REKLAMA

Parking bezprawia w centrum Warszawy. Od siedmiu lat trwa tu festiwal bezradności władz. Mówią, że wreszcie przestanie

Kiedyś zaparkowałem w tym miejscu na 20 minut i nic się nie stało, nic też nie zapłaciłem. Ale nie dziwię się mieszkańcom, że są wściekli na bezradność władz w sytuacji oczywistego zawłaszczenia terenu miejskiego przez jedną wspólnotę mieszkańców.

Parking bezprawia w centrum Warszawy. Od siedmiu lat trwa tu festiwal bezradności władz. Mówią, że wreszcie przestanie
REKLAMA

W warszawskim Śródmieściu stoją sobie dwa bloki, tuż koło placu Unii Lubelskiej: Boya-Żeleńskiego 4 i Boya-Żeleńskiego 4a. Między nimi znajduje się droga dojazdowa do parkingu i sam parking. Z góry wygląda to tak (żółty - 4a, zielony - 4):

REKLAMA

Teren ten należy do miasta, więc powinien po prostu być strefą płatnego parkowania z parkomatami. Ale gdzie tam – wydzierżawiła go wspólnota budynku 4a, a potem oddała w zarządzanie firmie Europark. Dla zmaksymalizowania liczby miejsc parkingowych dopuszczono też parkowanie na drodze dojazdowej. Kłopot polega na tym, że ta droga przebiega wzdłuż budynku numer 4, ale mieszkańcy budynku numer 4 nie mogą na niej stawać, bo całość dzierżawi wspólnota spod 4a. Wydaje się to nonsensem, który można łatwo i szybko rozwiązać, ale...

Impas trwa od siedmiu lat i właśnie przepadła szansa na jego zakończenie

Wspólnota spod 4a w ogóle nie powinna pozwalać na parkowanie na drodze dojazdowej, ponieważ nie jest ona parkingiem. Za dzierżawę drogi płaci się inną stawkę niż za dzierżawę parkingu, więc miasto z tego tytułu ponosi comiesięczną stratę. Ponadto nie ma żadnego powodu, żeby z parkingu korzystała tylko wspólnota 4a, a już w szczególności niedopuszczalne jest nakładanie karnej opłaty 300 zł na mieszkańców tego osiedla za parkowanie pod swoim domem, tylko dlatego, że mieszkają w niewłaściwym bloku. Sprawa była wielokrotnie zgłaszana, również do straży miejskiej, której funkcjonariusze ograniczyli się do stwierdzenia, że tak, rzeczywiście, oznakowanie jest nieprawidłowe – ale nic z nim nie zrobili.

Cała ta sytuacja jest postawiona na głowie

Skoro teren jest miejski, beneficjentem dochodów z parkowania pojazdów powinno być miasto. Mieszkańcy bloków 4 i 4a dostaliby identyfikatory uprawniające do bezpłatnego parkowania, reszta wnosiłaby opłaty w parkomacie lub aplikacją na telefon. Jeśli wspólnota 4a do tej pory nielegalnie zajmowała drogę dojazdową na parking, należy wyliczyć, ile miasto straciło wskutek tej sytuacji i obciążyć wspólnotę dopłatą. Potem umowę dzierżawy rozwiązać, pokraczne znaki i wypisany maczkiem regulamin oddać na złom, wyznaczyć miejsca parkingowe tam, gdzie jest to możliwe i nie utrudnia przejazdu, następnie już tylko zbierać forsę i kontrolować, czy nikt nie próbuje stać tam bez opłaty.

znaki-pokraki i regulaminy z koziej śliny, nie odczytasz tego nawet w dzień, a już wieczorem...

Zakałą polskich osiedli jest sytuacja „ale tak przecież było od lat!”

To, że coś trwa od lat, nie znaczy że jest dobre. Przeważnie jest wręcz przeciwnie. Tu mamy do czynienia z sytuacją, gdzie jedna wspólnota sobie coś „załatwiła” na niekorzyść reszty mieszkańców osiedla (i klientów okolicznych firm też), i nie ma mocnych żeby z tym zrobić porządek. Ustalony przez warszawski Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami termin na zmianę nielegalnego oznakowania upłynął i nic się nie zmieniło, więc ZGN... wydłużył go o miesiąc.

Najważniejsze: czy musisz płacić mandat nałożony przez firmę Europark?

REKLAMA

Przypuśćmy, że wjechałeś/aś na ten teren na kilka minut, żeby rozpakować coś z samochodu. W międzyczasie zdążył pojawić się operator parkingu i nałożyć na ciebie mandat 300 zł. W rzeczywistości oczywiście nie jest to mandat, a tzw. opłata karna. Zarządca parkingu spisze twoje numery i zgłosi sprawę na policję, twierdząc że padł ofiarą oszustwa, w związku z tym zwraca się o ustalenie właściciela pojazdu po numerach rejestracyjnych. Zwykle się to udaje, więc właściciel auta otrzyma wezwanie do zapłaty opłaty karnej. Jeśli je zignoruje, grozi mu wpisanie do Krajowego Rejestru Dłużników. Nawet jeśli operator parkingu odda sprawę do sądu, to szanse na zwycięstwo ma nikłe, ponieważ nie wie, kto faktycznie parkował i nikt mu tego nie powie. Ponadto musiałby udowodnić, że każdy parkujący miał możliwość zapoznania się z regulaminem, a ten regulamin był zgodny z prawem.

Pozwanie właściciela pojazdu jest bezzasadne, ponieważ pozwany powie, że nie pamięta, kto tego dnia korzystał z samochodu i pozew zostanie oddalony. Można jednak mieć dużo kłopotów i zbytecznej korespondencji. Nie zazdroszczę więc mieszkańcom wspólnoty spod numeru 4, którzy od siedmiu lat użerają się z sytuacją jawnie skierowaną przeciwko nim, a władze udają, że problemu nie ma.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA