REKLAMA

500 dolarów za plik dźwiękowy zmieniający brzmienie napędu Taycana? Wcale mnie to nie dziwi

Jeśli chcesz, by Twój Taycan Turbo za 650 tys. zł brzmiał jak Taycan Turbo S, musisz dopłacić.

Porsche Taycan dźwięk
REKLAMA
REKLAMA

Informacja o tym, że za plik mp3 trzeba zapłacić pół tysiąca dolarów wywołała małą zawieruchę w sieci. Jedni piszą, że to skandal, żeby przy samochodzie za takie pieniądze Porsche wymagało dopłaty do rzeczy tak banalnej jak dźwięk. Inni za to zwracają uwagę, że to tylko plik dźwiękowy, żadna modyfikacja mechaniczna, więc kwota, jakiej życzy sobie niemiecki producent jest absurdalna.

Polacy mają taniej

Sprawdziłem jak sprawa wygląda na polskim rynku - w konfiguratorze Taycana Turbo w dziale Opcje, w zakładce Układ napędowy / podwozie również widnieje taka opcja - nazywa się Sportowy dźwięk Porsche Electric Sport Sound i została wyceniona na 1 387,50 zł, czyli zasadniczo znacznie taniej niż na zachodzie. Ale nie różnica jest tu istotna.

Porsche Taycan dźwięk

Po kliknięciu na symbol z wykrzyknikiem dowiadujemy się, że „Sportowy dźwięk Porsche Electric Sport Sound udoskonala brzmienie pojazdu i sprawia, że jest ono jest bardziej emocjonujące – zarówno we wnętrzu, jak i na zewnątrz.” Można nawet posłuchać jak brzmi - wystarczy kliknąć w ikonę głośnika w prawym górnym rogu karty. Polecam spróbować, by każdy wiedział o czym właściwie mówimy.

A tak brzmi on w realu w nagraniu redaktora serwisu cnet.com

O tym, jakie emocje potrafi wywołać dźwięk wie każdy, kto przejechał się np. Mustangiem z bulgoczącym V8, czy jakimś supercarem z V12. Zresztą i mniejsze silniki, z zacnie skonfigurowanym układem wydechowym potrafią wywoływać dreszcze na plecach - polecam np. fabryczny wydech Audi RS3.

Porsche Electric Sport Sound - czy warto dopłacać?

Nie czuję się uprawniony do wydawania takich osądów, jestem przekonany, że ja bym dopłacił. I to nie dlatego, że w zasadzie przy samochodzie za 650 tys. zł ten tysiąc z hakiem to nic. Dopłaciłbym dlatego, że w moim odczuciu dźwięk w aucie jest hiperistotny. Tak, jak bez węchu zatracamy smak potraw, tak bez dźwięku frajda z jazdy byłaby wykastrowana. Nie bez przyczyny w symulatorach, na których trenują kierowcy Le Mans odwzorowano wszystkie detale z prawdziwych warunków - hałas opon podpowiadający co jest pod kołami, zmiany szumu powietrza podpowiadające jak zmienia się kierunek wiatru i oczywiście dźwięk pracującego silnika i skrzyni biegów. Ucho wychwytując detale i przekazując je do mózgu podpowiada, czy już jedziemy na limicie przyczepności, albo jak bardzo obciążony jest silnik po odjęciu gazu. Jasne, pierwsze można wyczytać tyłkiem, a drugie patrząc na obrotomierz, ale to w czytaniu wszystkimi zmysłami jest największa frajda. Zresztą, wystarczy odpalić grę na konsoli i wyłączyć dźwięk. Zupełnie przestaje smakować.

Ale czy w takim razie za taką opcję w ogóle powinno się żądać dopłaty?

W elektrykach nie bardzo ma co brzmieć, więc trzeba się wspomagać głośnikami. I nie tylko w elektrykach - głośniki przy tłumikach Audi montowało już w SQ5, a i Skoda Kodiaq RS udaje coś, czym nie jest. Taycan niczego nie udaje - jest elektrykiem, a dźwięk Porsche Electric Sport Sound nie próbuje udawać, że jest inaczej. To dodatkowy, sztuczny dźwięk, który jeszcze bardziej podkreśla fakt, że jedziemy samochodem z innym niż klasyczny układem napędowym. Dźwięk, który sprawia, że do uszu kierowcy dochodzi coś więcej niż szum opon i hałas powietrza opływającego nadwozie. Czy to źle? Nie. Czy źle, że trzeba za to dopłacać? Również nie. 

Nie, dlatego, że a) jak ktoś tego nie potrzebuje to nie musi tego zamawiać, b) zaprojektowanie i przygotowanie takiego dźwięku wymaga nakładu czasu i środków, dlaczego więc miałoby być za darmo? Szczególnie, jeśli jest to zbytek, a nie element podstawowego wyposażenia? To tak jakbyśmy się dziwili, że dopłaty wymaga lakierowanie zacisków, czy obudowy lusterek na niestandardowy kolor, albo dobranie przeszyć tapicerki w niestandardowym kolorze. Przecież do lakierowania zacisków niestandardowo wymagane jest tyle samo farby co w wersji standardowej i tyle samo nici do obszycia foteli. A jednak nikogo nie dziwi, że ekstra dodatek wymaga ekstra dopłaty.

Dźwięk Taycana też musiał ktoś zaprojektować.

Na marginesie - za to jak brzmi BMW Vision M NEXT odpowiadał Hans Zimmer. I pewnie nie zrobił tego w wolontariacie.

REKLAMA

Jestem przekonany, że z czasem właśnie po dźwięku auta będziemy w stanie rozpoznać z zamkniętymi oczami jaki elektryk właśnie nas minął. I pewnie w większości nie będzie trzeba za ten dźwięk dopłacać, stanie się wyróżnikiem marki. Ale jeśli ktoś będzie chciał się wyróżnić bardziej - będzie musiał dopłacić, tak jak dziś płaci za specjalny lakier. 

Dobra, założę się, że red. prow. ma zupełnie inne zdanie na ten temat. I już mam dla niego tytuł wpisu: „500 dolarów za mp3? Majcherek się nie zna!”

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA