Polonez Borewicz gnije w Islandii lepiej niż mięso rekina w piachu. Założę się, że jest smaczniejszy
Mieszkałem kiedyś pod Londynem w domku, gdzie w garażu kurzył się Fiat 126p i to wydawało mi się dość dziwne. Nie wiem dlaczego, ale Polonez Borewicz w Islandii zupełnie mnie nie dziwi. A was?
Islandia to jedno z tych miejsc, które bardzo chciałbym odwiedzić przed śmiercią. Wulkaniczna wyspa na środku Atlantyku jawi mi się jako kraina o księżycowym krajobrazie i bardzo dziwnych obywatelach. Dlaczego? Np. dlatego, że ludzie z tej części świata podobno kochają na zabój polskie wafelki Prince Polo, a lokalnym przysmakiem jest mięso z rekina zakopywane najpierw na plaży na kilka tygodni w piachu, aż sfermentuje.
Okazuje się, że Islandczycy mają słabość nie tylko do polskich łakoci, ponieważ na wyspę dotarła również motoryzacja z państw bloku wschodniego. Niegdyś popularnymi wschodnioeuropejskimi maszynami wśród islandzkich wulkanów były ciągniki marki Zetor. Oto jeden z nich:
Ale eksport do Islandii to nie tylko wafelki i traktory. Okazuje się, że na tę wyspę trafiały swego czasu także polskie samochody - w tym również Polonezy. Ta legenda FSO była, podobnie jak inne modele z bloku wschodniego, tanią alternatywą dla aut z zachodniej Europy, czy Stanów Zjednoczonych.
Pozostał jeden Polonez Borewicz
Według Wikipedii całkowita liczba Polonezów, które trafiły do Islandii wynosi 215, a jeden z nich gnije tam do dziś. Jego zdjęcie właśnie wypłynęło w sieci. Wygląda naprawdę wspaniale:
Legenda polskiej motoryzacji została zlokalizowana w miejscowości Isafjordur w północno-zachodniej części Islandii. W 2023 roku to miasteczko zamieszkuje 2744 obywateli oraz jeden Polonez Borewicz sfotografowany przez Andrzeja Wińskiego.
Już na pierwszy rzut oka widać, że samochód dawno nie jeździł. W zasadzie to wygląda odrobinę, jakby ktoś wyrzucił go na śmietnik. Bladozielony lakier w wielu miejscach ustąpił miejsca rdzy, a plastikowe listwy boczne z trudem opierają się sile grawitacji. Brakuje lewej wycieraczki oraz lewego lusterka. Widać jedynie dwa koła, na których znajduje się już tylko jeden kołpak. Lewy przedni błotnik płowieje w innym odcieniu do reszty nadwozia - pewnie był malowany. Warto jednak zauważyć, że opony Poloneza mają naprawdę sporo powietrza. Czuć ten vibe - nie sprzedam, będę robił.
To świetnie, że dzięki autorowi zdjęcia ten skarb polskiej motoryzacji na obczyźnie może znów ukazać się polskim czytelnikom. Odrobinę zdekompletowany, lekko bity i ciut zgnity - właśnie taki powinien być każdy Polonez. Teraz do 42 typów tego auta opisanych niegdyś w Autoblogu możemy dołączyć kolejny. Typ 43 - Polonez islandzki.