Policjant zmierzył mu prędkość na łuku. Kierowca mógł zapłacić mandat, ale wybrał walkę o sprawiedliwość. Jak się skończyło?
Większość osób w takiej sytuacji zapłaciłaby mandat, ale policjant miał pecha: trafił na autora kanału „audyt obywatelski”.
Są tacy ludzie i ja im szczerze zazdroszczę. Będą walczyć o swoje w sądach, domagać się sprawiedliwości, nie odpuszczą, bo nie godzą się z niesprawiedliwością. Takie przypadki trafiają się rzadko, ale dość skutecznie pokazują, jakich manipulacji lub wręcz rozbojów w biały dzień dopuszczają się władze w poszukiwaniu dochodów z mandatów. Ja wiem, że polscy kierowcy jeżdżą za szybko i przeważnie przekraczają dopuszczalną prędkość, ale o tym, dlaczego zastosowany w opisywanej sytuacji sposób jest zły, napiszę na końcu.
Poszło o pomiar prędkości w okolicach Tczewa
Pomiar odbył się na brukowanej drodze obsadzonej drzewami. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że policjant stał na łuku i również pomiar wiązką lasera z urządzenia Ultralyte miał miejsce na zakręcie. W związku z wątpliwościami, obwiniony nie przyjął mandatu. Od tego momentu sprawa zaczyna się robić ciekawa.
Po pierwsze, w wyroku nakazowym sąd podniósł grzywnę z 200 do 500 zł. Nie wiadomo dlaczego sędzia dwuipółkrotnie zwiększył grzywnę, skoro w sprawie nie pojawiły się żadne okoliczności obciążające przeciwko obwinionemu. Jednak obwiniony napisał sprzeciw i musiała odbyć się rozprawa w trybie standardowym. Na tę okazję powołany został biegły, Jarosław Teterycz, specjalista w zakresie pomiarów prędkości radarem. Biegły ten podszedł do sprawy bardzo profesjonalnie i wykonał rozliczne badania dotyczące sprawy, włącznie z wizytą na miejscu zdarzenia czy przesłuchaniu policjanta. Przy okazji wiele wskazuje na to, że policjant rozmyślnie wprowadzał sąd w błąd co do miejsca, z którego mierzył prędkość, aby wyszło na to, że stał w linii prostej wobec mierzonego pojazdu. Mijał się również z prawdą, twierdząc że ulica, na której odbywał się pomiar, jest w całości prosta.
Biegły zmiażdżył w swojej opinii sposób przeprowadzenia pomiaru, wykazując, że gdyby policjant z miejsca wykonania pomiaru chciał zmierzyć prędkość pojazdu w prostej linii, to wiązka przeszłaby przez linię drzew, co zupełnie zakłóciłoby jej tor. W związku z tym pomiar był nieprawidłowy w całości. Dodajmy tu, że w teorii, gdy samochód jedzie po łuku, to zmierzona w prostej linii prędkość będzie niższa niż w rzeczywistości. Niczego to jednak w przedmiotowej sprawie nie zmienia, bo pomiar musi być przede wszystkim prawidłowy i wiarygodny.
Sąd rejonowy w Tczewie bazując na opinii biegłego uniewinnił obwinionego od zarzucanego mu czynu
Kosztami sądowymi i opinii obciążył skarb państwa. Szkoda, że nie policjanta, który jak sam zeznał, stale stoi w tym miejscu – czyli stale nakłada mandaty na podstawie nieprawidłowego pomiaru. Jednak to, że taki wyrok zapadł, nie oznacza, że zapadnie też w przyszłości, więc oddawanie sprawy do sądu może skończyć się nie tylko naszą przegraną i koniecznością zapłaty mandatu, ale też poniesieniem kosztów opinii biegłego, która przy skrupulatności pana Jarosława może być warta nawet kilka tysięcy złotych. Mało kto pewnie będzie chciał zaryzykować, zwłaszcza że policja z Tczewa może przecież wnieść apelację zanim wyrok się uprawomocni.
Podsumowanie
Miałem napisać, dlaczego to, czego dopuścił się policjant, było złe. Po pierwsze: ograniczenie prędkości w tym miejscu to 40 km/h. Dlaczego akurat tyle? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że jest to limit bardzo niski i praktycznie nikt tyle nie jedzie, prawie każdy porusza się 50-60 km/h. Być może za sprawą ograniczenia do 40 km/h nikt nie porusza się tu 80 km/h. Daje się zbyt niskie ograniczenie, wiedząc doskonale że ludzie nie będą go przestrzegać, a potem można ustawić policjanta z suszarką, który dokona wątpliwego pomiaru i nałoży na kierującego mandat za to, że jechał tak jak wszyscy. Nie ma to żadnego skutku resocjalizacyjnego. Ukarany uzna, że system nie istnieje dla bezpieczeństwa jego i innych, tylko że jego celem jest nakładanie kar w sposób losowy na ludzi, którzy nie robią nic złego. Tak się buduje alienację państwa od obywateli – ten przypadek to pokazuje, ale niczego w tej sprawie nie zmienia.
Gratuluję więc wytrwałości i uzyskania wyroku uniewinniającego, jednak stawiam te dwie stówy mandatu, że wiele innych osób w tym miejscu zasiliło skutecznie budżet państwa – w miejscu, w którym nawet nie wiadomo czy faktycznie zdarzają się jakieś wypadki i czy to w ogóle ma coś wspólnego z bezpieczeństwem ruchu drogowego.