REKLAMA

Rządy dotują spalinowe samochody kwotą 42 mld euro. Tak mówi T&E. Tak, trzeba się bać

Organizacja Transport & Environment twierdzi, że państwa europejskie dotują samochody spalinowe, a szczególnie SUV-y, gigantyczną kwotą 42 mld euro rocznie. I powinny to zmienić. Strach się bać.

Rządy dotują spalinowe samochody kwotą 42 mld euro. Tak mówi T&E. Tak, trzeba się bać
REKLAMA

Mogliście nie słyszeć o takiej organizacji, ale niech wam się nie wydaje, że wasz brak wiedzy, czyni ją podmiotem bez znaczenia. Nazywa się Transport & Environment i ma wpływ na działania Komisji Europejskiej. Doradza jej i robi ekspertyzy, które Komisja wykorzystuje w kształtowaniu polityk dotyczących transportu, czy emisji spalin. Wręcz cyklicznie wzywa Komisję do zaostrzenia działań służących zmianie transportu ze spalinowego na elektryczny. Zakaz sprzedaży samochodów spalinowych to ich cel. Teraz organizacja doszła do zaskakujących wniosków, nawet bardzo. Okazuje się, że tylko wam się wydawało, że państwa dotują sprzedaż elektrycznych samochodów. Otóż dotują spalinowe.

REKLAMA

Państwa dotują spalinowe samochody.

Ludzie czasami narzekają, bo państwo dopłaca innym ludziom do zakupu samochodów elektrycznych, którzy przypadkiem nigdy nie są oni biedni. Narzekający muszą być w niezłym błędzie. Według najsilniejszej organizacji lobbującej przeciwko spalinowym samochodom, to do brudnego napędu dopłacają państwa członkowskie.

Źródło: Transport & Environment

Za tą przełomową myślą stoją fakty. W Europie króluje sprzedaż flotowa. Nowe samochody to samochody służbowe. A kupienie i użytkowanie samochodu służbowego to liczne przywileje podatkowe. Odpisy kosztów, VAT, amortyzacja, świadczenia rzeczowe, korzyści płynące z tankowania paliwa. Przebadali sześć dużych krajów (w tym Polskę) i wyszło im, że użytkowaniu służbowego auta towarzyszą liczne korzyści podatkowe. W takiej oto postaci państwa co roku dotują samochody spalinowe kwotą 42 mld euro.

Więcej o Transport and Environment:

15 mld euro z tej kwoty ma być przeznaczane na SUV-y, a one są bardziej paliwożerne i emitują więcej spalin. Im większe auto, tym większe kwoty idą na te podatkowe przywileje. Wszystko to sprawia, że brak jest bodźców do przechodzenia na auta elektryczne, a system jest niesprawiedliwy (dla prywatnych nabywców) i sprzeczny z założeniami Zielonego Ładu. Jedynym krajem, w którym system zachęca do zakupu służbowego elektrycznego samochodu, jest Wielka Brytania.

Źródło: Transport & Environment

Ale elektryczne też może być służbowe.

Niezwykle uważny czytelnik może, jakże przenikliwie, zauważyć, że samochód elektryczny też może być służbowy. To o co w ogóle chodzi, gdzie ta niesprawiedliwość? Niestety wszystko to policzono i wyszło, jak wyszło. W dodatku 60 proc. sprzedawanych nowych aut w Europie to sprzedaż flotowa. Tylko 12,4 proc. z nich stanowią samochody elektryczne. Zwolniło też tempo elektryfikacji tej części rynku. Nabywcy prywatni kupują te auta chętniej, niż firmy. Pech.

Źródło: Transport & Environment

Oczywiście podsumowanie tych wyliczanek może być tylko jedno, wezwanie Komisji Europejskiej do działania. Przywileje podatkowe powinny dotyczyć wyłącznie służbowych elektrycznych samochodów. Przydałoby się więc pozmieniać krajom systemy podatkowe. Może być trudno.

Nietrudno odmówić celności tej logice, ale i bezwzględności. Sprzedaż samochodów nowych to w większości sprzedaż flotowa. Jeśli tu się nie dokona elektryfikacja napędu, to nigdzie się nie dokona. Bez tego, tempo będzie żadne. A przedsiębiorcę najprościej zmusić do zmiany korzyściami podatkowymi, bądź ich brakiem. Sprytny ruch organizacji lobbingowej, nie poddają się.

REKLAMA

Praktyka bywa smutna.

Z drugiej strony jakoś nie słyszę tłumnych narzekań osób, ze służbowym elektrycznym samochodem. Natomiast da się zrobić to niemądrze. Znam dwa smutne przypadki, gdy do kursowania, także zimą, między odległymi miastami wykorzystywany jest Nissan Leaf i czasami zdarzało mu się, z powodu ubogiego zasięgu, nie dojeżdżać do celu. W innej firmie kilka elektrycznych aut świetnie wywiązuje się z zadań związanych z promocją, obstawiają wejścia do hal targowych. Nieco słabiej wygląda obłożenie w codziennym użytkowaniu. Auta warte blisko 300 tys. zł nie przejeżdżają 5 tys. km rocznie, bo pracownicy unikają wycieczek poza miasto. Bywa różnie, niektórzy są przeszczęśliwi, inni nie są w stanie przełamać uprzedzeń. System podatkowy zadecyduje za nich. Nie lekceważcie siły Transport & Environment i ich pomysłów, bo te stają się życiem.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA