Potrącił nastolatkę na pasach, dostał mandat mniejszy niż za wyprzedzanie. Możesz liczyć na przyjaciół w mundurach
Jeśli przechodzisz prawidłowo przez przejście dla pieszych i rozjedzie cię samochód prowadzony przez kogoś ze służb mundurowych, to sam jesteś sobie winny/winna. Przecież wiadomo, że służby mundurowe zawsze ochronią swoich.

Zdarzenie miało miejsce w Rzeszowie
14-latka przechodziła przez pasy na sześciopasmowej ulicy około godziny 6.00 rano. Sygnalizacja świetlna była wyłączona, co widać na nagraniu w postaci migającego światła żółtego. Znajdowała się już w połowie przejścia, gdy z wielką prędkością (podobno ok. 80 km/h) najechał na nią kierujący czarnym samochodem. Hamował dopiero po uderzeniu, a potem jeszcze bardzo długo toczył się do przodu. Następnie cofał, co jest wyraźnie zakazane w przepisach - po wypadku, w którym ucierpiało ludzkie zdrowie lub życie nie wolno przestawiać pojazdów (za co w ogóle nie został ukarany). Nastolatka w ciężkim stanie trafiła do szpitala, gdzie przeszła wiele operacji, nie wiadomo czy wróci do zdrowia.
Policja po wypadku kłamała na kilka sposobów
Po pierwsze, piesza nie przechodziła w miejscu niedozwolonym, po drugie – nie przebiegała, a po trzecie – nieprawda, że sytuacja nie nagrała się na kamerę monitoringu, ponieważ się nagrała. Kierowcę w sądzie owszem ukarano, ale grzywną w wysokości 1000 zł. To mniej niż gdyby wyprzedzał na pasach, ale nikogo nie potrącił, wówczas zapłaciłby 1500 zł. Czyli mamy gotową instrukcję, jak pozbyć się człowieka:
- pracujesz w służbach mundurowych/masz żonę policjantkę
- rozjeżdżasz kogoś samochodem
- płacisz 1000 zeta
- profit
Poczytałem też komentarze – są jak zwykle straszne, ludzie piszą koszmarne brednie że piesza przechodziła na czerwonym albo coś (to znaczy że należy po niej przejechać?), ale w internecie wypowiadają się także rodzice rannej nastolatki, potwierdzając że po wypadku służby wmawiały im brak nagrań, a w sądzie odpowiednio dobrany biegły utrzymywał, że 14-latka sama się do wypadku przyczyniła.
Przypomina się sprawa Sebastiana M.
Przypomnę, że po tamtym wypadku policja również kłamała, mataczyła, przekręcała fakty i próbowała zrzucić winę na zabitą rodzinę w Kii. Wszystko to wyszło na jaw, ale nikt nie poniósł w związku z tym konsekwencji. Stawiam, że podobnie będzie w tym przypadku. Przecież kierowca poniósł już dotkliwą karę – 1000 zł grzywny. I to jest prawdopodobnie najbardziej dołujące w całej tej sytuacji – spodziewamy się, że gdzie jak gdzie, ale w sądzie to znajduje się ostoja sprawiedliwości. Spodziewamy się, że służby mundurowe będą chronić swoich, kłamać, nakładać uznaniowe mandaty i uznawać się za stojących ponad prawem, ale sytuacja, w której w ten sam sposób zachowuje się sąd, jest już odrobinę szokująca.
W Polsce mamy regres w kwestii bezpieczeństwa ruchu drogowego
Przez lata było dobrze, ale teraz przestało. Czekamy jeszcze na statystyki wypadków za rok 2024, ale już teraz widać, że poziom bezpieczeństwa na drogach przestał rosnąć, a nawet zaczął znowu spadać. Sytuacja taka jak ta pokazuje, że żadne gmeranie przy przepisach niczego nie zmienia, lub nawet jeśli, to krótkotrwale. Już teraz kierowcy wiedzą, że policja nic nie robi poza chronieniem samych siebie. Nie ma tygodnia, żebyśmy nie opisywali na Autoblogu sytuacji, gdzie poszkodowany stał się sprawcą, gdzie ewidentne wykroczenia zostały zignorowane przez policję, lub czasem nawet policja próbowała ukarać tego, kto wykroczenie zgłaszał. Dalsze zaostrzanie przepisów będzie miało takie konsekwencje, że:
- policja dalej nie będzie nic robić
- jeśli będzie coś robić, to jedynie wykorzystywać swoją możność decyzyjną, mówiąc „albo zrobisz tak i tak, albo dowalimy ci mandat 5000 zł bo możemy”
- w przypadku gdy sprawcą zdarzenia będzie ktoś powiązany z policją lub sądem, odpowiedzialność spadnie na ofiarę, zwłaszcza jeśli jest nieletnia
I w całej opisanej powyżej sprawie najbardziej szokuje nie jej przebieg, tylko to, że czytam coś takiego już kolejny raz i zdążyłem się przyzwyczaić.