Wrocławski protest kierowców przeciwko korkom był jak libacja na skwerku
Kiedy funkcjonariusze przybyli na miejsce, okazało się, że nikogo tam nie ma. A przecież tyle osób wyrażało poparcie dla protestu na Facebooku.
Na pewno pamiętacie kultowy wpis „Gazety Wrocławskiej” z 2010 r. pt. „libacja na skwerku”. Przybyli na miejsce rzekomej libacji funkcjonariusze nie zastali nikogo na miejscu i był to temat wart poruszenia w mediach. Podobnie rozwinął się „protest wrocławskich kierowców przeciwko korkom”, który zakończył się na tym, że organizatorzy stanęli na rynku i coś tam poopowiadali, a kilkanaście osób ich wysłuchało. Najwyraźniej wrocławianie nie mają chęci protestować w swoich samochodach przeciwko korkom.
Sam jestem samochodziarzem i nie rozumiem przeciwko czemu był ten protest
Przeciw korkom? Ale to samochody tworzą korki. Wystarczy nie jeździć samochodem i nie ma problemu. „Spóźniłem się, bo stałem w korku” – jakbyś nie pojechał samochodem, korek byłby mniejszy. Ja już od dawna uznaję korki uliczne za nieodłączną wadę mieszkania w dużym mieście. Staram się ich unikać, jeżdżąc jednośladem gdy tylko się da, ale jeśli już muszę jechać samochodem, to rozumiem że będę musiał postać w kolejce i poczekać na swoją kolej do przejechania. Korek nie różni się niczym od kolejki do kasy w supermarkecie. Nie chcesz stać w kolejce do kasy – idź do marketu w takich godzinach, w których nie ma kolejek. Wszyscy możemy zmniejszyć korki, nie biorąc w nich udziału. Protestowanie nie ma sensu, nikt nie wybuduje ośmiopasmowych ulic w centrum, a nawet gdyby to zrobił, to pewnie też by się zakorkowały.
Podobnie absurdalny jest protest przeciwko buspasom. Buspas zachęca mnie do jazdy komunikacją zbiorową, a zniechęca do jazdy samochodem. Jeśli szybciej dojadę autobusem, wybiorę autobus. A jeśli jest tak, że autobus grzęźnie na długie minuty z samochodami prywatnymi, to nie mam najmniejszego powodu, żeby w ogóle się do niego zbliżać. Postulaty w rodzaju „buspasy się buduje, a nie maluje” są wzięte z Księżyca. Organizacja ruchu w mieście powinna stawiać na maksymalną efektywność. Powala mnie stwierdzenie, że „miasto powinno mieć sprawną komunikację, która jest wyborem, a nie przymusem” (to słowa jednego z organizatorów). Ona już jest wyborem, nikt nie każe jechać samochodem. A jeśli wybierasz samochód, to z konsekwencjami, czyli korki + konieczność zaparkowania. Najwyraźniej organizatorzy to kolejna grupa, która chciałaby zjeść ciastko i mieć ciastko.
Protestowano też przeciw zabieraniu miejsc parkingowych
Tu nie jestem już taki pierwszy do wyśmiewania tego postulatu, ale nie mam na myśli miejsc w centrum, w gęstej zabudowie, gdzie wiadomo że nie zmieści się nieskończona liczba samochodów. Protestuję natomiast przeciwko debilnemu zabudowywaniu nowymi blokami osiedlowych parkingów na osiedlach z PRL. Powoduje to tylko chaos przestrzenny, eskalację problemu i agresję. Nie ma szans, żeby ludzie mieszkający na prl-owskich blokowiskach pozbyli się samochodów „bo tak”. To nierealne. Mieszkanie w centrum, w kamienicy, bez samochodu – spoko. Mieszkanie w oddalonym od centrum osiedlu, w wielkim bloku, bez auta – zero szans. A tu przychodzi deweloper i na miejscu, gdzie znajdował się zorganizowany (i często płatny) parking dla mieszkańców osiedla, stawia blok. Dotychczasowi mieszkańcy nie mają gdzie parkować, nowi też – bo nie wykupują miejsc w nowej inwestycji, uznając że „jakoś to będzie”. Horror do kwadratu. Ale w starej zabudowie, która dominuje w centrum Wrocławia, no cóż – parkingi też powinny być, najlepiej podziemne i słono płatne, bo jednak i mieszkać w centrum, i mieć samochód, to już trochę luksus.
Najwyraźniej jednak ludzie mają wylane na te problemy
Każdy sobie jakoś radzi po swojemu i nie ma potrzeby protestować. Dlatego z ponad tysiąca osób, które zadeklarowały zainteresowanie wydarzeniem na Facebooku, ostatecznie przyszło ponoć tylko kilkanaście. Reszta nie zdążyła, bo stali w korku, który sami stworzyli.
Zdjęcie główne: Vnukko/Pixabay