamil B

Alfa Romeo 159 3.2 JTS Q4

Koniec żartów, czas na coś, co naprawdę obchodzi się z paliwem bezlitośnie. To, że amerykańskie V8 albo angielskie V12 wciąga paliwo jak opętane to nic dziwnego, ale co powiecie na Alfę Romeo z australijskim V6 (już nie Busso, tylko korporacyjny produkt GM), która potrzebuje minimum 17-18 l/100 km, a jak się depnie, to i ponad 20? Taka właśnie jest Alfa Romeo 159 z 3.2 i napędem na 4 koła. Kiedy te samochody były autami prasowymi dla dziennikarzy, to właściwie wszyscy byli w szoku, jakim sposobem to może tyle palić. Może, ponieważ jest potwornie ciężkie. Niewiele pomaga tu bezpośredni wtrysk paliwa JTS, a swoje dokłada skomplikowany układ 4x4 z dyferencjałem centralnym typu Torsen. W odróżnieniu od poprzednich propozycji, można jednak ten samochód kupić naprawdę tanio, do 20 tys. zł bez problemu znajdziemy ładną Alfę z V6 od kangurów – szkoda tylko, że z wierzchu wygląda jak każdy diesel 1.9 JTDm. Trzeba będzie dać jakąś naklejkę informującą o tym, że to ten żarłoczny.

Zdjęcie z ogłoszenia, fot. auto komis Veyron

Subaru Impreza WRX

Jeśli szukasz samochodu do dwóch litrów pojemności, który spali ci 20 litrów na 100 km, to Subaru Impreza WRX wydaje się doskonałym wyborem. Turbodoładowany bokser wspaniale brzmi i ciągnie paliwo jak oszalały, napędzając oczywiście wszystkie koła. W przypadku Imprezy WRX rocznik wydaje się nie mieć znaczenia, liczy się tylko czy auto jest powypadkowe, zardzewiałe i czy zostało „zmodzone”, czy też jest w stanie oryginalnym. Nie jest łatwo coś znaleźć, ale proszę, oto ciekawy egzemplarz „robala” z 2002 r. (nazwa od wyłupiastych lamp przednich, których już tu nie ma, bo jest pakiet tuningowy). Nasuwa się pytanie, czemu egzemplarz pana Łukasza jest o 20 tys. zł droższy od podobnego wozu oferowanego przez autokomis. Nie wiem, ale się domyślam, oraz ze smutkiem muszę stwierdzić, że gdybym chciał taki samochód kupić, to być odżałowałbym tę różnicę, żeby kupić go od właściciela, który cokolwiek o nim wie, a nie od handlarza. Jestem jednak absolutnie odporny na rajdową legendę tej marki i jest mi ona w 100,1% obojętna, więc kupując Subaru szukałbym takiego z 1.6 i FWD.

Zdjęcie z ogłoszenia: fot. Łukasz

VW Phaeton W12

Ten samochód jest już tak tani, że sam zaczynam się nad nim zastanawiać. Wnętrze po prostu ocieka wspaniałością, przy czym jest to oczywiście wspaniałość sprzed prawie 20 lat, która słabo się zestarzała, ale to nie szkodzi. Większość Phaetonów to jakieś oszczędne wersje typu 3.0 TDI, jeśli coś ma dużo palić – musimy szukać wariantu 6.0 W12, który ma dwanaście cylindrów w postaci dwóch jednostek VR6, czyli dwa zestawy po 6 cylindrów rozchylonych o 15 stopni i przykrytych wspólną głowicą. Bardzo skomplikowane, ale za to kompaktowe w wymiarach i absolutnie jedyne w swoim rodzaju na rynku samochodów używanych. Jedyny w swoim rodzaju jest też supercichy układ klimatyzacji z 4 strefami, opracowany tak, żeby nie było czuć nadmuchu powietrza. Z tyłu znajdują się osobne fotele, nie kanapa, a dzielony z niektórymi modelami Bentleya silnik W12 pozwala teoretycznie (po zdjęciu elektronicznego ogranicznika) rozpędzić ten wóz na niemieckiej autostradzie do 300 km/h. I to wszystko za mniej niż 40 tys. zł. Na szczęście utrzymanie jest drogie, zamienników nie ma, a i na oryginalne części coraz trudniej liczyć, więc jak powiecie że latacie pejtonem w dwunastu szklankach to wszyscy będą wiedzieli, kto tu odpala cygaretkę banknotem 500-eurowym.

zdjęcie z ogłoszenia od Opti-Cars

Ostateczny boss: FSO Polonez

Wszystkie powyższe samochody muszą uznać wyższość ostatecznego bossa, którym jest FSO Polonez z przycierającymi hamulcami, rozregulowanym zapłonem i gaźnikiem oraz wyciekami paliwa ze zbiornika. Nic nie potrafi tak skutecznie pozbywać się zapasów benzyny jak rozsypujący się grat. Energetyczna efektywność wynosi pewnie 5 procent, a i to jak jedziemy delikatnie. W przypadku Poloneza dochodzi do tego stylówa sytuująca nas gdzieś pomiędzy fanem polskiej klasyki a grzybem, który zapomniał że to już nie jest rok 1992 i nadal jeździ na swoją działeczkę, obudowaną już z każdej strony patodeweloperką. Przy okazji jeżdżąc Polonezem może i przepalamy paliwo bez sensu, ale nie w jakichś zagranicznych cylindrach, tylko w naszych, polskich!

REKLAMA
polonez caro 1991
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA