Gdy jako dziecko pierwszy raz zobaczyłem Opla GT, myślałem, że to zmniejszony Chevrolet Corvette. Ale później nie mogłem przestać o nim myśleć. Jeden z najciekawszych Opli w historii właśnie kończy pół wieku.
Pierwszy Opel GT nie jest tak legendarny i doceniany, jak powinien być. Obecny na rynku zaledwie przez pięć lat, nigdy nie doczekał się prawdziwej sławy wśród kolekcjonerów. Również współczesna reinkarnacja tego modelu nie zapadła nikomu w pamięć. To nie oznacza, że my zapominamy o tym samochodzie. Jego pięćdziesiąte urodziny to doskonała okazja na przypomnienie historii jego powstania.
Kariera GT rozpoczęła się w 1968 roku, choć pierwsze próby stworzenia sportowego Opla rozpoczęto sześć lat wcześniej. Pod niezwykle atrakcyjną karoserią kryła się nieco mniej romantyczna mechanika. Opel GT był pod spodem ówczesnym Kadettem. Pamiętajmy, że mówimy jednak o tylnonapędowym i zwinnym modelu, który odnosił duże sukcesy w motorsporcie. To oznaczało, że był dobrą podstawą do stworzenia prawdziwie sportowego auta.
Trzeba przyznać, że karoseria była bardzo ładna.
Mimo niewielkich wymiarów ten model wyglądał muskularnie i agresywnie. Odpowiadał za to między innymi Amerykanin, Clare MacKichan, który miał za sobą pracę w Chevrolecie.
Co ważne, nieduże nadwozie nie wpływało na komfort kierowcy i pasażera. GT było zaledwie dwuosobowe, ale za to zapewniało sporo przestrzeni wewnątrz. Dało się w nim też usiąść wyjątkowo nisko.
Nadwozie bardzo dopracowano pod kątem aerodynamiki.
Praktyczność zdecydowanie ustąpiła tu miejsca opływowości i stylistyce. Karoserię początkowo miał wytwarzać Karmann, ale miał zbyt wiele zleceń, by móc się tym zająć. Niemcy zgłosili się więc o pomoc do Francji. Tamtejsza, podparyska firma Brissonneau & Lotz zgodziła się pomóc, ale sama również nie była w stanie podołać zadaniu. Dlatego karoserie tworzyła w końcu firma Chausson. Gotowe, pospawane „skorupy” były wiezione na lakierowanie pod Paryż, a dopiero później trafiały do Niemiec, gdzie dodawano silnik i całą resztę.
Długa maska, chowane reflektory, szerokie błotniki – oto wszystko, co najlepsze z końca lat 60.
Wspomniane reflektory wysuwało się specjalną dźwigienką umieszczoną w kabinie. Podobno chodziła ona na tyle ciężko, że z właścicieli Opli żartowano, że można ich poznać na ulicy po wyjątkowo umięśnionych ramionach.
Niestety, Opel GT nie jeździł równie bojowo, co wyglądał. Bazowy silnik 1.1 miał zaledwie 60 KM. Mocniejszy, 1.9 wytwarzał początkowo 90 KM. Jego najmocniejszy wariant miał 102 KM. Jak na tamte czasy, to nie były złe rezultaty. Ale Opel – ze swoim prostym zawieszeniem i bębnowymi hamulcami z tyłu - nigdy nie zdołał zagrozić bardziej utytułowanym, prestiżowym konkurentom.
Na bazie GT powstało wiele ciekawych wersji.
W 1971 roku zbudowano eksperymentalny, 120-konny model GT Elektro o napędzie elektrycznym. Rok później na bazie mocno zmodyfikowanego GT powstał także Diesel Rekordwagen, który miał przekonać szeroką publiczność o przewagach silnika wysokoprężnego nad benzynowym.
Wcześniej, w 1969 roku, planowano wprowadzenie modelu kabrio. W końcu w tamtych czasach każdy szanujący się samochód sportowy musiał mieć odmianę otwartą. Budowę karoserii zlecono Włochom z Fissore, ale w końcu projekt zarzucono ze względu na zbyt wysokie koszty. Szkoda.
Około 70% produkcji trafiło za Ocean.
Mogłoby się wydawać, że zakochani w Corvette Amerykanie nawet nie spojrzą na jej mniejszego i słabszego klona. Stało się inaczej – mały Opel zdobył wśród Jankesów niemałą popularność. Z nieco ponad stu tysięcy wyprodukowanych egzemplarzy ponad 70 tysięcy trafiło do klientów w Stanach.
Opel nie miał tam swoich salonów. Chętni musieli udać się do placówek Buicka. Naturalnie, wiele spośród sprzedawanych w USA egzemplarzy zamiast czterobiegowego „manuala” miało trzybiegowy „automat”.
Niestety, historia małego, acz muskularnego Opla dobiegła końca w 1973 roku, zaledwie pięć lat po debiucie.
Jedną z przyczyn końca GT było przejęcie francuskiego wytwórcy karoserii przez Renault. Ważniejsze było jednak zaostrzenie amerykańskich przepisów dotyczących bezpieczeństwa. Aby je spełnić, Opel GT musiałby przejść zaawansowane testy zderzeniowe. Uzyskanie dobrego wyniku nie było możliwe bez poważnych zmian konstrukcyjnych. Oplowi nie opłacało się ich przeprowadzać. Zwłaszcza że największy konkurent, Datsun 240Z, radził sobie wówczas coraz lepiej. Chyba dlatego, że był trochę lepszym samochodem.
Nazwa GT powróciła do gamy Opla w 2007 r.
Nazwano tak wtedy dwuosobowego, tylnonapędowego roadstera, napędzanego silnikiem 2.0T o mocy 264 KM. To był globalny model – w Stanach sprzedawano go jako Saturna Sky, można było kupić także bardzo podobnego Pontiaca Solstice. Nowe GT było mocno, szybkie i przyjemnie agresywne w prowadzeniu. Niedostatki wykończenia wnętrza rekompensowało niską ceną. Niestety, karkołomna misja pod tytułem „przekonać chętnych na samochód sportowy, że to, czego potrzebują, jest Oplem” zakończyła się niepowodzeniem. Produkcję zakończono w 2009.
Największą ciekawostką związaną z tym modelem jest fakt, że sprzedawano go w Korei jako Daewoo G2X.
Tak, tak – Daewoo. To od Nexii, Nubiry i Lanosa. To jeden z najbardziej zdumiewających przykładów tak zwanego badge engineering.
W 2016 roku zaprezentowano koncept o nazwie Opel GT.
Był napędzany litrowym silnikiem turbo, a niektóre akcenty jego nadwozia nawiązywały do pierwowzoru z lat 60. Mówiło się, że wersja produkcyjna ma trafić na rynek w 2018 roku z okazji półwiecza modelu. Ale tę rocznicę obchodzimy teraz, a o nowym GT nikt nic nie słyszy. Pewnie nowy właściciel marki, koncern PSA, nie jest zainteresowany takim projektem. Zamiast niego mamy takie modele jak Grandland X i Crossland X. Trochę szkoda. Ale może lepiej po prostu pozostać przy miłych wspomnieniach na temat GT?